Skąd my to znamy: zakaz wejścia do lasów – i to nawet tych prywatnych – bo „klimat”

Kanada coraz bardziej zaczyna przypominać eksperyment socjologiczny pt. jak pod hasłem demokracji zbudować perfekcyjny totalitaryzm. Zaledwie niedawno pojawiały się doniesienia o skandalicznym, postępowaniu tamtejszego wymiaru sprawiedliwości oraz oficjalnie usprawiedliwianym rasizmie wobec białych – a już napływają stamtąd kolejne informacje o absurdach. W większości kraju dyskutuje się obecnie o najnowszym, nonsensownym widzimisię pewnych władz prowincjonalnych.

Wiele osób zapewne pamięta wydany w Polsce w okresie największego natężenia pandemii Covid – a także największego natężenia towarzyszącej mu paranoi i psychozy – zakaz wstępu do lasów. Zakaz ów zapisałby się w annałach najbardziej głupich, absurdalnych, bezwartościowych i pogardy godnych przepisów, jakie kiedykolwiek promulgowano na terytorium RP – gdyby faktycznie chodziło w nim o „zapobieganie rozprzestrzenianiu się epidemii”.

Dziś jest dość jasne, że bynajmniej nie chodziło wówczas o to – a o praktyczne sprawdzenie, jak daleko państwo i jego polityczno-biurokratyczny aparat jest w stanie rozszerzyć swoją władzę, korzystając z pretekstu w postaci Covid. To, że zakaz wejścia do lasu był absurdalny, nie było w tym przypadku wadą – a wprost przeciwnie. Władza do zmuszania ludzi do czynienia rzeczy bezsensowych (i udawania, że wierzą w rażąco bezsensowe ich uzasadnienia) jest bowiem najbardziej absolutnym, totalnym jej rodzajem.

Absurd jako metoda

I nie będzie najpewniej zaskakujące, że bardzo podobny mechanizm – butnego, agresywnego rozszerzania swojej władzy przez państwo, kosztem świadomego i wręcz perwersyjnie zamierzonego deptania indywidualnych swobód (o czym za chwilę) – ma teraz wątpliwą przyjemność obserwować Kanada. Konkretnie, w prowincji Nowa Szkocja (Nova Scotia, tak właśnie pisana), której łaskawie panujący rząd postanowił właśnie nieco mocniej docisnąć mieszkańcom but do twarzy.

Premier Nowej Szkocji, niejaki Tim Houston, w ubiegłym tygodniu ogłosił, że odtąd ludziom nie wolno wchodzić do lasu. „Zakazujemy podróży i aktywności, które w istocie nie są niezbędne dla większości z nas – wędrówki, biwakowanie, wędkarstwo czy jakiekolwiek korzystanie z pojazdów w lasach nie jest dozwolone” – stwierdził. Bo tak. Bo obecność ludzi ma jakoby grozić wybuchem pożarów (zupełnie jakby te nie zdarzały się – bez fachowego leśnictwa – naturalnie).

A to jest niedobre „dla klimatu”. Już samo to, że jaśnie pan premier uważa się za uprawnionego, by decydować, co jest dla ludzi życiowo niezbędne, a co nie, i jak mają oni spędzać wakacje, zionie tak rażącą rządową arogancją i protekcjonalną, pełną poczucia wyższości pogardą wobec idei autonomii osobistej obywateli, że Houston w istocie mógł sobie odpuścić dalsze wyjaśnienia – poprzestając na stwierdzeniu, że jest zakaz, bo ja, państwo, tak mówię, i stulić buzie. Na tym jednak nie poprzestał.

Kanada, co z ciebie wyrosło

Podane „klimatyczne” wyjaśnienie jest tak absurdalne i nieweryfikowalne, jak tylko może być – ponadto nawet w Kanadzie coraz mniej jest bezkrytycznych wyznawców kultu Net Zero. Dla Houstona to oczywiście jednak nie problem. Dodał, też że „łamanie” zakazu pociągnie za sobą paskarskie grzywny, rzędu 25 tysięcy dolarów. Wisienką na torcie jest zaś stwierdzenie, że ów agresywny zakaz nie ogranicza się jedynie do ziem koronnych (Crown Lands), czyli publicznych.

Ma obowiązywać też na terenach prywatnych – i bez wskazanych wyjątków (czyli dotyczy też ich właścicieli!). Ot tak, pan Horton świstkiem papieru z podpisem w istocie unieważnił prawo własności w Nowej Szkocji. Cóż jest bowiem ono warte, gdy właściciel nie może wejść do własnego lasu – ale rządowy funkcjonariusz, aby wlepić mu 25-tysięczną grzywnę – oczywiście już może. Warto też pamiętać, że tak Kanada w ogólności, jak Nowa Szkocja w szczególności, pokryte są lasami w znacznie większej mierze, niż może się to wydawać.

W przypadku omawianej prowincji tereny zalesione stanowią 62 procent jej terytorium. Niemal dwie trzecie ziemi poza zasięgiem populacji, bo jakiś arogant miał takie widzimisię… Aż strach pomyśleć, co uwidzi się następnym razem tamtejszemu politykowi – o ile oczywiście mieszkańcy wcześniej nie załatwią odmownie zarówno Houstona, jak i jego ideowych następców.