Dania chce znieść obowiązujący w tym kraju prawny zakaz operacji siłowni nuklearnych. Informację taką przekazało Ministerstwo Klimatu (?!) tego kraju. Na razie co prawda rząd nie deklaruje tego zamiaru jasno, lecz „eksploruje” taką możliwość. Biorąc jednak pod uwagę, że jej „eksplorowanie” bez faktycznego zamiaru przejścia od słów do czynów byłoby bezsensowne, należy ją uznać za eufemizm. Motywowany, najprawdopodobniej. względami politycznymi i obawami o reakcje medialne.
Jako kraj, Dania, słynie z nietypowego – i jakże progresywnego, niejednokrotnie wskazywanego jako ideowy wzorzec dla innych państw – składu swojego narodowego miksu energetycznego. Dominującą pozycję zajmują w nim bowiem źródła „odnawialne”, przede wszystkim wiatrowe. I choć topograficznie Dania ma wyjątkowo dogodne warunki do ich działania – zwłaszcza północna Jutlandia smagana jest bardzo silnymi wiatrami znad Morza Północnego – to również i tam dostrzega się, że to nie wystarcza.
Wnioski takie zawierać mają rządowe analizy i wynikające z nich plany. Wynika z nich, że nie tylko źródła słoneczne, nieco absurdalne w pochmurnej Danii, ale również zasilane silnymi powiewami wiatraki nie wystarczą, by zapewnić stabilne dostawy energii w warunkach dynamicznie rosnącego zapotrzebowania na prąd. Tymczasem właśnie one docelowo stanowić miały podstawowe, jeśli nie jedyne źródła zaopatrzenia w energię elektryczną.
I choć słowa o „konsensusie” w duńskim społeczeństwie, jaki ma tam jakoby obowiązywać w zakresie zdecydowanego postawienia na „zielone” źródła energii, brzmią w sposób odrobinkę naciągany – a bardziej na próbę narzucenia tej wizji przez jej zwolenników reszcie – to w tym właśnie kierunku zmierzała przez ostatnie lata polityka duńskiego rządu. Z urzędowym zapałem powtarzano tam przywiązanie o celu, jakim miała być Dania „neutralna węglowo”, już do 2045 roku.
Nie tylko Dania
Polityka ta okazała się jednak „nie do końca korespondować” z przewidywanym zapotrzebowaniem na prąd. Skąd jednak można by je czerpać? Same siłownie wiatrowe nie uchodzą za nadmiernie niezawodne (co w całej rozciągłości zademonstrował niedawny blackout na Półwyspie Iberyjskim). Ze względu na wspomniane wyżej uwarunkowania polityczne również elektrownie gazowe, o węglowych nawet nie wspominając, były tam w duże mierze na cenzurowanym.
Pozostały zatem siłownie jądrowe – które, pomijając to, że uchodzą za jedno z najbardziej efektywnych źródeł prądu, są też, w przypadku poprawnej konstrukcji reaktora, źródłem „czystym”. Dania jednak dekady temu zakazała ich użytkowania. Promulgowanie tego zakazu miało miejsce w epoce katastrofy w Czarnobylu, podszyte było też zimnowojennym pacyfizmem (zmierzającym do rozbrojenia nuklearnego – naturalnie jednostronnego).
Dania nie jest jedynym w Europie krajem, który zmienia w ten sposób swoją politykę. Niedawno podobny zakaz, również sięgający do epoki Czarnobyla, zniosły Włochy. Również sąsiad znad Sundu, Szwecja, po latach przerwy planuje budowę nowych reaktorów nuklearnych. Zaledwie w tym tygodniu zniesienie zakazu konstrukcji nowych elektrowni jądrowych, wprowadzonego raptem w 2003 r., przegłosowała zaś Belgia.