Francois Bayrou, premier Francji, jutro rano poda się do dymisji. To następstwo przegranego przez siebie głosowania w sprawie wotum zaufania dla swojego rządu. Głosowania, którego wynik był spodziewany – a na które mimo to zdecydował się sam Bayrou, nie widząc innego sposobu zmuszenia znajdującego się w politycznym pacie francuskiego Zgromadzenia Narodowego do poparcia swoich reform budżetowych. W ten sposób Francja, po raz kolejny w ciągu ostatnich lat, pogrąża się w chaosie i bezwładzie.
Odchodzący jutro Bayrou jest już czwartym premierem z nominacji prezydenta Emmanuela Macrona w ciągu trwającej, drugiej kadencji tego ostatniego. Dołącza w ten sposób do Élisabeth Borne, Gabriela Attala i Michela Barniera. Notabene, opuszcza urząd w okolicznościach bliźniaczo podobnych do tych, w których pożegnał się z funkcją premiera Barnier: też przegrywając głosowanie w sprawie wotum zaufania dla rządu. I też dlatego, że postulował przede wszystkim cięcia wydatków publicznych.
Te jednak nawet i normalnie są trudne do przeforsowania. Szczególnie zaś w kraju takim jak Francja, z ogromnym elektoratem „socjalnym” i równie wielkim udziałem sektora publicznego w gospodarce, a nadto tradycyjnie silną pozycją przeciwnych jakikolwiek redukcjom związków zawodowych. W obecnej sytuacji, w której znalazł się ten kraj – z izbą niższą parlamentu podzieloną na trzy główne bloki oraz dwie mniejsze stronnictwa – i z których żadne nie jest w stanie stworzyć większości – jest to wręcz niemożliwe.
Francja w chaosie – i morzu długów
Mimo to Bayrou próbował. Wedle niektórych, nie tyle z myślą o niewykonalnej reformie wydatków, co o najbliższej kampanii prezydenckiej – ale jednak. Jak przekonywał już-niedługo-były premier, cięcia budżetowe są krytycznie i gardłowo niezbędne. Francja tonie bowiem w długach – wedle obrazowych porównań, które przywoływał premier, dług publiczny co sekundę rośnie o 5 tys. euro – i dalsze utrzymywanie obecnej skali wydatków prowadzi wprost do katastrofy.
Za katastrofę – tyle, że wyborczą – nie chce jednak być odpowiedzialne żadne z ugrupowań parlamentarnych. Może tylko z wyjątkiem prezydenckiej Renaissance – partia Macrona jednak i tak będzie utożsamiana z obecnymi problemami budżetowymi, czegokolwiek by nie robiła. Sam Macron, prócz nierealnego obecnie zadania zrównoważenia budżetu (z deficytem rzędu 5,4% PKB), stoi zaś obecnie przed równie „łatwym” znalezieniem kolejnego premiera.
No chyba, że zdecyduje się na kolejne wybory – które prawdopodobnie, tak jak poprzednie, również nie przyniosą rozstrzygnięcia