Wielu czytelników odruchowo wyobraża sobie zapewne, jak wygląda Australia. Pustkowie po horyzont, jak okiem sięgnąć, kangury i przyroda, w realiach której, jak chce internetowa mądrość, „wszystko usiłuje cię zabić”. Wygląda tak w szczególności interior kontynentu australijskiego – ogromna, względnie płaska równina, oddalona od morza, gór czy większych cieków wodnych. Słowem, niegościnna, porośnięta krzakami pustynia.
Warto jednak pamiętać, że ekosystem również tej części świata jest dość bogaty. Środkowa Australia jest również zamieszkana, choć może nie jakoś bardzo gęsto. Pokrywa ją jednak sieć oddalonych od siebie (i tym bardziej od najbliższych miejscowości) farm i domostw, niejednokrotnie będących w posiadaniu potomków pionierów i osadników, którzy zasiedlali Antypody w XIX wieku. Życie tam jest jednak dość specyficzne i wymaga szeregu umiejętności – a także odpowiednich narzędzi.
Nie będzie wielkim zaskoczeniem, że wielu odizolowanych mieszkańców, choć oczywiście hoduje bydło, handluje z resztą świata etc., na co dzień żyje de facto po swojemu, w oderwaniu od problemów miast wielkich miast na wybrzeżu. To oczywiście ma logiczne następstwa psychologicznie – pośród Australijczyków z interioru powszechne są postawy samodzielności, zaś etatyzm, biurokratyczne państwo administracyjne i wszechobecne regulacje są tam, łagodnie mówiąc, niepopularne.
Australia w odcieniach dzikiego zachodu
Wszystko to dobrze jest mieć w pamięci, analizując najnowsze doniesienia, jakie dochodzą z tego kraju. Konkretnie, ze stanu Australia Zachodnia. Doszło tam do tragicznego, choć odizolowanego aktu kryminalnego. Jeden z mieszkańców zastrzelił dwóch policjantów i ranił trzeciego, gdy ci zjawili się w jego odizolowanym domostwie, aby dokonać jego rewizji. Sprawca, Dezi Freeman, lat 56, miał pod wpływem przeżyć z australijskim systemem sądowniczym nabrać głębokiej niechęci do państwa i jego instytucji.
Owa niechęć miała przy tym charakter ideowy. Freeman zaczął bowiem wyznawać poglądy, które opierając się na założeniu suwerenności ludzi (czyli podstawy legitymacji władzy w państwach demokratycznych) idą krok dalej i twierdzą, że nie są oni moralnie zobowiązani do posłuszeństwa i podległości wobec państwa, które zachowuje się w sposób tyrański. Cała ideologia oraz jej podstawy filozoficzne są oczywiście bardziej skomplikowane, grunt jednak, że Freeman nie miał ochoty „się słuchać”.
Po zbrodni – choć być może bardziej należałoby określić ją jako bitwę, w końcu policjanci bezbronni nie byli – Freeman zbiegł (nazwisko zobowiązuje?). Starania policji o jego ujęcie okazały się na razie płonne, najprawdopodobniej jest on dobrze przystosowany do życia w australijskim interiorze – w przeciwieństwie do funkcjonariuszy i prokuratorów. Co w takim razie zrobiła policja stanu Australia Zachodnia? Nie mogąc ująć Freemana, postanowiła uderzyć we wszystkich, którzy mogliby z nim choć sympatyzować.
„Autorytet państwa!” i kto śmie krytykować władzę
Poinformowała bowiem, że rozpoczęła akcję nalotów na domy i konfiskowania broni osób, które miałyby ideowo „odrzucać autorytet władzy” państwa. Kandydatów do szykan wybrano zaś na podstawie… aktywności w mediach społecznościowych. Napiszesz coś, co nie spodoba się urzędnikom albo jest mniej serwilistyczne wobec państwa niż to by sobie tego życzyło? Bach, policja wejdzie z tzw. buta do twojego domu i zabierze ci twoją własność. I to własność wyjątkowo cenną.
Rzecz bowiem w tym, że broń w realiach australijskiego interioru nie stanowi zabawki czy narzędzia sportu, lecz jest w dużej mierze niezbędna do przetrwania. Odpędzanie i odstrzał nadmiernych populacji drapieżników, ochrona stad bydła czy wreszcie zabezpieczenie przed przestępcami (najbliżsi sąsiedzi mogą być oddaleni o dziesiątki kilometrów drogi, zaś posterunek policji – o ile tę w ogóle ktoś chciałby wezwać – jeszcze dalej) – to wszystko wymaga broni palnej oraz umiejętności posługiwania się nią.
W stanie Australia Zachodnia jednak ta możliwość przetrwania została radykalnie zakłócona, jak chełpiła się policja, co najmniej kilkudziesięciu osobom. Aby utracić możliwość samodzielnego życia w australijskim buszu wystarczy, jak się okazuje, wyrazić w Internecie opinię, która nie spodoba się rządowym biurokratom jako zbyt mało uniżona wobec nich – to jest „odrzucająca autorytet państwa”.
Tego samego państwa, które w epoce pandemii Covid przemocą zamykało ludzi w ośrodkach kwarantanny, łudząco przypominających obozy, zaś obecnie za wszelką cenę usiłuje ocenzurować Internet i chce zarządzać prywatnymi domami, zamiast ich właścicieli. Kto mógłby takiego państwa nie kochać?