Jak wynika z pojawiających się na bieżąco, najczęściej cząstkowych doniesień, wojna, która wybuchła pomiędzy siłami Tajlandii i Kambodży na granicy między tymi państwami, nie traci na intensywności. Zginąć miało kilkudziesięciu żołnierzy, zaś tysiące cywilów uciekło z domów. Odnotowano też odwrócenie losów starcia, od którego konflikt się rozpoczął.
Pełnoskalowa wojna wybuchła w ostatni czwartek, przeradzając się z odizolowanych incydentów zbrojnych oraz zwłaszcza podkładania min na spornych terenach pogranicza. Intensywne starcia pomiędzy żołnierzami królewskich armii Kambodży i Tajlandii miały miejsce w okolicach świątyni Prasat Ta Muen Thom – arcycennego zabytku, który obydwa kraje uważają za element własnego dziedzictwa kulturowego.
Antyczna świątynia w ogniu
W pierwszych godzinach konfliktu oddziały khmerskie miały wykonać działania zaczepne, zajmując tereny świątyni. Na potwierdzenie tego zamieszczono zdjęcia khmerskich żołnierzy w pobliżu zabytku. Z niepotwierdzonych informacji wynika, ze dzień później oddziały tajskie przeszły do kontrnatarcia, zajmując khmerskie umocnienia na odcinku granicy. Opublikowano nagrania i fotografie tych pozycji, a także zdobyczy i przejętego sprzętu.
Obydwie strony szybko wprowadziły do walki ciężkie uzbrojenie – i sytuacja ta jeszcze się nasiliła w ciągu kolejnej doby. Oddziały khmerskie mają w szerokim zakresie korzystać z wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych RM-70 (prod. czechosłowackiej), choć wedle niektórych komentatorów są to chińskie „bezlicencyjne kopie” tych systemów. Siły tajskie, prócz artylerii lufowej, na coraz szerszą skalę wykorzystują natomiast lotnictwo (w dziedzinie którego mają miażdżącą przewagę).
„Asymetryczna” wojna w powietrzu
W sobotę Królewskie Tajskie Siły Powietrzne (RTAF) dokonać miały kolejnych nalotów na cele w Kambodży. Celem uderzeń były zwłaszcza pozycje khmerskiej artylerii rakietowej. Jak wynika z doniesień, zaangażowano do tego celu zarówno znane myśliwce F-16, jak i także posiadane przez RTAF szwedzkie maszyny Saab JAS-39 Gripen. Dla tych ostatnich jest to pierwszy w historii przypadek użycia w regularnych działaniach wojennych.
Jak twierdzą Tajowie, myśliwce z powodzeniem zniszczyły wyznaczone im cele i bez uszczerbku wróciły do baz. Z kolei Khmerzy podają, że ich siłom udało się zestrzelić jeden z F-16 za pomocą przenośnej wyrzutni rakietowej klasy MANPADS. Jak jest w istocie – nie sposób stwierdzić, dopóki jednak nie pojawią się zdjęcia wraku, należy do tych enuncjacji podchodzić ostrożnie. Obydwie strony oskarżają się o celowe uderzanie w ludność cywilną – i próby zrzucenia odpowiedzialności na wroga.
Wojna ta bowiem, w odróżnieniu od konfliktów na Ukrainie czy Bliskim Wschodzie, zajmuje stosunkowo niewiele miejsca w oddolnych, niezależnych informacjach pochodzących od internautów udostępniających swoje odkrycia w mediach społecznościowych. A właśnie takie relacje były podstawowym źródłem niezależnych informacji. Oficjalne komunikaty natomiast, i to obydwu storn, mają głównie charakter propagandowy oraz umiarkowaną wiarygodność.
Trump w gwieździstej pelerynie
W sprawę szybko zaangażował się, w charakterze mediatora, prezydent USA, Donald Trump. Ogłosił, że negocjuje z obydwa krajami zawieszenie broni. W swoim stylu – grożąc jednym i drugim konsekwencjami handlowymi. Pozostaje zobaczyć, czy – tak jak w przypadku niedawnego konfliktu indyjsko-pakistańskego – okaże się to skuteczne.