Niniejsza informacja może brzmieć niemal jak anegdota – gdyby nie jej implikacje i potencjalne konsekwencje. Otóż w amerykańskim stanie Kalifornia właśnie promulgowano przepisy, które zakazują funkcjonariuszom organów policyjnych (dosł. „law enforcement officers”) noszenia zasłon twarzy, ani czegokolwiek, co utrudniałoby ich identyfikację. Zakaz przewiduje kilka wyjątków, jak np. osłony balistyczne dla zespołów SWAT czy maski N95 w przypadku zagrożenia epidemiologicznego – ale to tyle.
Odruchowe reakcje mogą wybrzmieć w stylu „to wspaniale” – w końcu większa jawność działania organów władzy publicznej zawsze jest pożądana. Tyle, że akurat bynajmniej nie to mieli na myśli kalifornijscy politycy. A wprost przeciwnie – raptem rok temu, w dobie pandemii, Kalifornia zasłynęła z arbitralnych i często zupełnie bezsensownych prób egzekwowania drakońskich lockdownów wprowadzanych przez tamtejsze władze. A zajmowali się tym właśnie policjanci w maskach – i wtedy nie budzili oburzenia polityków.
Z troski o „społeczność imigrantów”
Teraz jednak zaczęli – z tym, że nie kalifornijscy policjanci, a ci federalni. Nowe przepisy Kalifornia wprowadziła bowiem właśnie i w istocie wyłącznie z myślą o funkcjonariuszach federalnych służb imigracyjnych (zwł. Immigration and Customs Enforcement, alias ICE). Dokonują oni rajdów, zatrzymań oraz deportacji nielegalnych imigrantów – których w Kalifornii są miliony, zaś których deportacje pod rządami Donalda Trumpa nabrały masowego charakteru.
Zresztą z poparciem większości wyborców – choć akurat nie tych z Kalifornii. Tam bowiem nielegalni imigranci stanowią polityczną świętą krowę, zaś tamtejsi politycy chronią ich interesy nierzadko bardziej, niż rodowitych obywateli. Także rzesze lewicowych aktywistów nie tylko przeciwko temu protestują, ale usiłują deportacje uniemożliwiać (nierzadko siłą i przemocą). Ze względu zaś na ich taktykę doxxowania (tj. publicznego ujawniania prywatnych informacji) funkcjonariuszy ICE, ci ostatni powszechnie są zamaskowani.
Kalifornia rozkazuje Waszyngtonowi?
I to właśnie usiłuje uniemożliwić Kalifornia. Oczywiście szkopuł pozostaje ten, że stanowi politycy nie mają żadnej władzy nad organami federalnymi. Ci ostatni zresztą w sprawach służbowych także podlegają nie stanowym, a federalnym przepisom. To zaś, czy te ostatnie mogą po prostu ignorować (wiadomo, że w tym przypadku będą – co już zapowiedziano), pozostaje kwestią niedookreślona prawnie. Wygląda więc na to, że stanowe i federalne władze będą próbowały nawzajem zmusić się do posłuszeństwa i ustąpienia.
Oczywiście, biorąc pod uwagę bezbrzeżną dziurę budżetową, w jakiej znajduje się Kalifornia, a także zależność tego stanu od subsydiów z Waszyngtonu, walka ta może być dość krótka. Zwłaszcza, że pośród kalifornijskich policjantów, którzy mieliby wymysły stanowych władz egzekwować, nielegalni imigranci oraz wspierający ich politycy nie są sprawą specjalnie popularną. A nawet wprost przeciwnie.