Na chińskich platformach społecznościowych pojawiło się nagranie, które wielu starszym Chińczykom kojarzy się z czasami, gdy kraj dopiero wstawał z kolan. Mao Zedong, stojąc za rzędem mikrofonów, krzyczy: „Skoro chcą walczyć — będziemy walczyć!” To nagranie ma siedemdziesiąt lat, ale jego symbolika nie zestarzała się ani trochę. Kiedyś chodziło o Koreę i Amerykę, dziś … Podobnie. Metale ziem rzadkich, cła i globalny wyścig technologii AI… Dokąd zawieje wiatr historii?
Handel jako nowa linia frontu
Wojna handlowa między Pekinem a Waszyngtonem, która przez chwilę wydawała się przygaszona, wybuchła na nowo z pełną siłą. Groźby 100-procentowych ceł ze strony USA, chińskie ograniczenia eksportu metali ziem rzadkich, wzajemne opłaty portowe i sankcje wobec firm logistycznych — to już nie jest zwykła retoryka. To pełnoprawna wojna gospodarcza XXI wieku, w której pociski zastąpiły surowce, a frontem stały się łańcuchy dostaw.
Chińskie media państwowe ruszyły do kontrataku … Nie tyle informacyjnego, co emocjonalnego. Zapełniły przestrzeń publiczną przekazami o wytrwałości, patriotyzmie i sile narodu. Ale tym razem ton jest bardziej wyważony niż w czasach agresywnej „dyplomacji wilczych wojowników”. Widać, że Pekin nauczył się jednej rzeczy: zbyt duża mobilizacja nastrojów narodowych potrafi stać się pułapką. Kiedy lud oczekuje twardości, trudno potem spokojnie negocjować.
Kiedy gospodarka sapie, polityka staje się narzędziem
Ta retoryczna ofensywa nie bierze się znikąd. Chiny mają dziś na głowie problemy, których nie da się przykryć samym entuzjazmem. Deflacja, zamierający rynek nieruchomości, bezrobocie młodych, a do tego międzynarodowe sankcje technologiczne — to nie jest krajobraz pewności siebie.
A jednak, paradoksalnie, właśnie w tej chwili Pekin pokazuje więcej śmiałości niż w czasach boomu. Zyski z eksportu do nowych rynków, coraz silniejszy sektor AI i odrodzenie giełdy w Szanghaju dają poczucie, że można przejść do ofensywy. W chińskich mediach państwowych pojawiły się komentarze w duchu: „Jedno uderzenie wystarczy, by zapobiec setce kolejnych”.
To logika odstraszania, przepisana na język gospodarki — jeśli pokażemy siłę teraz, Amerykanie dwa razy pomyślą, zanim sięgną po nowe restrykcje.
Rzadkie ziemie — rzadkie narzędzie
Chiny wydobywają i przetwarzają ponad 70% światowych metali ziem rzadkich — kluczowych dla produkcji wszystkiego: od chipów, przez silniki samochodów elektrycznych, po uzbrojenie. Nowe przepisy, które Pekin nazywa „systemem licencyjnym”, w praktyce mogą zablokować dostęp Zachodu do części kluczowych komponentów.
Rząd oficjalnie twierdzi, że nie chodzi o zakaz, lecz o „uregulowanie” eksportu. Ale w Pekinie takie słowa zawsze mają drugie dno. To raczej ostrzeżenie: możemy przykręcić kurek, jeśli uznamy to za konieczne. W świecie, w którym każde państwo walczy o własne bezpieczeństwo surowcowe, chińskie „kontrole eksportowe” stają się nową formą politycznego nacisku.
Z punktu widzenia władz to delikatna gra. Z jednej strony trzeba utrzymać w narodzie poczucie siły — że Chiny potrafią się postawić. Z drugiej, realna polityka gospodarcza wymaga elastyczności i miejsca na negocjacje. Nieprzypadkowo ministerstwo handlu podkreśla, że wciąż istnieje „szeroka przestrzeń do współpracy” z USA.
Chińscy eksperci, jak Xu Hongcai z Państwowego Instytutu Polityki Gospodarczej, mówią wręcz wprost: wszystko można odkręcić, jeśli druga strona zrobi krok wstecz. To bardzo chińskie podejście — twardość na pokaz, pragmatyzm za kulisami.
Mao w roli memu, Xi w roli negocjatora
Wideo z Mao ma dziś wymiar symboliczny. Nie jest wezwaniem do realnej wojny, raczej narzędziem budowania ducha narodowego w czasie niepewności. W przeciwieństwie do swego ideologicznego poprzednika, Xi Jinping doskonale rozumie, że z USA nie wygra się emocjami, lecz chłodną kalkulacją interesów.
Spotkanie Xi z Donaldem Trumpem, które miało odbyć się jeszcze w tym miesiącu, stoi pod znakiem zapytania. Ale w Pekinie nikt nie pali mostów. Jak mawiają chińscy dyplomaci — „najlepsza walka to ta, której nie trzeba stoczyć”.
Dzisiejsze Chiny nie są już krajem z czasów Mao. Mają gigantyczny rynek wewnętrzny, światowej klasy technologie i rosnące wpływy w Azji i Afryce. Ale mają też świadomość, że ich pozycja zależy od stabilności globalnego systemu handlowego. Dlatego ta nowa „wojna” z USA to bardziej teatr niż realny front … Potrzebny, by przekonać własnych obywateli, że Pekin kontroluje sytuację.