Starcia między starym i nowym sojusznikiem USA. Kolejny region płonie

Rozpoczęły się walki pomiędzy siłami islamistycznego rządu Syrii a oddziałami kurdyjskimi. Starcia wybuchły w nocy z soboty na niedzielę i trwały w ciągu tego dnia. Co ciekawe, obydwaj adwersarze to strony uznane przez amerykańską administrację za swoich partnerów i nieoficjalnych sojuszników. Mimo ich całkowicie i w nie do pogodzenia sposób sprzecznych dążeń dot. tego, w jakim kierunku podążać ma Syria.

Konfrontacja, do której doszło, była w dużej mierze nieunikniona. Islamistyczny „rząd tymczasowy”, stworzony przez islamistyczną koalicję ugrupowań zbrojnych Hajat Tahrir asz-Szam (HTS) – a w różnych okresach powiązaną z Al-Kaidą oraz Państwem Islamskim – objął władzę nad Syrią po nagłym, błyskawicznym upadku reżimu Baszara Al-Asada. Z miejsca zapewnił przy tym, że pod jego rządami Syria będzie demokratyczna i tolerancyjna…

Nie będzie jednak wielkim zaskoczeniem, że zapewnienia te miały podobną wagę, co obietnice przedwyborcze. W rzeczywistości zaś skrajni islamiści wzięli się za konsolidację swojej władzy. Co oznacza to w realiach bliskowschodnich, nie trzeba sięgać daleko pamięcią ani wyobraźnią. Dodatkowo, pomimo oficjalnej retoryki (gł. na użytek zewnętrzny), nowe władze, pod kierownictwem Ahmeda Husajna asz-Szara, znanego Al-Dżaulani, bynajmniej nie odcięły się od dżihadystycznego etosu w swoich szeregach.

Efektem jest czarna seria masakr, mordów, tortur, walk i pogromów, których areną stała się Syria w ciągu ostatniego pół roku. A która w smutny, choć logiczny sposób wynika z sytuacji politycznej. Zdumiewa także (choć pewnie nie powinien) zupełny brak zainteresowania medialnego tym tematem. O ile na temat Gazy i Palestyńczyków medialne relacje potrafią gorączkować się niemal bez przerwy, o tyle losom ofiar syryjskich islamistów nie raczą poświęcać nawet drobnego ułamka swej uwagi.

Nie wywołały zatem „marszów dla Gazy” czystki Alawitów w prowincji Latakija na wiosnę tego roku. Nie sprowokowały strzelistych protestów w social mediach zamachy bombowe, strzelaniny i morderstwa, których ofiarami padają tamtejsi Chrześcijanie. Również niedawno, gdy południowa Syria niemal stanęła w ogniu, gdy islamistyczne siły rządowe starły się z Druzami, broniącymi się przed masakrą w prowincji i mieście Suwajda, mało kto choćby uniósł brew.

Teraz zaś, w sposób spodziewany, rząd HTS w Damaszku wydaje się przystępować do próby wyeliminowania najpoważniejszej opozycji dla swej władzy. Chodzi o Syryjskie Siły Demokratyczne (Syrian Democratic Forces, SDF). Są to stworzone w przeważającej mierze przez Kurdów formacje, pod kontrolą których znajduje się północno-wschodnia Syria oraz enklawy zamieszkałe właśnie przez Kurdów. W przeciągu ostatnich miesięcy prowadzono negocjacje na temat integracji SDF w szeregi oficjalnej syryjskiej armii.

Negocjacje te zainicjowano w dużej mierze pod auspicjami USA – Amerykanie bowiem już wcześniej wspierali Kurdów, obecnie zaś uznali także rząd HTS. Nic z tego jednak nie wyszło – i trudno się dziwić. Podstawowym warunkiem islamistycznych władz było bowiem rozbrojenie Kurdów (i nie tylko ich – HTS domaga się także odebrania broni cywilom). To z kolei ci ostatni, biorąc pod uwagę doświadczenia ostatniego pół roku, traktują jako oczywiste samobójstwo i w żadnej mierze się na to nie godzą.

W efekcie tego między rządem HTS a SDF trwał pełen napięcia pat, zaś Syria na terenach zamieszkałych przez Kurdów nadal wymyka się władzy Damaszku. Wreszcie, w ten weekend, w prowincji Aleppo wybuchły walki. Z doniesień wynika, że początkowa wymiana ognia przerodziła się we wzajemny ostrzał artyleryjski