Pentagon: 'Przygotujcie się’. Kijów chce produkować 20 milionów dronów rocznie

Zachód czeka na potencjalny kontakt Trumpa z Putinem, a premier Ukrainy twierdzi, że kraj mógłby wytworzyć nawet 20 milionów dronów, gdyby tylko sojusznicy przeznaczyli na ten cel odpowiednie sumy. Jeśli finansowanie utrzyma się na obecnym poziomie, w 2026 r. produkcja mogłaby osiągnąć 10 milionów maszyn.

Na razie jednak fundusz NATO, tzw. PURL, dysponuje jedynie ok. 2 mld dolarów – kropla w oceanie potrzeb. Holandia dorzuciła właśnie 90 mln euro na ukraińskie programy bezzałogowców, ale to wciąż ledwie poprawka w stosunku do wymaganej skali. To nie jest kwestia wyłącznie liczb. Europa coraz wyraźniej odczuwa zagrożenie

To właśnie o tym w Londynie przypomniał Radosław Sikorski. W rękach pokazanych dziennikarzom spoczywał zestrzelony dron Shahed-136, który przyleciał z Rosji. Sikorski podkreślił, że byłoby „nieodpowiedzialne”, gdyby wschodnia flanka NATO pozostała bez realnej obron. Trzeba myśleć o „ścianie dronów”, a także o wsparciu ofensywnym, np. poprzez dostawy pocisków dalekiego zasięgu Tomahawk.

USA apeluje o siłę

Europejscy decydenci muszą też patrzeć w dłuższym horyzoncie. Sikorski apeluje, by przygotować kontynuację wsparcia dla Ukrainy na przynajmniej trzy lata, bo Ukraińcy planują wojnę w perspektywie właśnie takiego czasu. „To rozsądne” – mówił minister. – „Musimy przekonać Putina, że jesteśmy gotowi wytrwać”.

Z perspektywy NATO problem nie ogranicza się do Kijowa. Sekretarz obrony USA, Pete Hegseth, nie przebierał w słowach, apelując do sojuszników o wzmocnienie siły militarnej, która będzie respektowana przez Moskwę. W praktyce oznacza to większe inwestycje w PURL – mechanizm umożliwiający zakup amerykańskiej broni i przekazywanie jej Ukrainie.

Hegseth podkreślał, że nie chodzi tylko o symboliczną obecność, ale o prawdziwe, namacalne zdolności odstraszające. W tle tej retoryki widać, że Stany Zjednoczone nadal liczą na to, że ich europejscy sojusznicy wejdą w rolę aktywnego partnera, a nie tylko obserwatora.

Rosyjski potencjał rezerwistów i presja na Kreml

Tymczasem Moskwa nie próżnuje. Nowelizacja prawa pozwoli Rosji na mobilizację do 2 mln ochotników-rezerwistów nawet w czasie pokoju, a nie wyłącznie podczas stanu wojennego. Chodzi o przygotowanie potencjału, który w razie potrzeby może wesprzeć regularne jednostki w Ukrainie. Obecnie przepisy ograniczają czas służby rezerwistów do dwóch miesięcy, ale parlament planuje zmiany, które zwiększą elastyczność Kremla.

Rosja wciąż oficjalnie nazywa swoje działania „operacją specjalną”, a nie wojną, i podkreśla stabilność zaopatrzenia, choć obserwatorzy wskazują na rosnące napięcia gospodarcze i problemy z logistyką paliwową. Prezydent USA Donald Trump tymczasem ostrzega, że „rosyjska gospodarka czeka na krach”, podkreślając konieczność zakończenia wojny i powrotu Putina do stołu negocjacyjnego – doświadczenia z Gazą mają mu w tym pomagać.

W praktyce oznacza to, że konflikt nie ogranicza się już do klasycznej bitwy o terytorium. To wyścig technologii i logistyki, w którym Ukraińcy starają się wykorzystać masową produkcję dronów, a Rosja mobilizację ludzi. Europa stoi w środku tej rywalizacji, próbując nie tylko chronić granice, ale też zrozumieć, że wojna zmieniła się w dynamiczny balans sił między produkcją bezzałogowców a potencjałem rezerwistów.

Dla finansowych obserwatorów oznacza to jedno: rynki i polityka są coraz bardziej splecione, a każdy ruch w Kijowie, Moskwie czy Brukseli może zmienić nie tylko strategię militarną, ale i wycenę ryzyka inwestycyjnego w całej Europie.