Zabijanie ludzi jako atrakcja za opłatą. Prokuratura wszczęła śledztwo

Po serii, trudno to inaczej ująć, szokujących publikacji prasowych włoska prokuratura otworzyła dochodzenie w sprawie zbrodni, jakich dość miało w toku wojen w b. Jugosławii. Samo popełnienie tych zbrodni jest kwestią powszechnie znaną – którą jednak zajmował się specjalnie w tym celu ustanowiony trybunał ICTY w Hadze (a po jego zamknięciu – IRMCT). Włoskich śledczych interesuje natomiast co innego – zbrodnie, których sceną miało być Sarajewo, sprawcami – włoscy obywatele, zaś motywem – chora rozrywka.

Źródłem tych enuncjacji jest memorandum, jakie do prokuratury w Mediolanie w styczniu tego roku skierował Ezio Gavazzeni, włoski pisarz i dziennikarz. Jak twierdzi, w toku swojej aktywności dziennikarskiej śledził dowody zbrodni popełnianych w latach 90 w krajach b. Jugosławii – w tym w Bośnii. Dochodzić tam miało właśnie do scen według zarysowanego scenariusza, przypominającego raczej dystopijną fantastykę niż realia, nawet na tle krwawych wojen pomiędzy narodami zachodnich Bałkanów, gdzie na porządku dziennym były tak zbiorowe walki, jak i zabójstwa czy napaści w relacjach osobistych.

Sarajewo w dolinie

Sceną dla tych makabrycznych wydarzeń miał być jeden z najbardziej słynnych i zarazem tragicznych aspektów jugosłowiańskiej wojny – oblężenie Sarajewa, stolicy Bośni. Oblężenie to trwało od 1992 do 1996 roku i pochłonęło co najmniej 11 tys. ofiar. Było ono o tyle tragiczne, że z uwagi na położenie oraz rozkład kontrolowanych przez walczące strony terytoriów, ludność miasta nie miała specjalnych szans, by en masse się z niego ewakuować. Niewiele pomogły tutaj „siły pokojowe” ONZ, które mimo obecności na miejscu bodaj po raz pierwszy tak dogłębnie wykazały swoją bezużyteczność.

Co więcej, ze względu na topografię – Sarajewo leży w dolinie otoczonej wzgórzami, zapewniającymi znakomity widok na miasto – mieszkańcy, którzy w nim ugrzęźli, stanowili doskonały cel. Oblegające siły bośniackich Serbów ulokowały swoją artylerię oraz strzelców wyborowych właśnie na tych wzgórzach, skąd w niezakłócony sposób, niemal w komfortowych warunkach raziły znajdujące się poniżej zabudowania i ich mieszkańców. I właśnie być może ten komfort mógł, przynajmniej po części, przyciągnąć ludzi, których na wojnach z reguły się nie widzi.

Ludzi ze skłonnościami psychopatycznymi (tych akurat na wojnie z reguły nie brakuje), z bardzo głębokimi portfelami (tych już tak, zwłaszcza w strefie aktywnych działań wojennych) i pragnieniem, by wykorzystać te portfele w celu zapewnienia sobie makabrycznej rozrywki. Jak twierdzi wspomniany Gavazzeni, bogaci obcokrajowcy – w tym obywatele Rosji, USA czy właśnie Włoch – mieli przyjeżdżać pod Sarajewo, by móc – za opłatą, wedle szczegółowego cennika, zależnego m.in. od ofiary – strzelać do mieszkańców oblężonego miasta.

Atrakcje turystyczne

Informacje o tym, że takie praktyki miewały miejsce, pojawiały się już wcześniej. Już w latach 90′ miał o tym pisać dziennik „Corriere della Sera”, jednak w tonie spekulacji, nie dysponując dowodami. Do zdobycia tychże bliżej mógł mieć słoweński reżyser Miran Zupanic, który nakręcił dokumentalny film „Sarajevo Safari”, opublikowany w 2022 roku. Właśnie po zobaczeniu tego ostatniego, twierdzi Gavazzeni, poświęcił się on szukaniu dalszej dokumentacji tej sprawy. Miał ją on opisać w swoim wspomnianym, liczącym 17 stron memorandum do prokuratury.

Informacje o polowaniach na ludzi, oferowanych przez siły separatystów, nieoficjalnie dotarły jakoby do oficerów wywiadu oddziałów bośniackich pod koniec 1993 roku. Ci mieli przekazać je przedstawicielom włoskiego wywiadu wojskowego SISMI. Ten ostatni miał wtedy po cichu przeprowadzić własne dochodzenie i odkryć, że „turyści odwiedzający Sarajewo” korzystali głównie ze szlaku przez Włochy, docierając na tereny kontrolowane przez separatystów drogą powietrzną z włoskiego Triestu, serbskimi liniami lotniczymi Aviogenex. Po tym odkryciu, w 1994 r. Włosi mieli powstrzymać dalsze makabryczne „wycieczki” bogatych morderców.

Oczywiście, pozostaje tu kwestia wiarygodności oskarżeń dotyczących całej sprawy. Biorąc pod uwagę standardy wojny w b. Jugosławii, nie wydaje się to wcale wykluczone – zwłaszcza biorąc pod uwagę wzajemną nienawiść walczących stron (wojny domowe są pod tym względem z reguły najgorsze ze wszystkich), a także palącą potrzebę pieniędzy. „Turyści” mieli bowiem płacić równowartość około 80-100 tys. euro. Tym niemniej niezbędne będą dowody, by oskarżenia włoskich prokuratorów znalazły potwierdzenie przed sądem. A to może nie okazać się takie proste do uzyskania.

Ile warte (w gotówce) jest prawo?

W samej Bośni po zakończeniu wojny prowadzono w tej sprawie postępowanie – które jednak zakończyło się umorzeniem. Na ten fakt bez wątpienia powołaliby się prawnicy oskarżonych (których tożsamość pozostaje skądinąd największą zagadką – ani prokuratura, ani publikacje medialne nic na ten temat nie wspomniały). Podobne powątpiewania wyrazić mieli dawni członkowie sił pokojowych ONZ, twierdzący, że trudne, o ile nie niemożliwe byłoby dostanie się do ogarniętej wojną Bośni, zwłaszcza tuż pod samo Sarajewo, bez bycia zatrzymanym albo choćby dostrzeżonym po drodze.

To wszystko prawda – chaos wojenny bardzo nie sprzyja swobodzie komunikacyjnej. Tym niemniej, jeśli ktoś zapłaciłby odpowiednio dużo za eskortę…. Podobne wątpliwości można też niestety mieć wobec bośniackiego wymiaru sprawiedliwości – tak dziś, jak i zwłaszcza tuż po wojnie zmagał się on z problemem olbrzymiej korupcji. Zresztą przecież także przedstawiciele ONZ byli umoczeni w liczne skandale – zarzucano im m.in. gwałty, łapówkarstwo, korupcję (przydatną, by skłonić do przymykania oczu na transporty broni czy handel ludźmi) zacieranie dowodów zbrodni i inne podobne osiągnięcia.

Czy można sobie zatem wyobrazić, że także przedstawiciele ONZ brali łapówki w zamian za to, by „nie zauważyć” bogatych degeneratów przybywających pod Sarajewo, by sobie dla rozrywki kogoś zabić. No ba, i to jeszcze jak…