Jak wynika z pojawiających się analiz, Kamala Harris, wiceprezydent USA i kandydatka Demokratów na prezydenta w nadchodzących wyborach, splagiatowała znaczące fragmenty swojej książki. Oskarżenia te mogą być kolejnym PR-owym problemem Harris, której nawet sprzyjające jej media zarzucają brak otwartości.
Oskarżenia o plagiat dotyczą książki Smart on Crime: A Career Prosecutor’s Plan to Make Us Safer. Harris napisała ją w 2009, jako ówczesny prokurator okręgowy San Francisco, wraz ze współautorką Joan O’C Hamilton. Czy też „napisała” – pojawiają się bowiem domysły, że faktycznym jej autorem mógł być w ogóle ghostwriter.
Kamala Harris pisze…
Analizę tej pozycji przeprowadził austriacki naukowiec, dr Stefan Weber. Znany jako „łowca plagiatów”, zasłynął walką ze zjawiskiem kradzieży intelektualnej w publikacjach. Tak w środowisku naukowym, jak i u polityków. Miał on odkryć plagiaty w pracach takich person jak Annalena Baerbock, Karl-Theodor zu Guttenberg czy Johannes Hahn.
Jego wnioski z najnowszej analizy, dotyczącej książki Harris, podsumował i rozpropagował aktywista Christopher Rufo.
Jak twierdzi Rufo, Kamala Harris miała obficie czerpać z innych źródeł – oszczędnie gospodarując natomiast przypisami i źródłami. Miała ona „pożyczać” treści ze źródeł prasowych:
…a także opracowań naukowych:
…raportów urzędowych:
…publikacji analitycznych:
…a nawet poczciwej Wikipedii – pomimo faktu, że tę ostatnią nie od dziś uważa się za źródło w wysokim stopniu wątpliwe i niepewne.
Jak twierdzi dr Weber, Kamala Harris bądź ktoś piszący w jej imieniu miał niemal w komplecie skopiować całe fragmenty cudzych tekstów, przedstawiając je jako własne. Tam, gdzie mowa o cytatach, nie użyto cudzysłowów ani odnośników źródłowych.
Wybory tuż tuż
Co z punktu widzenia rzetelności być może najgorsze – książka kandydatki Demokratów zawiera zmyślone przypisy do nieistniejących naprawdę odnośników. W odróżnieniu od kradzieży intelektualnej, o której można mówić w przypadku zwykłego plagiatu, takie zachowanie może zostać w zależności od kontekstu, uznane nawet za kryminalne oszustwo.
Pojawiły się także głosy wskazujące, że kandydatka nie jest bezpośrednio winna plagiatu, jeśli nie popełniła go sama – lecz uczynił to ghostwriter. Glosy te jednak również nie są wolne od kontrowersji i wskazań, że nawet wówczas Harris ponosi odpowiedzialność za publikację, na której podpisała się swoim nazwiskiem.
Z rozwijającej się afery już kpią Republikanie. „Przyjacielską” szpilę szybko wymierzył w nią kandydat na wiceprezydenta u boku Donalda Trumpa, James D. Vance.
Ma on w tej kwestii o tyle znaczną przewagę polityczną, że jego własna książka, Hillbilly Elegy, bezdyskusyjnie jest jego autorstwa. Co więcej, stała się ona także bestsellerem i kanwą dla filmu, i znacząco przyczyniła się do rozpoznawalności Vance’a.
I choć „subtelności” ze strony kandydatów republikańskich same w sobie nie pozbawią Harris szans politycznych, to dla Demokratów sprawa może być poważna. Sama afera o plagiat – na zaledwie trzy tygodnie przed wyborami prezydenckimi – w istocie może bowiem jej zaszkodzić. Tymczasem podobne „osiągnięcia” już kilkukrotnie torpedowały ambicje amerykańskich polityków.