Jak już zapewne gros Czytelników wie, we środę miał miejsce „incydent”, jeśli można to zdarzenie określić tym słowem, we Francji. Konkretnie, w nadmorskim miasteczku Saint-Pierre-d’Oléron, na atlantyckim wybrzeżu Akwitanii – regionie uchodzącym za bardzo spokojny. Niestety spokój ten został dość gwałtownie zakłócony, gdy rankiem tego dnia pewien sprawca począł taranować samochodem przypadkowych przechodniów. Policja przybyła dopiero po fakcie.
Nim zaś został powstrzymany, zdołał ranić 10 osób, z czego 4 mają być w stanie krytycznym. Co więcej, po zakończeniu morderczej jazdy usiłował podpalić swój samochód (Hondę Civic, której nazwa zdecydowanie nie przełożyła się na „civic spirit” sprawcy). Gdyby mu się to udało, bez wątpienia wywołałoby to znacznie większą katastrofę – samochód był bowiem wypełniony kanistrami z benzyną i stanowił, efektywnie, wielką bombę zapalającą.
Policja „jeszcze nie wie”
Tego na szczęście udało się uniknąć, obyło się też bez ofiar śmiertelnych (przynajmniej na razie – nie wiadomo bowiem, czy wszystkich rannych uda się uratować). Niestety na tym dobre wieści się kończą, zaczyna się zaś festiwal niejasności, fałszu, niedomówień i kłamstw tak bezczelnych, że po prostu niemożliwych do sformułowania z nadzieją, że ktokolwiek w nie na serio mógłby uwierzyć. A które mimo to w obiegu informacyjnym się pojawiły.
Zacząć należy od tego, że francuska policja, która aresztowała sprawcę, ani słowem nie zająknęła się na temat jego pochodzenia, obywatelstwa, koloru skóry czy wyznania. Te same organy podają takie informacje bardzo sprawnie i szybko – ale tylko wtedy, gdy sprawca jest rodowitym Francuzem (lub przynajmniej jest biały). Gdy chodzi o imigranta, zwłaszcza nielegalnego, gdy sprawca jest czarny lub okazuje się wyznawcą islamu, regułą jest głucha, dźwięcząca cisza.
Biorąc to pod uwagę, w istocie od razu można by się domyśleć szczegółów na temat sprawcy – rzecz jednak w tym, że nawet nie trzeba się niczego domyśleć. Sprawca sam bowiem był uprzejmy zakomunikować wszem i wobec swoje afiliacje religijne i polityczne, pochodzenie oraz stosunek do współobywateli i kraju, w którym życie. Podczas ataku miał bowiem wywrzaskiwać w oczywisty sposób go identyfikujące zawołania „Allah Akbar”.
Lobotomia jako wymóg służbowy
Wydawać by się mogło, że teraz to już naprawdę wszystko jasne. Ale nie – francuska policja wyjawiła, że „nie wie”, czy akt ten był przypadkiem terroryzmu! Niektóre media miały zaś sugerować, że na razie „trudno” jest ustalić motywację sprawcy. Że co proszę…? W zasadzie ciężko tutaj nie zapytać, co terrorysta musiałby zrobić, aby faktycznie uznano go za muzułmańskiego terrorystę? Wysłać pisemne oświadczenie ze znaczkiem skarbowym i zdjęciem?
Policyjni geniusze, godni następcy inspektora Clouseau, mają jakoby w pocie czoła głowić się, cóż to przywiodło zagubionego biedaczka do tak strasznego czynu. Nie jednak z paragrafów o czyny terrorystyczne, lecz jedynie z podejrzenia popełnienia próby zabójstwa. Skądinąd, co tu „podejrzewać”, skoro wszyscy widzieli, co się stało, zaś sam sprawca nie był nieśmiały w zakresie informowania, o co mu chodzi…?
Na wszelki wypadek, i chyba po to, aby mieć pretekst do uwolnienia terrorysty od konsekwencji karnych jego czynu (bo tylko takie wytłumaczenie racjonalnie przychodzi na myśl), już skierowano go na badania psychiatryczne, mające ustalić, czy nie jest on przypadkiem niepoczytalny. Tytułem wyjaśnienia – sprawca figurował na liście osobników zradykalizowanych, na której umieściła go ta sama francuska policja, która teraz nie może dopatrzyć się motywu.
Znaj proporcją, mocium Panie
Wszystko to prowokuje do postawienia pytania, czym w istocie jest dziś terroryzm? Rozjeżdżanie ludzi i krzyki „Allah Akbar” to, jak widać, wyraz zagubienia i trudnego dzieciństwa, nie terroryzmu. Co w takim razie? Traf chciał, że akurat w tym tygodniu, dzień wcześniej, zakończył się bardzo głośny proces – dotyczący terroryzmu właśnie. A przynajmniej o przestępstwa z paragrafów antyterrorystycznych dzielni stróże prawa i porządku oskarżyli obwinionego.
Proces ten toczył się „rzut beretem” po drugiej stronie kanału La Manche, zaś oskarżonym był Tommy Robinson. Znany aktywista i dziennikarz społeczny, który zasłynął ujawnieniem skali masowych gwałtów na Brytyjkach przez gangi pakistańskich zwyrodnialców – a zwłaszcza faktu, że brytyjska policja i prokuratura świadomie to zjawisko tuszowały, chroniąc sprawców i kneblując ofiary – za co zresztą sam trafił do więzienia.
Tym razem Robinsona oskarżono o terroryzm. Podczas kontroli granicznej odmówił bowiem przekazania policji hasła i całkowitego dostępu do swojego telefonu. Co prawda policja nie miała nakazu, faktycznego powodu ani żadnej innej konkretnej przyczyny do przeszukania – ale za to miała ochotę go przeszukać. I to wystarczyło. Robinson, mimo gróźb i szykan, odmówił, za co brytyjska prokuratura oskarżyła go właśnie z paragrafów antyterrorystycznych.
Bezkarność tylko dla „swoich”
Robinson, który bronił się dzięki prawnikom sfinansowanym przez Elona Muska, wykazał przed sądem, że żądanie policji było bezprawne – zaś wrażliwe dane z jego telefonu (m.in. poufne relacje czy kontakty dziennikarskie) prawnie chronione. Prokurator argumentowała natomiast, że dziennikarz nie patrzył policjantom w oczy i nie uśmiechał się, co miało skłonić policjantów do podejrzenia, że planuje on atak terrorystyczny (brzmi to jak satyra, ale naprawdę takich argumentów użyto).
Nawet jak na dzisiejszą Wielką Brytanię, przypominającą coraz bardziej wokeistyczną tyranię, zarzuty te były zbyt absurdalne, by mogły, mówiąc kolokwialnie, „przejść”. To też stwierdził sędzia, przyznając, że Robinsona zatrzymano z uwagi na jego postawę polityczną. Ale sam fakt, że je sformułowano, dość dokładnie sugeruje, co tak brytyjska, jak i francuska policja – regularnie ignorujące przestępstwa i ataki z użyciem przemocy, nawet te dziejące się na oczach ich funkcjonariuszy – uważają za terroryzm.
Może gdyby Robinson zakrzyknął „Allah Akbar” i faktycznie kogoś zaatakował, to zarzutów terrorystycznych by uniknął? Choć z drugiej strony, może mieć na to zbyt białą skórę, i zbyt niewłaściwy zestaw poglądów.