Od kilku godzin w mediach krąży europejska modyfikacja amerykańskiego, 28-punktowego planu zakończenia wojny w Ukrainie. Kluczowe, europejskie różnice zamknęły się w zwiększeniu ukraińskiej armii z 600 000 do 800 000 żołnierzy. Zmodyfikowały zapis o zakazie wojsk NATO w Ukrainie, tylko na okres pokoju, utrzymały podział wzdłuż linii frontu… Ale zmodyfikowano dokument o gwarancje bezpieczeństwa klasy 'Art. 5 NATO’ i odbudowę za środki z rosyjskich aktywów zamrożonych w Europie.
W zapisie nie ma mowy o tym, by Rosja czerpała finansowe korzyści z odbudowy Ukrainy. To rozwiązanie brzmi jak coś, co mogłoby spodobać się bardziej pragmatycznym europejskim politykom… Którzy zaczynają coraz głośniej mówić o zmęczeniu wojną. Jednak istnieje olbrzymia szansa, że na Kremlu nie spotka się to z aprobatą, i propozycja przepadnie. Ukraina miała paść łupem Rosji w kilka tygodni.
Po 4 latach wojny, wyniszczającej rosyjski budżet, kosztującej setki tysięcy istnień, perspektywa 'okopania się’ Ukrainy w strukturach podobnych do NATO wydaje się strategiczną porażką, mimo taktycznych zdobyczy terytorialnych. Nie dajmy się jednak zwieść. Zdobyte terytoria są w opłakanym stanie, wymagają potężnych inwestycji. Ekspolracja złóż 'Donbasu’ to proces rozłożony na ew. wiele dekad. Sprawę skomentował wreszcie Biały Dom. Co ustalono w Genewie?
Waszyngton. Rozmowy idą w dobrą stronę?
Amerykanie bardzo unikają emocjonalnych deklaracji. Jednak materia jest poważna, bo od początku wojny to właśnie Waszyngton wyznaczał strategiczne ramy pomocy dla Kijowa. Po serii rozmów z ukraińską delegacją, Biały Dom przekazał, że współpraca była „produktywna”, a obie strony uznały konieczność dalszych konsultacji nad dopracowaniem projektu. Być może Wołodymyr Zełenski odwiedzi USA w nieodległej przyszłości.
Brzmi to jak klasyczna dyplomatyczna formuła, ale między wierszami nowego stanowiska Białego Domu możemy wyczytać coś jeszcze. Ukraina miała dać do zrozumienia, że obecna wersja (dopracowana z Europą) propozycji spełnia jej kluczowe wymogi bezpieczeństwa. Mowa tu prawdopodobnie o zapisie na podstawie Artykułu 5 NATO, zgodnie z którym w razie ponownego ataku na Kijów, całe NATO zobowiązane jest zareagować.
To szczególnie istotne, bo amerykańscy doradcy od dawna podkreślają, że jakiekolwiek gwarancje będą musiały być kompatybilne z interesem przyszłej administracji USA. Niezależnie od tego, kto wygra w listopadowych wyborach uzupełniających do Kongresu. Przez ten pryzmat warto czytać też najnowsze wypowiedzi Zełenskiego.
Sam Zełenski zasugerował, że z otoczenia Donalda Trumpa płyną sygnały gotowości do rozmowy. Dla rynków to sygnał, że pewne elementy architektury bezpieczeństwa są już na stole i mogą przetrwać polityczną zmianę w Waszyngtonie. To nie jest małe osiągnięcie. Teraz do tanga trzeba Rosji. Jednocześnie trudno sobie wyobrazić, by ukraińskie dowództwo czy parlament z dnia na dzień zaakceptowały wszelkie ograniczenia dotyczące armii czy rezygnację z działań na rzecz wyzwolenia okupowanych terytoriów.
Von der Leyen postawiła granicę
Wcześniej, przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, już kilkakrotnie pokazywała, że myśli kategoriami strategicznymi, a nie sondażowymi. Tym razem również nie zostawiła złudzeń. Oceniła, że jeśli ma powstać poważny plan zakończenia wojny, to nie może on polegać na tym, że Ukraina stanie się państwem o odgórnie ograniczonej suwerenności.
Wskazała jednoznacznie, że żadne granice w Europie nie mogą być rysowane siłą, a wszelkie próby narzucania Kijowowi limitów dotyczących jego armii czy polityki bezpieczeństwa stoją w sprzeczności z europejskimi wartościami i interesem całej Wspólnoty. Innymi słowy: Bruksela nie zamierza organizować pokoju 'na pół gwizdka’, który w rzeczywistości byłby jedynie pauzą przed kolejną rundą agresji.
To zresztą ciekawy kontrapunkt dla rosnącej presji części zachodnich ekonomistów, którzy zaczynają ostrzegać, że przeciągający się konflikt obniża potencjał rozwojowy Europy i podkopuje jej konkurencyjność wobec USA i Chin. Von der Leyen, jakby świadoma tej debaty, zdaje się sugerować: krótkoterminowe koszty nie mogą przesłonić długofalowego bezpieczeństwa… A to bez wolnej i niezależnej Ukrainy nie istnieje.