W przeciągu raptem dwóch dni Sydney doświadczyło następujących po sobie ataków terrorystycznych. Najbardziej rozpoznawalne miasto Australii stało się miejscem nader podobnych ataków dwóch nożowników. Dziś od rana miastem wstrząsają zaś rozruchy, których dawno w kraju za wielką wodą nie widziano.
Nieco w cieniu sytuacji na Bliskim Wschodzie w ciągu weekendu miał miejsce dramat w Australii. Także z motywami bliskowschodnimi – jak tożsamość jednej z ofiar, a wedle podejrzeń, także i sprawców.
„Spokojne” weekendowe popołudnie
Najpierw, w sobotę, w galerii handlowej Bondi Beach w Sydney, zaatakował pierwszy terrorysta. Około 15.30 lokalnego czasu zaczął rzucać się z nożem na przypadkowe osoby. W efekcie tego naturalną (?) koleją rzeczy wybuchła panika. Z uwagi na lokalne warunki
Napastnik został zastrzelony przez policjantkę, która akurat okazała się przebywać w pobliżu. Skądinąd jego zachowanie wskazuje na tzw. „suicide by cop”, bowiem gdy dostrzegł celującą do niego policjantkę, chwycił nóż i pobiegł w jej kierunku.
W ciągu około kilkunastu minut ataku zginęło 5 osób (potem zmarła jeszcze szósta), zaś 8, w tym sześciomiesięczny niemowlak, zostało rannych. Nagrania z masakry w przewidywalny sposób trafiły do sieci. Typowo w takich przypadkach władze jęły informować, że prowadzą śledztwo, apelując jednocześnie o niewyciąganie przedwczesnych wniosków.
Zarazem, równolegle z zapowiedziami premiera, że nic jeszcze nie wiadomo i będzie to wyjaśnione – opublikowano zapewnienia pani komisarz policji Nowej Południowej Walii (gdzie leży Sydney), że napastnik działał sam i w żadnym przypadku nie jest to akt politycznego lub religijnego terroru.
Fakt, że oficjalne wersje zdają się nie do końca ze sobą korespondować, bynajmniej nie wpływa na zwiększenie zaufania do nich.
Tradycyjnie pojawiły się bowiem także niezależne wyjaśnienia, domysły i oskarżenia dotyczące motywacji i afiliacji zamachowca. Tezy wskazujące na islamistyczny motyw ataku mają przy tym doświadczać niewytłumaczalnych shadowbanów w Sieci i redukowania zasięgów.
Ślad Asyrii w Sydney
W poniedziałek rano doszło w Sydney do kolejnego ataku nożownika. I również nader medialnego.
Biskup Mar Mari Emmanuel wygłaszał właśnie homilię w aramejskim kościele asyryjskim w zachodnim Sydney, gdy napastnik podbiegł do niego i próbował go zasztyletować. Moment ataku został zarejestrowany przez transmisję na żywo z mszy, którą odprawiał.
Biskup Mar Emmanuel jest liderem lokalnego Kościoła Asyryjskiego i uchodzi za bardzo aktywnego społecznie (niedawno był np. z wizytą humanitarną w Strefie Gazy). Ma duże grono słuchaczy i zwolenników, zarówno poza granicami Australii, jak i na miejscu. Uchodzi za krytyka zarówno radykalnego islamu, jak i progresywizmu.
Wedle pojawiających się doniesień biskup miał przeżyć atak. Napastnika obezwładniły osoby obecne w kościele. Wedle niepotwierdzonych informacji, niektóre z nich, rozwścieczone napadem oraz postawą napastnika – miał on wznosić islamistyczne okrzyki oraz uśmiechać się – odcięły mu palce. Rzecz jednak w tym, co stanie się z nim dalej.
Na miejscu miała pojawić się policja, zaś członkowie społeczności asyryjskiej zorganizowali spontaniczne zgromadzenie pod kościołem. Protest ten przerodził się w kolei w zamieszki, gdy oddziały antyrozruchowe policji podjęły próbę rozpędzenia go i „wypchnięcia” parafian spod kościoła.
Próbę tę odebrano jako zbędną (i zarazem ostentacyjną) brutalność. To z kolei wywołało furię również wobec policji – która obecnie przebywać ma w kościele i pilnować dobrostanu napastnika – ze strony lokalnej ludności i parafian, którzy żądają wymierzenia mu sprawiedliwości (jakiej – nie wiadomo).
Doszło w związku z tym do regularnej bitwy z wykorzystaniem kijów, kamieni i cegieł. Policja zaś miała ściągnąć na miejsce wozy opancerzone. Jednak wbrew jej wysiłkom, okolice wokół kościoła w dalszym ciągu pełne są wiernych. Póki co, los napastnika oraz dalszy rozwój sytuacji są pod znakiem zapytania.