Donald Trump nie ma cierpliwości do Putina i coraz głośniej to okazuje. Dziś, czyli w poniedziałek 28 lipca podczas wizyty w Szkocji, prezydent USA zniecierpliwionym tonem zapowiedział nowy, znacznie krótszy termin ultimatum. Rosja ma zaledwie 10 do 12 dni na wstrzymanie działań wojennych w Ukrainie.
Jeśli nie, Waszyngton uderzy nie tylko w Moskwę, ale także w państwa, które w ocenie USA podtrzymują rosyjską machinę wojenną poprzez handel. Choć Trump znany jest z teatralnych gestów, tym razem jego słowa brzmią jak preludium do większego przesilenia.
Koniec cierpliwości w Białym Domu
„On mówi, mamy takie miłe rozmowy, uprzejme… Ale potem tej samej nocy ktoś ginie od rakiety” — tak Trump podsumował swoje doświadczenia z Putinem. Brzmi jak frustracja mężczyzny, który uwierzył, że osobiste relacje są w stanie zakończyć wojnę. Teraz po prostu zmuszony jest przyznać, że to nie wystarczy.
Trump, wracając do Białego Domu z obietnicą „błyskawicznego zakończenia wojny”… Balansuje dziś na linie między presją militarną a presją ekonomiczną. Ponieważ ta pierwsza nie daje rezultatów, sięga po narzędzia, które nowe administracja i świat znają już dobrze, czyli ostre sankcje i cła.
Główna nowość w arsenale Trumpa to tzw. sankcje wtórne. Oznaczają one, że kraje kupujące rosyjską ropę, gaz czy inne surowce — jak Indie czy Chiny — mogą wkrótce poczuć na własnej skórze gniew Waszyngtonu. Stany mają już gotowe projekty ustaw przewidujące nawet 500% taryfy celne na towary z państw wspierających rosyjski eksport surowcowy. I nie jest to błąd w tłumaczeniu.
W praktyce to gospodarczy szantaż, ale niepozbawiony logiki. W ocenie administracji Trumpa każdy dolar za rosyjską ropę to amunicja dla armii Putina. A skoro Moskwa nie słucha słów, to posłucha portfela. Problem? Trump jednocześnie próbuje dogadać się z Indiami w sprawie nowego układu handlowego, a jego negocjatorzy wciąż siedzą przy stole z przedstawicielami Pekinu w Sztokholmi. Zatem sankcje na tych partnerów (i kluczowych klientów Moskwy) to gra na krawędzi … Z ryzykiem, że własny dom handlowy może się rozsypać.
Medwiediew odgraża się Amerykanom
Moskwa, jak można było się spodziewać, nie przyjęła ultimatum z pokorą. Dmitrij Miedwiediew, były prezydent, a dziś prawdziwy moskiewski jastrząb, rzucił w stronę USA komunikat przypominający raczej groźbę niż dyplomatyczną odpowiedź. „Trump powinien pamiętać, że Rosja to nie Iran ani Izrael”, stwierdził i zasugerował, że Moskwa nie da się zaszantażować. W innym wywiadzie powiedział wprost: „To gra ultimatum. To krok ku wojnie”.
To echo zimnowojennej doktryny: z Rosją się nie rozmawia z pozycji siły. Problem w tym, że Trump rozmawia właśnie tak. Putin od miesięcy nie przejawia chęci do rozmów. Zamiast negocjacji preferuje kolejne zmasowane ataki na ukraińskie miasta. Wymiana jeńców w Stambule to ledwie cienka nić kontaktu. Żadnych realnych rozmów pokojowych.
Z kolei Trump, jeszcze niedawno oskarżający prezydenta Zełenskiego o blokowanie porozumienia, dziś przekierowuje swój gniew na Kreml. Gra pozorów się kończy. Trump nie chce już dłużej „miłych rozmów”. Zamiast tego mówi o stówce — nie dni, ale 100% ceł na rosyjskie towary. To miał być kij. Teraz pojawia się kolejny. Kij, który ma uderzyć pośrednio we wszystkich, którzy kupują cokolwiek od Moskwy.
Surowce kontra sankcje
Rosja, mimo zachodnich sankcji, wciąż utrzymuje gospodarkę na powierzchni dzięki sprzedaży surowców. Ropa, gaz, uran czy metale ziem rzadkich to nie tylko paliwo dla przemysłu, ale też dla polityki Kremla. Trump dobrze to wie. W ostatnich dniach Trump mówił wprost, że Rosja mogłaby „być jednym z najbogatszych krajów świata”, gdyby zamiast inwestować w wojnę, skupiła się na handlu.
„Mają wszystko – ropę, gaz, ziemie rzadkie. Tylko że wszystko wydają na bomby” — stwierdził, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że Putin wybiera rakiety zamiast rynku. Czy Trump pójdzie na całość i uruchomi sankcje wtórne? Czy zdecyduje się zaryzykować relacje z Chinami i Indiami, by złamać opór Putina? A może to kolejne rozgrywki pokerowe … Z blefem, podbijaniem stawki i testowaniem cierpliwości? Sam Trump powiedział, że nie ma niczego pewnego, a szansa na deal z Moskwą choć spadła – nadal istnieje.