Minął niemal tydzień od wejścia w życie formalnego wymogu instalowania urządzeń ISA, odgórnie limitujących prędkość, z jaką mogą poruszać się pojazdy, we wszystkich samochodach sprzedawanych w UE. Pomysł ten bardziej niż nieco przywodzi na myśl mroczne wizje zdalnej, totalitarnej kontroli. Jak zwykle jednak prawny przymus sobie, a rynek i społeczeństwo sobie.
Jak większość ostatnio zmian w prawie (zwłaszcza tych, o które nikt nie prosił, i które jawią się w naszym kraju jako niepopularne lub niepotrzebne), ta również jest efektem radosnej twórczości legislacyjnej organów Unii Europejskiej – jakkolwiek przy czynnym współudziale i współwinie większości rządów krajowych.
W swym zapale do „uregulowania” wszystkich dziedzin życia, jakie tylko można – a przy okazji nieustającego zwiększania zakresu swojej władzy (eufemistycznie określanego jako „pogłębiania integracji”) – UE doszła do wniosku, że nie może być tak, aby każdy poruszał się jak chce i bez żadnej kontroli. I przeforsowała stosowne, kagańcowe przepisy. 7. lipca weszły one w życie.
Przymus ten jest rozszerzeniem obowiązującego od 2022 roku „rozporządzenia europejskiego„, które narzucało przymus instalowania tzw. „Inteligentnych asystentów prędkości” („Intelligent Speed Assist„, ISA) w nowo wprowadzanych na rynek modelach samochodów. Teraz dotyczyć będzie wszystkich sprzedawanych samochodów, niezależnie od modelu.
Jak to nader często bywa w przypadku schematów prawnych mających narzucić rządową kontrolę nad obywatelem, tak i ten uzasadniany jest „bezpieczeństwem”. Nazwa urządzeń ISA sama w sobie też jest świadomym nadużyciem. Urządzenia owe wcale bowiem nie „asystują” kierowcy, lecz wprost przeciwnie, działają tylko w jeden sposób – wymuszają na nim zwolnienie.
W zależności od opcji, mają one w takiej sytuacji emitować narastające, „ostrzegawcze” sygnały dźwiękowe, wibracje, zwiększać opór pedału gazu lub, crème de la crème, automatycznie zwalniać pojazd bez pytania kierowcy o zgodę. Ten ma mieć w teorii możliwość obejścia „sugestii” systemu (poprzez silniejszy nacisk na pedał gazu lub wybranie stosownej opcji na ekranie konsoli). Wymaga to jednak każdorazowego, niekiedy nader uciążliwego działania.
ISA, czyli „zamordyzm dla twojego bezpieczeństwa”
Tymczasem systemy ISA działają, „sugerując” zwolnienie, automatycznie. „Sugerując” – na podstawie całego szeregu systemów śledzenia i zbierania danych, które powinny śnić się w koszmarach sennych każdemu obrońcy prywatności.
Urządzenia te bowiem, sprzęgnięte z systemami samochodu, na podstawie danych z GPS oraz kamer samochodu mają autonomicznie, bez wiedzy i woli użytkownika decydować, jaka prędkość jest „legalna”. W oczywisty sposób jest to otwarte zaproszenie dla organów kontrolnych, żeby zdalnie decydować o tym, gdzie, kto i w jaki sposób może się poruszać. Co więcej, nie sposób przewidzieć, jak długo możliwość ich wyłączenia będzie dostępna
Łatwo bowiem wyobrazić sobie postulaty, aby – w imię „bezpieczeństwa”, oczywiście – „uszczelnić” system poprzez odebranie kierowcom tej możliwości. Podobnie, nie należy też lekceważyć obaw, że ów zakres totalitarnej kontroli pójdzie nawet dalej. Skoro bowiem samochody autonomiczne reagują na sygnały satelitarne GPS, to dlaczego nie miałyby reagować na zdalne polecenia z, przykładowo, organów policji lub centrów kontroli ruchu? Zdalny kill-switch we wszystkich samochodach…?
Pięknie (z punktu widzenia totalitarnego etatyzmu) się rysująca wiza totalnej kontroli transportu – i przez to życia – jak zwykle napotyka jednak na przeszkody. Niektórzy ludzie to bowiem do siebie mają, że nie chcą posłusznie podporządkować się poleceniom miłościwie im panujących urzędników UE. A zamiast tego wpadają na własne pomysły.
Rynek dworuje sobie z jaśnie nakazów
Prócz medialnych sugestii, by nie pozbywać się starszych samochodów – te bowiem niedługo mogą znacząco zyskać na wartości – pojawiają się także rozwiązania bardziej proaktywne. Jak zawsze wtedy, gdy pojawia się popyt i społeczne zapotrzebowanie, następuje rozkwit innowacji. I rozwiązań. Pobieżne przejrzenie zasobów Internetu wskazuje, jaką mnogość ofert napotkać można w zakresie usuwania ograniczników ISA (i innych).
I to w otwartej wyszukiwarce, bez konieczności korzystania z pokątnych forów, szyfrowanych komunikatorów czy Deep Webu. Sięgnięcie po owe „dyskretne” oferty bywa czasem niezbędne w przypadku zakupu oprogramowania do usuwania fabrycznych blokad. W przypadku ISA jednak – graj, muzyko! Usługi takie świadczone na każdą kieszeń i każdej jakości.
Od prostych ingerencji w komputery pokładowe samochodów (niestety również obowiązkowo instalowane), po wymontowywanie chipów i kart GSM służących komunikacji z systemami GPS. Dostępny jest też pełen tuning samochodu, włącznie z próbami na hamowni, z uwzględnieniem regulacji instalacji paliwowej czy pracy silnika. Chodzi w tym przypadku o empiryczne sprawdzenie efektów wymontowania blokad i upewnienia się, że nie ma to negatywnego wpływu na pracę samochodu jako całości.
Spodziewać się należy, że z czasem rynek taki będzie tylko rósł – w miarę, jak zmniejszać się będzie ilość starszych samochodów na rynku. Niewykluczone, że może także dojść do pokątnego importu samochodów pod różnymi pretekstami z krajów, gdzie tego typu absurdalia nie obowiązują. Przykład zakazanych przez UE klasycznych żarówek, które bez problemu można kupić „do użytku przemysłowego” albo jako „niewielkie urządzenia grzewcze” jest tu nad wyraz wymowny.