KO przed PiS, Trzecia Droga traci trzecie miejsce, Grzegorz Braun na podbój Brukseli – wyniki exit poll do PE i co z nich wynika

  • Pojawiły się wyniki exit poll niedzielnych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wygrała KO przed PiS i Konfederacją. Na dalszych miejscach uplasowały się Trzecia Droga i Lewica.
  • Wybory te, niezależnie od niekiedy dyskusyjnej sprawczości tego gremium, nieodmiennie mają przełożenie na politykę krajową.
  • Tym razem zresztą, biorąc pod uwagę trendy ogólnoeuropejskie, mogą także w wyraźniejszy sposób zaznaczyć się w unijnej.

Zgodnie w wynikami exit poll, największe poparcie uzyskała Koalicja Obywatelska. Na rządzące ugrupowanie zagłosowało 38,2% wyborców. Drugie było Prawo i Sprawiedliwość, z poparciem 33,9% głosujących. Podium zamyka Konfederacja, która zdobyła poparcie 11,9% Polaków. Trzecia droga uzyskała z kolei 8,2% wyborców. Ostatnie ugrupowanie, które wprowadzi swoich przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego, Lewica, poparło 6,6% zwolenników.

Wyniki te posłużą do podziału należnych Polsce 53 miejsc zgodnie z metodą D’Hondta. Po przeliczeniu, KO przypadnie 21 mandatów, PiS – 19, Konfederacji – 6, Trzeciej Drodze – 4, zaś Lewicy – 3 mandaty. Wyniki exit poll obarczone są błędem statystycznym na poziomie ok. 2%, stąd w rozkładzie tym zajść mogą drobne zmiany. Ich podział wedle kryterium przynależności do frakcji europarlamentarnej, przedstawiać ma się jak poniżej.

Źródło: results.elections.europa.eu

5-procentowego progu wyborczego nie przekroczyli Bezpartyjni Samorządowcy, a także komitety Polexit, Normalny Kraj, Ruch Naprawy Polski, Głos Silnej Polski oraz Polska Liberalna Strajk Przedsiębiorców. Żadne z tych ugrupowań nie zdobyło więcej niż 1% głosów.

Dramatis Personae

Pośród możliwych niepewności są także informacje o tym, kto na pewno zdobył mandat. I jest to dość barwne grono polityków. Do Brukseli i Strasburga pojadą m.in. byli premierzy (Ewa Kopacz, Beata Szydło), ministrowie, zarówno obecnej (Borys Budka, Marcin Kierwiński, Bartłomiej Sienkiewicz i Krzysztof Hetman) i jak poprzedniej (Joachim Brudziński, Mariusz Kamiński, Maciej Wąsik) ekipy rządzącej.

Inne niegdyś bardzo znaczące persony krajowej polityki (jak Marek Belka, Janusz Lewandowski czy Michał Dworczyk) być może także uzyskały mandaty, ale na razie nie sposób tego potwierdzić. Dostał się tam za to wsławiony kontrowersjami b. prezes Orlenu, Daniel Obajtek. Na polu kontrowersyjności mało kto może jednak dorównać Grzegorzowi Braunowi, który zebrał korespondujące z rozpoznawalnością swoich publicznych dokonań poparcie. Ten ostatni, w ramach uczczenia wyniku, miał rzekomo składać autografy na gaśnicach.

Dla wielu z tych osób wybór do Parlamentu Europejskiego to rodzaj politycznej (acz bardzo wygodnej) zsyłki. Dla innych – wprost przeciwnie, może okazać się trampoliną do dalszej aktywności na polu polityki krajowej.

Echa zmian i zadrażnień

W rozrachunku ogólnounijnym najpowszechniejszą konstatacją jest mocny wynik partii eurosceptycznych, antyimigracyjnych i w przekroju raczej skłaniających się na prawo. Straciły za to partie liberalne oraz kładące nacisk na ekologię.

Powszechnie przypisuje się to naporowi nielegalnej imigracji na Europę oraz niemożności/niechęci do zatrzymania tego zjawiska (oraz deportowania już obecnych milionów nielegalnych imigrantów), jak również pogłębiającej się niepopularności promowanego przez organa unijne „Zielonego Ładu” i ciężkiego brzemienia, jakim rzeczony kładzie się na na gospodarce Starego Kontynentu.

Zarówno w odniesieniu do rolnictwa i produkcji przemysłowej w ujęciu makro, jak i indywidualnych budżetów rodzinnych mieszkańców Europy. Być może to przełożyło się na bardzo wysoką frekwencję w tych wyborach. Skądinąd Polska, gdzie do urn miało pofatygować się 39,7% uprawnionych, jawi się tutaj jako wyjątek.

Źródło: x.com/LViehler

Zarazem, jak wynika z estymacji rozkładu siły frakcji, dotychczasowa, mniej lub bardziej sformalizowana koalicja ugrupowań „głównego nurtu” (vel „establishmentowych”), czyli chadeków i socjaldemokratów z udziałem tzw. przystawek zachowa kontrolę nad Parlamentem Europejskim.

Największą grupą w Parlamencie nowej kadencji będzie po dawnemu frakcja chadecka. Drudzy, również po dawnemu, będą socjaliści/socjaldemokraci, zaś na trzecim miejscu znajdą się liberałowie – którym depczą po piętach konserwatyści.

Źródło: europeelects.eu/ep2024/

Stąd nasuwać się może teza, że, w istocie, niewiele się zmieni. Niektóre ugrupowania zyskają kilka mandatów, niektóre stracą, ale nie zaburzy to ustalonej, formalnej i nieformalnej struktury władzy w PE. Jest to jednak wrażenie złudne. I nie chodzi tylko o platformę publiczną, która w ubiegłych kadencjach, drogą nacisku politycznego, niejednokrotnie pozwalała nawet mniejszym ugrupowaniom blokować niepopularne pomysły Komisji Europejskiej (niekiedy czynią to zresztą także podmioty pozaparlamentarne).

Bulgotanie pod pokrywką

Rzecz bowiem w tym, że elekcja do Parlamentu Europejskiego (a ściślej, wyniki tych wyborów), mają realny wpływ na życie polityczne również w innych krajach Europy. Najbardziej doniosły, jak się okazało, we Francji. Bezdyskusyjny sukces odniosło tam konserwatywne i eurosceptyczne Zjednoczenie Narodowe oraz jego liderka, Marine Le Pen.

Pozostawiło ono w tyle zarówno liberalno-socjalistyczne ugrupowanie prezydenta Macrona, Renaissance, jak i „głównonurtowe” partie centroprawicowe i centrolewicowe. W związku z tym Emmanuel Macron zdecydował o rozwiązaniu parlamentu i rozpisaniu wyborów. Jest to dlań ruch bardzo ryzykowny, jednak Macron w dużej mierze jest do tego politycznie przymuszony – zwlekanie bowiem nie poprawi, lecz jeszcze pogorszyłoby pozycję jego ugrupowania.

Macron nie jest jedyny. Porażkę poniósł także premier Belgii, Alexander De Croo. Ogłosił on swoją dymisję, co nie jest bez związku z zamieszaniem w koalicji rządowej po słabym wyniku wchodzących weń partii liberalnych i zielonych.

Klęskę porównywalnych rozmiarów – która z czasem da się politycznie odczuć, choć na razie nie pociągnęła za sobą rezygnacji czy nowych elekcji. – poniósł także kanclerz Niemiec, Olaf Scholz, oraz jego partia, SPD. Sukces, prócz opozycyjnych chadeków z CDU, zanotowali za to antysystemowi (i ultra-opozycyjni) politycy z Alternatywy dla Niemiec (AfD). Podobnie w Austrii – zwyciężyła tam konserwatywna (zdaniem niektórych mediów „skrajnie prawicowa”) Austriacka Partia Wolności (FPÖ).

Spośród urzędujących przywódców zwycięstwo odniosła natomiast premier Włoch, Giorgia Meloni. Jej uważane za prawicowe ugrupowanie Bracia Włosi zebrało niemal 30% głosów, czyli więcej, niż uzyskało w krajowych wyborach parlamentarnych. Daleko poniżej uplasowali się natomiast jej koalicjanci.

Komentarze (0)
Dodaj komentarz