Nowa Zelandia właśnie dopisała do swojej kroniki kryminalnej jeden z najbardziej absurdalnych rozdziałów. 32-letni mężczyzna został zatrzymany po tym, jak miał połknąć naszyjnik Fabergé wart ponad 19 tys. dolarów. Policję wezwano do ekskluzywnego Partridge Jewellers w centrum Auckland, a podejrzany wpadł dosłownie kilka minut po zgłoszeniu.
Fabergé: biżuteria, której historia ma więcej zwrotów akcji niż film o Bondzie
I tak, funkcjonariusze, nie wdając się w szczegóły, potwierdzają: „przedmiot nie został jeszcze odzyskany”. Ten przedmiot to nie byle co. Octopussy Egg, miniaturowe jajo Fabergé wysadzane 60 diamentami i 15 szafirami, otwierające się niczym rosyjska matrioszka, by ujawnić złotą ośmiorniczkę z 18-karatowego kruszcu.
Jajka Fabergé to jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek w historii jubilerstwa. Tworzone pierwotnie dla rosyjskich carów stały się symbolem przepychu i rzemieślniczego geniuszu. W oryginale powstało ok. 50 carskich jaj, z których część… zaginęła. Do dziś kolekcjonerzy i muzealnicy ścigają informacje o „zaginionej dziewiątce”, a gdy któreś z nich pojawia się na aukcji, ceny potrafią dochodzić do dziesiątek milionów dolarów.
Nie brakowało też prób kradzieży. Słynna jest historia z 2003 roku, gdy złodzieje w Londynie ukradli trzy współczesne jajka Fabergé z prywatnej kolekcji. Zniknęły, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Do dziś ich nie odzyskano. Próby kradzieży biżuterii Fabergé były też w Miami, Genewie i Petersburgu. Jednak nikt dotąd nie próbował ich… połykać.
„Octopussy Egg” – biżuteria inspirowana Bondem
Jajko, które padło ofiarą nowozelandzkiego połykacza, nawiązuje do filmu „Octopussy” z 1983 roku. Tam bardzo podobny gadżet jest obiektem spektakularnej kradzieży, więc można powiedzieć, że złodziej z Auckland mocno wczuł się w temat.
Co ciekawe, nie jest to jedyny zarzut, jaki na nim ciąży. Lokalna prasa ustaliła, że mężczyzna miał już wcześniej wpaść na tym samym tle: 12 listopada z tego samego sklepu zniknął iPad, a dzień później – z prywatnego domu – wyniesiono… żwirek dla kota oraz preparaty przeciw pchłom o wartości około stu dolarów. Policja połączyła wszystkie te incydenty i mężczyzna będzie odpowiadał za nie wszystkie.
Problem w tym, że filmowa akcja kończyła się elegancką wymianą artefaktów, a nie koniecznością prześwietlania przewodu pokarmowego podejrzanego. Odbył już konieczne badania medyczne, a przed sądem stanie ponownie 8 grudnia.