Współczesna Wielka Brytania jest, z jednej strony, krajem pod wieloma względami przerażającym. Przerażającym tym bardziej, że niegdyś uchodziła za ojczyznę praw obywatelskich, indywidualnej podmiotowości oraz wolności osobistych. Dziś natomiast stanowi dziś państwo, które w dużej mierze przeobraziło się w wynaturzenie i zaprzeczenie swoich historycznych osiągnięć.
To kraj, w którym policja w środku nocy wywleka ludzi z domów za „niewrażliwe” tweety (tj. wyrażające poglądy inne od wokeizmu lub krytykujące władzę), podczas gdy gangi muzułmańskich zwyrodnialców przez całe lata gwałcą i maltretują białe dziewczynki (i jeszcze chwalą się upokarzaniem, jakie stanowi to dla miejscowych), zaś rząd staje na głowie, by sprawcy nie tylko nie ponieśli jakichkolwiek kar, ale także by zakazać wszelkiej krytyki wobec nich. Bo to jakoby „zaostrza napięcia rasowe”.
Wielka Brytania w szale samo-odrazy
Z drugiej wszakże strony, (niegdyś) Zjednoczone Królestwo jest także źródłem tak komicznie nieprawdopodobnych absurdów, że ciężko byłoby w nie uwierzyć, gdyby nie fakt, że po prostu mają one miejsce. To Wielka Brytania jest źródłem gwizdków alarmowych jako jedynej legalnej „broni” przeciw bandytom – gdyż jakikolwiek opór fizyczny przed pobiciem czy obrabowaniem jest tam nielegalny, zaś rząd bardziej przejmuje się ochroną wizerunków przestępców niż bezpieczeństwem ich ofiar.
To Wielka Brytania stanowi przyczynę zaistnienia scyzoryka pozbawionego noża (!) – podczas gdy nielegalni imigranci zupełnie otwarcie chodzą z nożami czy maczetami. To ostatnie jest oczywiście nielegalne i za co kogokolwiek o białej skórze natychmiast by aresztowano – ale tych nie można gdyż zwrócenie im uwagi byłoby „prowokujące”. Zamiast ich ścigać, delegalizuje się zaś zbiory kolekcjonerów dawnej broni, żeby policja miała się czym pochwalić.
To także Wielka Brytania jest dziś miejscem, gdzie władza do tego stopnia chce kontrolować każdy krok swoich mieszkańców, że próbuje narzucić im to, w jaki sposób mają się kąpać. Czy jak zarządzać własnymi skrzynkami emailowymi – wskazując, że te ostatnie muszą być opróżniane. Jakoby „dla klimatu”. W istocie zresztą tzw. zielona agenda, kult walki z rzekomą „katastrofą klimatyczną” oraz fanatycznego dążenia do „neutralności węglowej”, alias Net Zero, przypominają tam mechanizmy zbiorowego obłedu.
Nie będziesz miał ważniejszych priorytetów niż Net Zero
Net Zero jest tam traktowane nie (tylko) jako oficjalna doktryna polityczna, ani nawet nie jako dominująca ideologia, lecz jako agresywna religia panująca, wymagająca bezwzględnego posłuszeństwa i obowiązkowej czołobitności od wszystkich mieszkańców. W imię tego celu Wielka Brytania świadomie poświęca – czy też, precyzyjniej, czyni to skrajnie lewicowy rząd Partii Pracy i premiera Starmera – swoje szanse rozwojowe, potencjał przemysłowy oraz jakość życia mieszkańców.
I w tym właśnie kontekście należy interpretować najnowszy zamysł owładniętych zielonym szałem geniuszy z brytyjskiego Departamentu Środowiska (czyli instytucji stanowiącej samo jądro ciemności klimatycznego kultu). Tamtejsi czynownicy wpadli bowiem na pomysł, aby brytyjskie krematoria uczynić „bardziej ekologicznymi” – poprzez zakazanie ich działania w dotychczasowej formie. Najnowsze zarządzenie środowiskowych biurokratów zakazywałoby bowiem stosowania do kremacji pieców opalanych gazem.
Tak się przypadkowo składa, że właśnie takich pieców używają niemal wszystkie tamtejsze krematoria – ale to przecież jaśnie urzędników nie obchodzi. Zamiast tego chce wymusić stosowanie krematoriów elektrycznych (pomimo faktu, że już teraz brytyjska sieć elektryczna niedomaga). Na tym nie koniec. Nie może być, zdaniem rzeczonych, tak, że rodziny zmarłych chowają ich w drewnianych trumnach. Może wygląda to godnie – ale za to ile „emisji węglowych” powoduje…
Czy rewolucyjne pożary emitują dużo węgla…?
Rozwiązanie? Oczywiście zakazać, zakazać, zakazać. Bo czemu nie. Zamiast tego urzędnicy chcą zmusić żałobników oraz zakłady pogrzebowe do stosowania trumien bambusowych lub wiklinowych. Departament Środowiska naturalnie nie skonsultował z przedstawicielami społeczeństwa, czy owych zmian sobie życzą – jak się bowiem rzekło, współczesna Wielka Brytania nie jest krajem, gdzie obywatele mają cokolwiek do powiedzenia, jeśli nie idzie to w kierunku zbieżnym z ideologią i poglądami rządzącego establishmentu.
Ciekawe, czy jeśli w Wielkiej Brytanii w końcu dojdzie do jakichś większych niepokojów, pożary publicznych gmachów (np. siedziby Departamentu Środowiska) też będą wliczane do statystyk Net Zero, czy też nie?