Konta bankowe zamrożone, społeczna furia, protesty w całym kraju. Korupcja grozi wodną katastrofą

W sobotę poinformowano, że liczba kont bankowych należących do „ustosunkowanych” osób na Filipinach, które zamrożono w związku z gigantycznym śledztwem korupcyjnym, wzrosła. Do już zajętych 135 rachunków dołączyły kolejne 592. To efekt decyzji sądu apelacyjnego, wydanego na wniosek administracji prezydenta Macrosa. Filipiny, a także sama ekipa rządząca, są wstrząsane największym od lat skandalem korupcyjnym – tym gorszym, że grozi on realną katastrofą.

Nie chodzi przy tym jedynie o katastrofę budżetowo-fiskalną, ale także taką zupełnie naturalną, w wyniku działania żywiołu. Konkretnie – wody. O co chodzi w całej sprawie? Jak wiadomo, Filipiny leżą w części świata wyjątkowo narażonej na występowanie tajfunów – i są jednym z tych krajów, które muszą się z ich efektami zmagać najczęściej na świecie. Ze względu na to, wyjątkowego znaczenia nabiera tam kwestia zabezpieczenia przeciwpowodziowego, i przeznaczane są na nie ogromne środki.

Czy też – w teorii są przeznaczane. Jak to bowiem bywa, w rzeczywistości ogromne fundusze – szacuje się, że może chodzić o miliardy dolarów, albo nawet ich dziesiątki – trafiały nie na realizację projektów przeciwpowodziowych, jak tamy czy zbiorniki retencyjne, ale kończyły w kieszeniach „zaprzyjaźnionych” z władzą, biznesmenów, „ustawionych” urzędników oraz takichż polityków. Innymi słowy, skorumpowana elita władzy po prostu te pieniądze rozkradała, i to na masową skalę.

Filipiny po uszy w wodzie – i w złości

Powiedzieć, że rozjuszyło to Filipińczyków, to nic nie powiedzieć. Tym bardziej, że Filipiny są raczej biednym krajem (stąd bezczelnie defraudowane miliardy dolarów tym bardziej rażą), zaś zaniedbania w dziedzinie ochrony przeciwpowodziowej grożą setkami lub tysiącami ofiar śmiertelnych oraz ruiną dobytku milionów obywateli. Stąd też na niedzielę planowane są gigantyczne protesty przeciwko powszechnej korupcji, nepotyzmowi oraz tzw. kolesiostwu rządzącego establishmentu.

Formalnie Filipiny znajdują się obecnie pod rządami prezydenta Ferdinanda Macrosa Juniora. Czy wszystko to miało miejsce wbrew woli prezydenta, czy też za jego cichą wiedzą, nie wiadomo. Naturalnie jego administracja wychodzi z siebie, aby pokazać, że prawdziwy jest ten pierwszy wariant. Rząd zainicjował zatem masowe, wyjątkowo energiczne śledztwo (i to pod nadzorem niezależnego organu). I zaczął zamrażać kolejne rachunki bankowe.

Kuzyn prezydenta został zaś, w związku z podejrzeniami, zmuszony do rezygnacji z funkcji Mówcy (tj. przewodniczącego) tamtejszej Izby Reprezentantów.. Mimo to, cała afera to wręcz prezent dla opozycji powiązanej z b. prezydentem Rodrigiem Duterte. Tym samym, który przebywa obecnie w Hadze, w związku z podejrzeniami o zbrodnie.