Jak wiadomo, administracja Donalda Trumpa podejmuje, nazwijmy to, bezpośrednie działania w celu zahamowania tempa szmuglu narkotyków z Ameryki łacińskiej do USA. Chodzi przede wszystkim o fentanyl, wytwarzany przez meksykańskie kartele narkotykowe z masowo dostarczanych z Chin (a wedle niektórych opracowań, skrycie dotowanych przez chińskie państwo) odczynników, oraz kokainę – której „tradycyjnym” źródłem jest z kolei Kolumbia.
Rzeczone bezpośrednie działania przybrały postać militarnych, „kinetycznych” uderzeń z powietrza na jednostki morskie zidentyfikowane przez amerykańskie służby jako transportujące narkotyki. Uderzenia nie mają charakteru skrytego – wprost przeciwnie, administracja Trumpa ani myśli się ich wstydzić, publikując wybrane nagrania w mediach społecznościowych.
Co oczywiste, i na co zapewne liczyła, czyniąc to, z miejsca wywołało to graniczące z szałem reakcje jej oponentów.
Relacje dobrosąsiedzkie
Zarówno tych wewnątrzamerykańskich – mowa o co radykalniejszych politykach Partii Demokratycznej – jak i niektórych przywódcach z Ameryki łacińskiej. W tym gronie za postać najmroczniejszą z punktu widzenia działań narkotykowych uchodzi dyktatorski Wenezueli, Nicolas Maduro. Nie chodzi przy tym o fakt, że jego „boliwariański socjalizm” do szczętu zniszczył ten całkiem zamożny niegdyś kraj, co fakt, że Maduro uchodzi za bezpośredniego patrona i lidera tamtejszego Cartel de Los Soles.
Medialnie jednak zdecydowanie przyćmiewa go inny wódz z Ameryki południowej – prezydent Kolumbii Gustavo Petro. Jest to pierwszy w dziejach tego kraju lewicowy polityk u steru państwa, zaś karierę zaczynał jako bojownik w szeregach marksistowskiego ugrupowania partyzanckiego M19. Samo ugrupowanie, jak bez mała wszystkie frakcje i ruchy partyzanckie, z których aktywnością od dekad zmaga się Kolumbia, było zaś oskarżane o masowy handel narkotykami.
Sam Petro znany jest z pozytywnego stosunku do kokainy, uważając, że narkotyk ten nie jest bardziej szkodliwy niż alkohol. Twierdzi też, że Kolumbia ma tradycje uprawy koki i odrzuca postulaty walki z uprawą tej rośliny. W toku swojej kadencji prezydenckiej realizował zaś radykalny plan „pokojowy”, którzy krytycy uważają po prostu za kapitulację wobec karteli narkotykowych. Te miały rozwinąć skrzydła i produkcję kokainy w skali niewidzianej od dekad. I bez specjalnego sprzeciwu Petro.
Kolumbia wraca do „tradycji”
Być może tym można wyjaśnić, dlaczego Gustavo Petro, choć tak łagodnie podchodzi o przestępczości narkotykowej, tak ostro reaguje (przynajmniej w sferze deklaracji), gdy chodzi o walkę z nią. Dał temu wyraz przy okazji kilku wspomnianych uderzeń, choć w przypadku tego, który miał miejsce ostatnio, być może przeszedł siebie. Chodzi o sobotni atak na okręt podwodny (!), uważany za należący do kolumbijskich Sił Wyzwolenia Narodowego (Ejército de Liberación Nacional).
Pomimo szumnej nazwy, grupa ta uchodzi za jeszcze jeden kartel narkotykowy, i takie też funkcje realizować miał wspomniany okręt podwodny. Była to jednostka stosunkowo mała, jak na standardy flot wojennych wręcz miniaturowa, jednak sam fakt, że grupa przestępcza posiada tak zaawansowane jednostki jak okręty podwodne, robi wrażenie. Teraz posiada jednak o jeden mniej, ponieważ siły amerykańskiego Dowództwa Południowego (USSOUTHCOM) rzeczony zniszczyły.
W obronie biednych rybaków
W reakcji Petro oskarżył Amerykanów o mordowanie niewinnych załóg, które według niego stanowili „skromni rybacy”. Zwracał się też z dość melodramatycznymi pytaniami do Trumpa, co ten zamierza powiedzieć ich rodzinom, i oskarżał go (a także cały „kapitalizm”, który odrzuca) o chciwość i pogardę dla swojego kraju. Skądinąd to i tak powściągliwe określenia – całkiem niedawno Petro, będąc w Nowym Jorku, wzywał amerykańskich żołnierzy do buntu przeciw administracji Trumpa.
Ze swej strony Trump określił Petro jako „nisko ocenianego, niepopularnego i pyskatego” (dosł. „with a fresh mouth”). Co więcej, twierdzi on, że sam kolumbijski prezydent sam zamieszany jest w handel narkotykami
Wymiana uprzejmości nie skończyła się na samych słowach. Trump zdecydował o odcięciu pomocy militarnej, którą Kolumbia, uprzednio bodaj najbardziej stabilny aliant USA w Ameryce łacińskiej, otrzymywała nieprzerwanie od 1997 roku. Jej oficjalnym celem była jednak walka z kartelami i branżą narkotykową, zaś jak była mowa, twierdzi Biały Dom, tę ostatnią administracja Gustava Petro wręcz chroni, zamiast zwalczać. Trump zagroził także bezpośrednimi uderzeniami na cele związane z kartelami w Kolumbii.