Wraz z początkiem 2024 roku wygasła ochrona postaci Myszki Miki na mocy praw autorskich. Obowiązywała ona przez ostatnie 95 lat. Zapowiadana jest już świeża fala twórczości artystycznej – czy też „artystycznej” – wykorzystującej sławnego animowanego bohatera.
Warto zaznaczyć, że wygaśnięcie to dotyczy najwcześniejszej postaci Mickey Mouse, nie jej późniejszych inkarnacji. Chodzi o wersję z filmu „Steamboat Willie” z 1928 r. (ewentualnie także z niemych produkcji „Gallopin’ Gaucho” i „Plane Crazy” z tego samego roku).
Wystarczy to jednak, by co do zasady umożliwić jej wykorzystanie (również w wariantach przez siebie zmodyfikowanych) przez wszystkich chętnych.
Zobacz też: Azjatycki tygrys: zakazać płatności kartą za kryptowaluty
Mój ci on!
Prawa autorskie do Mickey Mouse oraz jego koleżanki Minnie od chwili debiutu miała Walt Disney Company. Dla firmy Miki okazała się dojną krową, przez lata będąc źródłem (nomen omen) bajecznych przychodów. Disney walczył przy tym zaciekle, aby swój monopol na wykorzystanie Myszki przedłużać w nieskończoność.
Dwukrotnie udało mu się zapobiec przejściu sympatycznej Myszy do obmierzłej dla większych wytwórni domeny publicznej. Przyjęcie przez amerykański Kongres ustaw, które zgodnie z życzeniami Disneya przedłużały okres obowiązywania firmowych praw autorskich (w 1976 i 1998 r.) przypisuje się aktywności lobbystów firmy.
Ta druga, przeciągająca ów okres do wspomnianych 95 lat, doczekała się zresztą potocznego miana „The Mickey Mouse protection act”. Okres ten jednak właśnie upłynął, i Myszkę Miki czeka nowa kariera.
Zobacz też: Bitcoin ETF – kolejny bank chce dla siebie miejsca przy stole
Swoboda ekspresji twórczej
Już pojawili się bowiem chętni na jej wykorzystanie. Choć w sposób, który dla osób wspominających Myszkę Miki jako bajkę dzieciństwa może być obmierzły. W marcu tego roku ma się ukazać horror „Mickey Mouse Trap”. Jak przystało na niskobudżetowy slasher, fabuła nie będzie przesadnie skomplikowana – potwór w masce Miki będzie ścigał i mordował.
Projekt ten, w reżyserii niejakiego Jamesa Bailey’a, bynajmniej nie jest jedyny. Trwają także prace nad filmem w reż. Stevena LaMorte’a odwołującym się do zbliżonej problematyki i wrażliwości artystycznej. Prócz filmów „pełnometrażowych”, jeśli można je tak określić, z pewnością pojawi się także bogactwo twórczości fanowskiej i youtubowej.
Bez najmniejszych wątpliwości swoboda podobnego wyrazu jest bardzo istotna, a przy tym też autentycznie cenna. Warto też jednak mieć na uwadze casus postaci klaunów w popkulturze. Większości dzieci kojarzą się dziś oni raczej z kiepskimi horrorami, nie humorem – i budzą częściej strach niż śmiech.
Pozostaje mieć nadzieję, że Myszka Miki pozostanie w powszechnej percepcji bardziej bohaterem bajek niż przedmiotem koszmarów nocnych dla najmłodszych.
Może Cię zainteresować: