Szwajcaria: zamieszki, imigranci próbowali zlinczować polityka. Incydentów będzie więcej?

Szwajcaria nie kojarzy się z niepokojami – czy to tymi politycznymi, czy tymi bardziej gwałtownymi. Wprost przeciwnie, popularne wyobrażenie tego alpejskiego kraju to górska oaza spokoju, politycznej senności oraz dyskretnie nagromadzonego, narodowego bogactwa. Ostatecznie Konfederacja Szwajcarska przez całe wieki izolowała się od toczonych w Europie wojen i innych wydarzeń czy procesów politycznych.

Szwajcaria już nie ta sama?

I choć nie była przez te wieki zupełną oazą spokoju – faktycznie nie walcząc w większości europejskich konfliktów (chyba że wysyłając na nie najemników), ale za to przeżywając co najmniej kilka wojen domowych, z których ostatnie miały miejsce jeszcze w XIX w. – to w stosunku do ostatniego ostatniego półtora stulecia ten arkadyjski obraz w istocie miał wiele wspólnego z rzeczywistością. Niestety, ta epoka w historii Helwetów właśnie zdała się dobiec końca.

Oto bowiem Szwajcaria przeżyła właśnie pierwsze wstrząsy „w stylu francuskim”. Agresywni imigranci rabujący sklepy i podpalający setki samochodów, gdy tylko któryś z nich, trudniąc się bandytyzmem, został aresztowany lub zginął w starciu z policją. Względnie gdy rząd przebąkuje o redukcji wypłacanych imigrantom niczym haracz zasiłków. Brzmi znajomo? Z takich scen słynęły dotąd głównie brudne, zapuszczone przedmieścia Paryża czy Marsylii. Jak się okazuje, już nie tylko one.

https://twitter.com/FapeFop90614/status/1960254353232519575

Świadkiem dokładnie takich scen od dwóch dni jest Lozanna. Zamieszki wybuchły tam po tym, jak 17 złodziej-imigrant pochodzenia kongijskiego zginał w toku ucieczki przed policją. Zginął z własnej winy. Uciekając kradzionym elektrycznym skuterem, wjechał bowiem w ścianę. Oczywiście tzw. „społeczność imigrancka” uznała, że winna jest policja. W końcu po co gonili biednego imigranta, mogli mu po prostu pozwolić umknąć ze skradzionym łupem…

Uroki „społeczeństwa wielokulturowego”

Około 150 do 200 przedstawicieli „młodzieży” (nie określono jej pochodzenia rasowego czy etnicznego – gdy jednak brak zaznaczenia, że są to osoby białe, najczęściej można śmiało założyć ich imigranckie pochodzenie) rozpoczęło wznoszenie barykad na ulicach Lozanny. Poczęli palić zawartość koszy na śmieci oraz napotkanych kontenerów, zniszczyli autobus, a także miotali w policę butelkami z benzyną oraz fragmentami rozbitego bruku. Ta ze swej strony odpowiedziała gazem łzawiącym i gumowymi brenekami.

Imigranci, wspierani przez – jak stwierdził poszkodowany – członków skrajnie lewackich bojówek próbowali też dokonać linczu na miejscowym polityku. Thibault Schaller z tożsamościowej partii SVP, został dostrzeżony i rozpoznany na ulicy. Grupa kilkunastu uczestników zamieszek rzuciła się na niego (jak relacjonował, pośród okrzyków „faszysta!”) i pobiła. Poturbowany Schaller zdołał się jednak wyrwać i uciec. Byłby to jednak pierwsza próba zamachu politycznego, jaką Szwajcaria przeżyłaby od wieków.

https://twitter.com/RMXnews/status/1960239167427781084

Matka kongijskiego złodzieja stwierdziła, że nie jest on ani złodziejem, ani bandytą – źródeł pochodzenia kradzionego skutera, na którym uciekał jej syn, dyplomatycznie nie wyjaśniając – lecz „pełnym pasji raperem”. Schaller ze swej strony stwierdził, że złodziej by żył – gdyby tylko zatrzymał się na wezwanie policjantów, I że czas „odzyskać miasto, wzięte na zakładnika przez garstkę oprychów.” Niestety, niewiele wskazuje, aby było to pierwsze i ostatnie takie wyzwanie, przed którym stoi Szwajcaria.

Ten alpejski kraj zamieszkuje bowiem ogromna populacja imigrantów. Ocenia się, że zagraniczne pochodzenie ma aż 25% mieszkańców kraju. Wielu to zamożni ekspaci z krajów Europy – ale bynajmniej nie wszyscy, zaś prócz nich są także „raperzy” z Konga.