W polskiej przestrzeni informacyjnej – a zwłaszcza na X/Twitterze, gdzie (mimo znaczenia, jakie wciąż ma telewizja) – koncentruje się znaczna część debaty publicznej w Polsce, trwać ma bezpardonowa wojna. Główną bronią jest w niej pompowanie własnych zasięgów i podkopywanie tych wroga. Zaś narzędziem do tego – w szczególności hasztagi, Za znaczną częścią takich działań – przynajmniej po jednej ze stron – stać ma publicznie znana twarz, Roman Giertych.
Giertych, adwokat i polityk, a obecnie parlamentarzysta związany z Koalicją Obywatelską (w każdym razie – nieoficjalnie, nie tak dawno temu doczekał się bowiem zawieszenia w prawach członka jej klubu), ma być postacią znacznie bardziej wpływową, niż wynikałoby to z jego oficjalnej pozycji.
Giertych w stu odsłonach
Polityk i adwokat ma bowiem być liderem „Sieci na Wybory” – łańcucha grup dyskusyjnych, czatów i właśnie sieci współpracujących ze sobą osób. Osoby te w zorganizowany sposób działać mają na rzecz „pompowania” treści propagandowych, wskazywanych przez tajemniczych koordynatorów. Informacje w tej sprawie opublikował internauta, który uzyskał dostęp do wewnętrznej komunikacji owej Sieci.
Jak sugerują screeny, persony należące do tych grup instruowane są, aby obserwować się wzajemnie i wykorzystując efekt synergii, sztucznie zwiększać zasięgi hasztagów suflowanych jakoby przez Romana Giertycha i jego współpracowników. Informacje te potwierdzają zresztą instrukcje przesyłane przez koordynatorów członkom Sieci.
Jak twierdza krytycy, praktyka działania tej sieci w istocie nie różni się wiele od tzw. fabryk trolli. Z tą wszakże różnicą, że klasyczne farmy trolli (np. te słynne, które ogniś założył Jewgienij Prigożyn) były instytucjami profesjonalnymi. W tym sensie, że po prostu zatrudniały pracowników, do obowiązków których należało rozsiewanie stronniczego przekazu w Internecie oraz zwiększanie jego zasięgu.
Front internetowy
„Sieć na Wybory” różnić się ma od rzeczonych tym, że składa się z ochotników, którzy w podobne działania angażują się charytatywnie i nie pobierając z tego tytułu wynagrodzenia. Jej członkowie mają być rekrutowani ochotniczo, jednak odgórnie – jak w scentralizowanej organizacji. Kryterium przyjęcia ma być m.in. popularność ich kont w mediach społecznościowych.
Aczkolwiek, jak się odnotowuje, „członkami” sieci maja być także boty. I to takie, które niekoniecznie najlepiej radzą sobie z językiem polskim, a przynajmniej nie w każdej okazji.
Kwestią otwartą pozostaje, czy formowanie takiej organizacji jest legalne i dopuszczalne. Zwłaszcza organizacji niejawnej, której faktyczna lista członków (zwłaszcza tych kierowniczych) pozostaje niejawna.