Od czasu do czasu napotkać można na informacje, które – pomimo swej racjonalności – wydają się tak abstrakcyjne, że aż absurdalne (i to nawet wówczas, gdy ich przedmiotem są Talibowie, którzy ogólnie nadają na nieco innych falach niż większość globu).
Wydarzenia takie określa się niekiedy jako takie, których zabrakło na planszy Bingo pośród przewidzianych scenariuszy. Rzeczywistość ma jednak uroczy zwyczaj zaskakiwać doniesieniami, które wielu odbiorcom nie mieściłyby się w głowie. Tak jak i – być może – tym razem.
Talibowie idą z duchem postępu
Oto bowiem Talibowie na szeroką skalę wprowadzają cyfrowe dokumenty tożsamości. I to nie tylko na terenie samego Afganistanu, który kontrolują (pomimo faktu, że niektóre części kraju tradycyjnie płoną). Program ten bowiem obejmuje również Afgańczyków przebywających w innych krajach.
Jak poinformowało Biuro Statystyk i Informacji Islamskiego Emiratu Afganistanu, otworzono już stosowne biuro w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, które ma obsługiwać ten proces. Kolejne podobne biura mają powstać w Iranie, Turcji i Pakistanie.
Kraje te należą do nielicznego grona, które oficjalnie uznaje rząd Talibów. Jednak oficjalne uznanie – swoje, a realia – swoje. Kontakty, jakie Talibowie utrzymują ze światem, przez ostatni rok nabrały bowiem nader pragmatycznego charakteru. Dalece bardziej, niż wynika to z ideowego tonu ich ideologii.
Islamizm – islamizmem, ale jest biznes do zrobienia…
Przykładowo, brytyjskie firmy zupełnie jawnie biorą tam udział w przetargach na wydobycie złóż naturalnych (i to w kraju, w którym jeszcze niedawno walczyli brytyjscy żołnierze). Niemcy zaś mają prowadzić skryte negocjacje w sprawie deportacji afgańskich „azylantów” z dorobkiem kryminalnym.
Teraz zaś obserwować można sytuację, w której Talibowie realizują program rodem z dystopijnych wizji World Economic Forum. Elektroniczne dowody tożsamości, i to nawet dla tych, którzy wyjechali za granicę. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, Klaus Schwab najpewniej byłby dumny…