Jak wiadomo, współczesne Chiny nie mają wiele wspólnego z wolnością wyrazu. Ani żadną inną wolnością, gwoli dokładności. Nie może to dziwić w przypadku państwa, które pod rządami Mao Zedonga doświadczyło najkrwawszych zbrodni XX wieku, dalece przewyższających „osiągnięcia” Związku Sowieckiego czy III Rzeszy w tej dziedzinie – a którego władze nie tylko się z przeszłością nie rozliczyły, ale wręcz dumnie kontynuują czerwone tradycje. Zwłaszcza w epoce Xi Jinpinga.
Jako takie, Chiny są też jednym z najdogłębniej i najściślej kontrolowanych krajów, ze społeczeństwem utrzymywanym w okowach żelaznej, agresywnej cenzury. W tej dziedzinie zresztą Chińska Republika Ludowa zadaje kłam potocznemu mniemaniu, że Chińczycy mają kulturowy kłopot z innowacjami, i na polu totalitarnej kontroli informacyjnej swych obywateli może być śmiało uznana za pioniera. To właśnie w Chinach chyba w najpełniejszej formie stworzono coś, co określa się jako elektroniczny gułag.
Mając to na względzie, nikogo w samych Chinach ani poza nimi nie dziwi, że Internet niestety nie spełnił tam nadziei na to, że stanie się technologicznym wytrychem umożliwiającym swobodny obieg informacji i publiczną debatę. Nawet wprost przeciwnie, w znacznie większym stopniu niż wymiany myśli jest on medium rządowej i partyjnej propagandy, a także środkiem niezliczonych sposobów kontroli prawomyślności obywateli oraz ich oczekiwanego serwilizmu wobec władz.
Mimo to, nawet tam niejako domyślnym było założenie, że i owszem, jest cenzura, i to bardzo ostra – ale przecież powinna ograniczać się ona do spraw politycznych i z nimi powiązanych, prawda? Czy też inaczej, powinny być kwestie, które – jak osobiste przeżycia czy indywidualne problemy życiowe – nawet tam można wyrażać czy omawiać w sposób względnie niezakłócony i bez wstrętów czynionych ludziom przez natrętne, aroganckie państwo. Niestety, nawet to założenie wydaje się chybione.
Chiny w odcieniach szarości i przygnębienia
Oto bowiem Chiny właśnie doświadczają najnowszej kampanii propagandowej ze strony tego ostatniego. Jej celem nie są tym razem „wrogowie ludu” (ci przecież, jeśli w ogóle żyją, siedzą w obozach…), „spekulanci” czy członkowie prześladowanych religii lub nie-chińskich etnosów opierających się przymusowej sinizacji. Otóż nie – chodzi o marudy, malkontentów oraz wszystkie osoby, które zamiast cieszyć się z faktu, że rządzi nimi Partia, narzekają na przyziemne problemy życiowe.
Tych ostatnich zdecydowanie w Królestwie Środka nie brakuje. Chiny przeżywają przewlekłe spowolnienie gospodarcze, takiż kryzys na rynku nieruchomości (grożący pęknięciem bańki), rosnące bezrobocie czy marniejące widoki na zdobycie wykształcenia, dobrej pracy czy realizacji standardowych celów życiowych. Pomimo pompatycznych akcji przewodniczącego Xi w zakresie walki z korupcją, ta ma się jak zwykle dobrze, same kampanie zaś okazały się służyć głównie usunięciu jego przeciwników w partii.
A to wszystko w realiach kraju, w którym zabezpieczenie socjalne większości mieszkańców jest iluzoryczne lub w ogóle nieistniejące, zaś perspektywy zmiany sytuacji życiowej (np. poprzez emigrację) lub awansu społecznego są w dużej mierze sztucznie blokowane. W tych warunkach chiński internet pełen był ludzi nie tyle krytykujących kogokolwiek, zwłaszcza władzy (no niechby tylko spróbowali…), ale po prostu dzielących się problemami i narzekających na trudności.
Knebel – rozwiązaniem na wszystkie problemy
I to właśnie władze chcą zmienić. Nie może być tak, aby jej obywatele wyrażali brak radości i zadowolenia z rządów partii! Chińska Administracja Cyberprzestrzeni zainicjowała zatem dwumiesięczną kampanię „ograniczania” aktywności w mediach społecznościowych, która „nadmiernie wyolbrzymiać negatywne i pesymistyczne nastroje”. Ich wymazanie z przestrzeni informacyjnej ma zaś „załagodzić negatywne emocje” oraz „stworzyć bardziej cywilizowane i racjonalne środowisko online”.Co to w praktyce oznacza?
Na celowniku cenzorów znajdą się takie opinie, jak np. ta, że ciężka praca jest w dużej mierze bezużyteczna (przynajmniej dla pracującego), i przynosi profity tylko elicie, albo takie, że udział w wyścigu szczurów nie oferuje ani uczciwych szans zawodowych, ani takiego wynagrodzenia. Nawet wyrażenie zmęczenia nieustanną harówką, niemal bez chwili przerwy (Chiny mają dokładnie **dwa** dni ustawowo wolne od pracy w roku – chiński Nowy Rok oraz rocznicę proklamowania ChRL), jest tam obecnie świecką herezją.
Administracja Cyberprzestrzeni zapowiedziała „surowe kary” dla portali oraz platform społecznościowych, które podobnych „negatywnych” lub „trywialnych” treści nie będą skutecznie usuwać z publicznej świadomości. Już pojawiły się także doniesienia o kilku znanych blogerach czy sieciowych celebrytach, którzy nagle zniknęli z Internetu jak sen złoty, i nikt nie wie, co się z nimi dzieje. No, obywatele! Może i ledwo starcza wam do pierwszego, ale rządzi wami partia i towarzysz Xi! Cieszyć się, ale już!