Przedstawiciele USA wyrazili „dezaprobatę” wysiłków niektórych krajów europejskich, aby wykpić się z zobowiązań finansowych wobec NATO. Zobowiązań – rzędu 5% PKB – przyjętych pod wyraźnym naciskiem i w obliczu niewypowiedzianej, lecz wyraźnej groźby Stanów Zjednoczonych wobec „sojuszników”, którzy kwestię obronności po prostu ignorują. W szczególności na ostrzu krytyki znalazły się ostatnio Włochy. Samo zaś słowo „dezaprobata” należy tu rozumieć raczej eufemistycznie i w znaczeniu typowym dla dość brutalnego stylu prowadzenia dyplomacji przez ekipę Donalda Trumpa.
Chodzi o monumentalny most nad cieśniną mesyńską, który ma połączyć Sycylię i kontynentalną Kalabrię. Będzie on miał konstrukcję wiszącą i długość ponad 3 tys. metrów Most ten planowano już od dawna. Niestety w zgodzie z najgorszymi tradycjami włoskiej biurokracji, jego budowa „rozpoczyna się” od 50 lat. Teraz – po półwieczu procedur, analiz, prac studyjnych, formalności etc. – nareszcie ma powstać. Koszt jego konstrukcji wycenia się obecnie na około 13 miliardów dolarów (oczywiście bez gwarancji, że kwota ta nie wzrośnie).
I właśnie tę ostatnią kwotę włoski rząd próbował „kreatywnie” zagospodarować. Otóż władze w Rzymie chciały oficjalnie zakwalifikować most jako strategiczny obiekt militarny – i zaksięgować wydatki na jego budowę jako te „zbrojeniowe”. A to z kolei miałoby pozwolić na zaliczenie ich jako wliczających się do 5-procentowych zobowiązań finansowych wobec NATO. Amerykański przedstawiciel przy NATO, Matthew Whitaker, na ten zabieg dość szybko zareagował, wskazując, że jest to kreatywna księgowość. I jako nie będzie uznana przez USA za wypełnienie progu wydatków zbrojeniowych.
Jak stwierdził, budowa mostów czy szkół jest oczywiście pożyteczna, jednak absurdem jest zaliczanie ich do budżetu obronnego – który, zdaniem Amerykanów, ma służyć budowie realnych zdolności militarnych. Whitaker niedwuznacznie przypomniał, że NATO ma system monitorowania wydatków zbrojeniowych – i podobne sztuczki księgowe nie przejdą.
Most (raczej nie) do NATO
Co ciekawe, same Włochy rządzone są obecnie przez rząd premier Giorgii Meloni, która relacje z Donaldem Trumpem i jego administracją ma więcej niż poprawne. Meloni uważa się wręcz za jednego z nielicznych wyraźnych sojuszników Trumpa pośród krajów zachodniej Europy. Warto jednak pamiętać, że jej rząd to gabinet koalicyjny, tworzony przez trzy główne ugrupowania i niebędący odporny na rozmaite wewnętrzne partykularyzmy polityczne. Mówiąc prościej, politycy nieodmiennie chcą więcej pieniędzy. Do tego stopnia, że godzi to w planowane wydatki zbrojeniowe na poziomie wymaganym przez NATO.
Jak wiadomo, w czerwcu tego roku na szczycie Sojuszu Północnoatlantyckiego przeforsowano – czy też dokładniej, Trump przeforsował – podniesienie progu wydatków zbrojeniowych do poziomu 5% PKB. Trump od dawna zarzucał bogatym krajom europejskim, że, esencjonalnie, pasożytują na potencjale zbrojnym USA. I wyzyskują ochronę płynącą z członkostwa w sojuszu do tego, by zupełnie ignorować potrzebę utrzymywania własnych zdolności militarnych, zamiast tego przejadając środki finansowe na rozbuchane wydatki socjalne.
Niektóre kraje, w szczególności te z zachodniej Europy, przyjęły tę zmianę wybitnie niechętnie. Mając jednak do wyboru to lub jawnie zapowiedziane wycofanie amerykańskiego zaangażowania w obronę Europy przed potencjalną inwazją, w dużej mierze nie miały wyjścia. Zwłaszcza, że aby przekonać opornych „sojuszników” z NATO, Trump dorzucił jeszcze groźbę podniesienia ceł.