Jak wynika z pojawiających się informacji, w referendum, które odbyło się w ten weekend, obywatele Szwajcarii opowiedzieli się za wprowadzeniem w tym alpejskim kraju elektronicznych dowodów tożsamości. Podane do wiadomości wyniki głosowania budzą jednak uniesienie brwi – i to z więcej niż jednego powodu.
W sposób typowy dla szwajcarskiej kultury politycznej, w ramach której kontrowersyjne kwestie polityczne najczęściej rozstrzygane są w cyklicznie organizowanych referendach, i w przypadku cyfrowego ID zorganizowano głosowanie. Kontrowersji w odniesieniu do tego pomysłu z pewnością nie brakuje. Elektroniczne dowody tożsamości uchodzą bowiem za mokry sen zwolenników wszechmocnego państwa, kontrolującego swoich obywateli na każdym kroku.
Mając to na względzie, nie zaskakuje – szczególnie w przypadku Helwecji, długo uchodzącej za jeden z najbardziej wolnościowych krajów w Europie (i to mimo faktu, że niektóre działania szwajcarskich władz w ostatnim czasie szły dokładnie w przeciwnym kierunku) – że pomysł wprowadzenia cyfrowych ID obywatele Konfederacji Szwajcarskiej już raz w referendum odrzucili. Miało to miejsce w 2021 roku, zaś ówczesna próba ze strony władz spotkała się z lawiną krytyki.
Cyfrowa knaga
Pomimo szeregu ułatwień, jakie obiecywano, jak możliwość załatwiania rozmaitych spraw administracyjnych online, elektorat nie był przekonany. Atakowano zwłaszcza fakt, że propozycja rządu przewidywała scentralizowane przechowywanie danych obywateli pod jego ręką (niemal na wzór chiński), zaś dostęp do tych danych stanowczo zbyt łatwo mogłyby uzyskać duże podmioty korporacyjne, świadczące jakoby usługi techniczne w kwestii zarządzania nimi.
Mając na względzie powyższe kwestie, tym razem władze Szwajcarii – pomysł ten popiera bowiem zarówno Rada Federalna (rząd), Rada Narodowa (niższa izba parlamentu), jak i Rada Kantonów (wyższa izba parlamentu) – przygotowały się do wprowadzenia cyfrowego ID staranniej. Podstawową zmianą i ustępstwem na rzecz szerokiej publiki było uczynienie ich użycia dobrowolnymi. Obywatele będą mieli tu wybór i mogą z elektronicznych dowodów tożsamości zrezygnować, zachowując tradycyjne.
Co więcej, w reakcji na krytykę dot. bezpieczeństwa danych osobistych – te ostatnie mają teraz być przechowywane w sposób zdecentralizowany, czyli w prywatnych telefonach lub innych urządzeniach, na których zostanie zainstalowana specjalna aplikacja. Mimo to, cały system pozostanie w rękach rządu, co cały czas budzi obawy. Wprawdzie dostęp władz do informacji personalnych ma być też ograniczony do jedynie tych „niezbędnych” – interpretacja tego ostatniego pojęcia bywa jednak labilna.
ID ze zgodą, i bez zgody
Mimo to, jak chwaliły się władze, większość wyborców te zmiany przekonały. Wedle oficjalnych, przedwyborczych sondaży ponad 60% z nich popierało wprowadzenie cyfrowych ID. W głosowaniu okazało się jednak, nie pierwszy raz zresztą, że sondaże niekoniecznie korespondują z rzeczywistością. Pomysł poparło bowiem 50,4% głosujących, z kolei przeciw było 49,6%. Tak niesłychanie niewielka różnica rodzi z kolei naturalne obawy o to, czy na pewno rzetelnie oddaje wolę elektoratu.
Zaledwie wczoraj rozeszły się informacje, że cyfrowe ID zamierza wprowadzić także Wielka Brytania. Tyle, że pod przymusem, bez możliwości nieskorzystania i bez pytania się wyborców o zgodę. Szerokie kręgi Brytyjczyków mimo to protestują, i nie zamierzają się podporządkowywać.