Mija dziś czwarta doba konfliktu na linii Iran versus Izrael. Działania zbrojne przypominały poprzednie dni: lotnictwo izraelskie (Heyl Ha’Awir) kontynuowało naloty na cele irańskie, na co Iran odpowiadał salwami rakiet balistycznych.
Izrael twierdzi przy tym, że uzyskał panowanie w irańskiej przestrzeni powietrznej (w tym także nad samym Teheranem). Oznaczałoby to (jeśli jest to prawda), że jest on w stanie prowadzić operacje lotnicze w sposób względnie niezagrożony, jednocześnie nie dopuszczając do działań lotnictwa irańskiego. W przeciągu ubiegłego i poprzednich dni, Iran miał odnotować zniszczenie szeregu celów związanych z tamtejszym programem atomowym (prócz „zwykłych” zniszczeń, które ucierpiały tamtejsze miasta).
Jednym obiektem, który uniknął natomiast jakichkolwiek uszkodzeń, jest ośrodek wzbogacania uranu w Fordow. Mieści się on głęboko pod ziemią, przykryty 90-metrową warstwą litych skał. Izrael ma przy tym nie dysponować bronią zdolną zniszczyć tak chroniony cel. Takową – w postaci ważącej 8,5 tys. kg bomby GBU-43/B MOAB, zwanej „Matką Wszystkich Bomb” – dysponują amerykańskie siły zbrojne. Nie przekazały ich jednak, jak dotąd, Izraelowi.
Jeśli chodzi o cele po drugiej stronie, to Iran miał porazić znajdującą się pod Tel-Awiwem siedzibę główną izraelskiego wywiadu zagranicznego, Mossadu (czy też, pełną nazwą, ha-Mossad le-Modiin ule-Tafkidim Meyuhadim – Instytut Wywiadu i Operacji Specjalnych). Ucierpieć miały również pobliskie siedziby wywiadu wojskowego, Amanu (Agaf ha-Modi’in – Sekcja Wywiadowcza), a także Unit 8200, jednostki cybernetycznej Izraelskich Sił Obronnych. Co oczywiste, nie podano, czy i jakie faktycznie odniosły one szkody.
USA dołączą do nalotów na Iran?
Jeśli chodzi o polityczne otoczenie konfliktu, to Donald Trump przedwcześnie opuścił zebranie grupy G7 w Calgary, w Kanadzie. Powodem tego miało być pilne posiedzenie Narodowej Rady Bezpieczeństwa (NSC), posiedzeniu której przewodniczył. Omawianym tematem miałaby być oczywiście perspektywa dołączenia USA do izraelskiej kampanii przeciw Iranowi. Rzecz jasna, intensywnie lobbuje za tym Izrael, a także tzw. „proizraelscy” politycy amerykańscy.
Przeciwni są natomiast niektórzy przedstawiciele Białego Domu. Wbrew doniesieniom izraelskich służb specjalnych, które alarmowały, jakoby Iran miał być jedynie o krok od wejścia w posiadanie broni atomowej, waszyngtońskiej administracji to nie przekonało. Miała ona dysponować raportami amerykańskich służb wywiadowczych – które twierdziły co innego.
Również niektórzy kongresmeni i senatorowie są przeciw. Jeden z tych pierwszych, uchodzący za libertarianina Thomas Massie (Republikanin z Kentucky) złożył projekt rezolucji kongresowej, która zakazywałaby administracji jednostronnie podjąć decyzję o ataku na Iran. Jej odpowiednik w senacie złożyli senatorowie Tim Kaine (Demokrata z Wirginii) i Bernie Sanders (niezależny z Vermont).
Tymczasem Donald Trump zażądał dziś „bezwarunkowej” kapitulacji władz irańskich. Dodał, że amerykański rząd wie, gdzie znajduje się najwyższy przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei, ale „na razie” nie planuje mu zagrozić. Miałoby się to zmienić w sytuacji, w której Iran faktycznie zaatakowałby amerykańskie bazy i instalacje w regionie.
Zagrożenie na morzu
Tymczasem atak taki miałby trudne do przewidzenia konsekwencje. Chodzi tu zwłaszcza o możliwość efektywnego zablokowania ruchu morskiego przez cieśninę Ormuz. Naprzeciwko tej cieśniny znajduje się największa irańska baza morska (w Bandar e-Abbas). Skądinąd, również i bez wrogich działań Irańczyków na tamtejszych akwenach jest ostatnio niebezpiecznie. Dziś zderzyć się miały dwa tankowce, doprowadzając do pożaru i długiej kolejki.
Co więcej, niedługo na wodach Zatoki Perskiej zrobi się jeszcze tłoczniej. W morze miała bowiem wyjść cała V Flota U.S. Navy, stacjonująca w Bahrajnie. Co więcej, w ten region świata zmierza dodatkowa grupa lotniskowcowa (oparta o lotniskowiec USS Nimitz), która minęła dziś Singapur. Ma ona dołączyć do już będącej w składzie V Floty grupy lotniskowca USS Carl Vinson.
Z kolei na Morzu Śródziemnym wzmacniane są środki bezpieczeństwa. Informowała o tym policja cypryjska po tym, jak okazało się, że na wyspie tej utknęło liczne grono Izraelczyków. Nie mogą oni wrócić z uwagi na zawieszenie lotów pasażerskich. Zarazem mieli oni obawiać się ewentualnych ataków proxy, inspirowanych przez Irań, a przeprowadzonych przez jego sojuszników z Libanu. Jeszcze większa troska o bezpieczeństwo dotyczyć ma pól gazowych na Morzu Śródziemnym. Obiektywnie – ważniejszych niż turyści.