Zatrzymano „odpowiedzialnego” za inwazję dronów nad Europą? Podejrzany tankowiec i szersze zagrożenie

Jak poinformowały francuskie władze, kraj ten otworzył śledztwo w sprawie działań, których dopuścić się miała załoga tankowca Boracay. Tankowiec ten, zakotwiczony obecnie na zachód od francuskiego wybrzeża atlantyckiego, w teorii pływa pod banderą Beninu. W teorii – jednostkę uważa się bowiem za „powiązany z Rosją” statek tzw. floty cieni. Innymi słowy, w praktyce należący i działający na rzecz tego agresywnego kraju, jednak z zachowaniem możliwości wyparcia się formalnych związków z nim.

Przyczyn wszczęcia postępowania oficjalnie nie podano. Francuzi poinformowali jedynie, że podejrzewają tankowiec o „poważne przestępstwa”. To jednak, czego brak w publicznym komunikacie, dopowiada się nieoficjalnie. Jak się bowiem domniemywa, jednostka statku (ktokolwiek w istocie ją tworzy) miała być zamieszana w niedawny kryzys bezpieczeństwa i falę incydentów nad Danią związaną z masowym naruszeniem przestrzeni powietrznej (i to nad krytycznym obiektami) przez „niezidentyfikowane” drony.

Do śledztwa odniósł się Emmanuel Macron, który obecnie przebywa notabene właśnie w Kopenhadze. Uczestniczy tam w szczycie przywódców UE – tuż przed początkiem którego Dania odnotowała istną inwazję dronów pojawiających się znikąd. Choć starannie unikał on publicznej deklaracji wprost, o co mu chodzi, sugestia jest czytelna i pokrywa się z istniejącymi już podejrzeniami. Tymi mianowicie, że drony te pojawiają się nad europejskimi miastami, a zwłaszcza portami, w wyniku działań Rosji.

Tankowiec o wielu nazwach

A bazą do nich mają być właśnie jednostki takie jak tankowiec Boracay. Który, skądinąd – i typowo dla zasady działania rosyjskiej floty cieni – pływać miał wcześniej pod mianem Kiwala. Pod tą nazwą zaledwie w lutym tego miał zostać objęty unijnymi sankcjami. Zanim został zatrzymany i zakotwiczony na wybrzeżu francuskim (nieopodal Saint-Nazaire), wypłynął zaś z rosyjskiego Primorska, szlakiem przez przez Bałtyk oraz cieśniny duńskie – akurat wtedy, gdy miała miejsce wspomniana fala dronów.

Prokuratura we Breście, w Bretanii, miała wszcząć postępowanie po sygnałach otrzymanych od francuskiej floty, która zatrzymała tankowiec. I tu kolejne kuriozum Załoga jednostki odmówiła współpracy z francuskimi władzami i nie potrafiła wyjaśnić swojej oficjalnie benińskiej przynależności państwowej. Dość nietypowe jak na załogę handlową – za to zupełnie zrozumiałe, jeśli w istocie tworzą ją, po części lub w całości, funkcjonariusze rosyjskich sił specjalnych lub tamtejszych służb wywiadowczych.

„Jest nas legion”

Tankowiec Boracay stanowi przy tym zaledwie jeden z potencjalnie setek statków rosyjskiej floty cieni. Jednostek najczęściej zdezelowanych, nabywanych bardzo niewielkim kosztem i takich, których „nie żal” utracić, gdyby przyszło właśnie do tego. Co za tym idzie, statki te uważa się powszechnie za zagrożenie dla środowiska, z uwagi na fakt, że pływają one z wyłączonymi transponderami (powodując zagrożenie wypadkowe), z reguły nie są ubezpieczone, zaś ich stanu technicznego można się tylko domyśleć.

Ostatnie wypadki unaoczniają jednak w istocie oczywistą konkluzję – taką, że zagrożenie wypadkowe ze strony tych jednostek jest i tak mniej palącym problemem, niż wykorzystanie ich przez Rosję do aktywnych działań wymierzonych w „państwa nieprzyjazne” (jak w rosyjskiej nomenklaturze propagandowej nazywa się wszystkie kraje niepopierające roszczeń i polityki Kremla). Ich działania w roli prymitywnych lotniskowców dla dronów jest w sumie logicznym pod względem relacji koszt-efekt posunięciem.

Pytanie, co kraje Europy z tym problemem – dostrzeżonym przecież już lata temu – zrobią konkretnego? Czy znów ograniczą się do narad i konsultacji?