Rządowy „zielony” program jest finansową pułapką i przyczynkiem do ruiny. Dowody na to w swoim przypadku przedstawił pewien emeryt na spotkaniu z Szymonem Hołownią. Jak wykazał, rzekomo korzysta sposobność do „okazyjnej” jakoby inwestycji w niskoemisyjne ogrzewanie – jakim ma być fotowoltaika i pompy ciepła – to, mówiąc pokrótce, tzw. podpucha.
Marszałek Sejmu odbył spotkanie z wyborcami w Pleszewie, w Wielkopolsce, w ramach cyklu „Pod jedną flagą”. Jak się jednak okazało, daleko nie wszyscy byli gotowi zgromadzić się pod jedną flagą polityki, którą prowadzi rząd. Także (choć zapewne nie tylko) w odniesieniu do rzekomej transformacji energetycznej. Mającej być jakoby korzystną dla ludności zmianą paradygmatu grzewczego.
Z tego grona szczególnie wybił się – i skradł całe spotkanie – emeryt, pan Zdzisław. Powiedzieć, że pan Zdzisław był niezadowolony z rządowego programu promocji fotowoltaiki oraz wymiany pieców, byłoby niedopowiedzeniem. Jak się okazało, program ten bowiem okazał się, jego zdaniem, oszustwem. I przywiódł go do ruiny.
Zainwestuj, a nie pożałujesz!
Otóż pan Zdzisław poświęcił swoje oszczędności życia oraz rezerwy w dotowane jakoby zasilanie fotowoltaiczne. Liczył na hojne subsydia, jakie obiecywano w ramach rządowego programu wymiany. Emeryt przystąpił do owego programu i „zainwestował” 50 tys. złotych. Tyle, że inwestycja okazała się bezzwrotna. Otrzymał bowiem dotację jedynie na zainstalowanie pompy ciepła.
To jednak nie było najgorsze. Program wymagał od uczestników, by pozbyli się starych pieców, czule zwanych kopciuchami. Kopcenie – kopceniem, ale piece te umożliwiają względnie elastyczne zaspokajanie potrzeb grzewczych. Gdy takiego pieca zabrakło – pan Zdzisław wraz z rodziną pozostał na łasce ogrzewania, jakżeby inaczej, elektrycznego. Sama fotowoltaika nie wystarcza bowiem na jego zasilenie.
Najbardziej rujnujące okazały się rachunki. Pan Zdzisław pokazał dokumenty – z których wynika, że samo ogrzewanie kosztuje go ponad 2 tys. zł. miesięcznie. I to przy zastosowaniu drakońskich oszczędności prądu, gdziekolwiek się tylko da. Jego rodzina nie korzysta w związku z tym z elektrycznych czajników czy piekarnika. Jak twierdzi emeryt, jego świadczenia emerytalne niemal w całości „zżerają” rachunki.
Fotowoltaika zasilająca (finansowe) ruiny
Szymon Hołownia w odpowiedzi stwierdził, że państwo w istocie okradło pana Zdzisława, zachęcając go do katastroficznie niekorzystnej dlań „inwestycji”. Zadeklarował, że sam też jest w nieco podobnej sytuacji. Także bowiem zainwestował w fotowoltaikę – i także do całego systemu, który w założeniu miał uwolnić inwestorów od regularnych rachunków, dopłaca.
Hołownia zapowiedział, że niedługo pod obrady Sejmu trafić ma projekt ustawy, która sprawi, że fotowoltaika będzie dla posiadaczy instalacji bardziej opłacalna. Projekt oczywiście rządowy – i naprawiający skutki poprzednich działań rządu. W odniesieniu do p. Zdzisława, Hołownia poprosił zaś o przekazanie mu dokumentów, i zobowiązał się do interwencji w Ministerstwie Klimatu i Środowiska.
Jednak ile (tysięcy?) podobnych przypadków jest w Polsce, których poszkodowani nie mieli okazji przedstawić swojej sprawy prominentnemu politykowi? I czy faktycznie państwo może w imię ekologii doprowadzać ludzi do ruiny finansowej, nie ponosząc za swoje działania konsekwencji? Zaś jakiekolwiek remedia dla tych ofiar – muszą zależeć od zwracania się po prośbie do oficjeli?
Clou tego, o czym mówił pan Zdzisław na spotkaniu z marszałkiem, poniżej (zaś całość nagrania tutaj)
txsty1