Wojny z reguły kończą się spektakularnymi deklaracjami, ale by narracje obu stron poszły w obieg, między gabinetami muszą krążyć tony dokumentów. Wygląda na to, że właśnie taki etap zaczyna się w sprawie Ukrainy. W ostatnich dniach w otoczeniu Wołodymyra Zełenskiego dużo mówi się o enigmatycznym 'planie’, jaki Amerykanie dostarczyli Kijowowi. Plan naprawdę trafił na biurka dyplomatów z Ukrainy. Jest inspirowany tym 28 punktowym dokumentem, który Trump rzygotował dla Strefy Gazu.
Na stole znaleźć ma się m.in. redukcja liczebności ukraińskiej armii. Zełenski skomentował, że jest gotowy pracować z USA i Europą na rzecz pokoju, oraz, że jest gotowy do negocjacji szkicu amerykańskiej inicjatywy. Jednocześnie ukraińska armia prowadzi walki w rejonie Pokrowska, do którego wpięte zostały nowe szlaki logistyczne. Ropa spadła po tych wiadomościach, wyceniając potencjalnie wyższe szanse na odwilż relacji Waszyngtonu z Moskwą… I poluzowanie sankcji na rosyjskie surowce.
Tajny dokument i niewygodne punkty
Choć szczegóły projektu pozostają niejawne, przecieki z amerykańskich i europejskich mediów kreślą obraz planu, który bardziej pasuje do końcowego etapu rozmów sił globalnych, a nie do oczekiwań samego Kijowa. Według ustaleń kilku redakcji plan ma obejmować aż 28 punktów.
Najbardziej kontrowersyjne fragmenty? Przekazanie Rosji całego Donbasu, a nawet co brzmi jak tragiczny scenariusz, oraz ustąpienie Zełenskiego z urzędu po zakończeniu wojny. Do tego dochodzi wymaganie o połowę mniejszej armii ukraińskiej, co pozornie brzmi, jak zgoda na trwałe osłabienie.
Z drugiej strony oznacza to, że Ukraina utrzyma siły zbrojne rzędu ok. 200 tys. żołnierzy, które prawdopodobnie w zaawansowaną i 'brakującą’ broń wyposażą Stany Zjednoczone. Zatem osłabienie nie równa się słabość uniemożliwiająca ew. stawianie oporu Rosji w przyszłości.
W tle pojawia się też pomysł, by w ramach 'normalizacji’ znieść część sankcji nałożonych na Moskwę. Z perspektywy rynków finansowych taka decyzja mogłaby odblokować rosyjskie aktywa i ustawić nowe linie podziału w globalnym handlu. Z perspektywy Ukrainy brzmiałoby to jak oddanie jednego z niewielu realnych instrumentów nacisku.
Rozmowy po amerykańsku: dyskretne delegacje, szybkie spotkania
20 listopada w Kijowie wylądowała delegacja Pentagonu z sekretarzem armii Danem Driscollem i grupą generałów. Oficjalnie — techniczne konsultacje. Nieoficjalnie — wzmocnienie sygnału, że USA chcą przejść z fazy „pomocy” do fazy „rozwiązania”.
Równolegle w Miami specjalny wysłannik Donalda Trumpa, deweloper-miliarder Steve Witkoff, spotkał się z szefem ukraińskiego RBNiO, Rustemem Umerowem. I to właśnie przez Witkoffa Kijów miał otrzymać część propozycji. Brzmi jak teatr dyplomacji równoległej: biznesmeni, politycy, doradcy — każdy rozmawia, ale nikt nie chce oficjalnie przyznać, o czym naprawdę.
Dodatkowego smaczku sprawie dodał wpis Witkoffa na platformie X, w którym napisał enigmatyczne „Pewnie dostał to od K”. Wpis bardzo szybko zniknął, jednak w mediach zrobiło się gorąco: „K” — czyli kto? Wiele wskazuje na Kiryła Dmitrijewa, wpływowego szefa Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich. Jeśli to prawda, to plan, który trafia dziś do Kijowa, mógł powstawać bliżej Kremla, niż by ktokolwiek przyznał oficjalnie.
Zełenski w potrzasku
Kancelaria prezydenta Ukrainy potwierdziła, że dokument dotarł. Zastrzegła jednak, że żaden punkt nie jest zaakceptowany. Teraz Kijów–Waszyngton ma pracować nad nim tak, by doprowadzić do godnego zakończenia wojny. Słowo godnego wydaje się tu kluczem. Kijów wyraźnie nie chce dać się wepchnąć w rolę państwa proszącego o pokój na cudzych warunkach, ale zdaje się rezygnować z najtwardszych warunków.
Wypowiedzi ukraińskich urzędników sugerują, że Zełenski chce poszerzyć grono rozmówców o europejskich partnerów. To ma być formą politycznego bezpiecznika przed dwustronną umową między USA a Rosją. Nie bez powodu odwołano spotkanie w Stambule, w którym miała wziąć udział Ukraina, USA i Turcja. Kijów uznał format za zbyt wąski jak poważne ustalenia?
Moskwa udaje, że nie ma tu nic szczególnego. Rzecznik Kremla oświadczył, że po spotkaniu Putina z Trumpem na Alasce nie pojawiły się „żadne nowe elementy”. Tyle że to zdanie można odczytać w dwóch kierunkach: albo Rosja próbuje uspokoić własną opinię publiczną, albo — co bardziej prawdopodobne — nie chce zdradzać, jak szerokie są kanały jej kontaktów z administracją Trumpa.
Geopolityczna układanka dopiero się zaczyna
Jeśli Zachód naprawdę oczekuje od Ukrainy, że odda kolejne terytoria i przyjmie narzucone warunki, to taki pokój mógłby dość szybko zamienić się w pauzę przed kolejną eskalacją. Z ekonomicznego punktu widzenia presja na szybkie zakończenie konfliktu jest zrozumiała. Globalne rynki, inwestorzy, a przede wszystkim ukraińskie społeczeństwo mają już dość.
Najbliższe dni będą kluczowe. Zełenski liczy na rozmowę z Trumpem. Nie jest tajemnicą, że to dopiero ona może przesądzić o tym, czy plan trafi do kosza, czy stanie się podstawą nowej architektury bezpieczeństwa Europy Wschodniej. O ewentualnych szczegółach będziemy informować na bieżąco.