Facebook pozostanie rajem dla przestępców. Ale za sprawą zmian Zuckerberg kupi sobie kolejny wypasiony zegarek

Facebook pozostanie rajem dla przestępców. Ale za sprawą zmian Zuckerberg kupi sobie kolejny wypasiony zegarek

Ciekawe rzeczy dzieją się za Atlantykiem. Potentaci świata IT, którzy przez lata przekonywali, że Donald Trump to zło, teraz pielgrzymują do prezydenta-elekta. Wspierają go swoimi pieniędzmi, nie szczędzą dobrych słów, zapewniają, że będą z nimi budować lepszy świat. Na czym ma on polegać? A chociażby na rugowaniu cenzury. Gdyby z takim zapałem Facebook usuwał z serwisu oszustów…

Weryfikowanie treści to dzisiaj cenzura

Mark Zuckerberg zapowiedział, że Meta skupi się na przywracaniu wolności słowa w swoich platformach. To nie jest pusta zapowiedź. Amerykański miliarder zadeklarował, że Facebook i pozostałe serwisy usuną fact-checkerów. W ich miejsce pojawi się funkcja Community notes. To rozwiązanie znane m.in. z platformy X. Chodzi o to, że użytkownicy mogą dodawać kontekst do postów i w ten sposób zwracać uwagę na problematyczne wpisy.

Decyzja Zuckerberga natychmiast wywołała szeroki odzew. Jedni pochwalili go za zerwanie lewackich łańcuchów, drudzy potępili za uleganie presji. A nawet za służalczość wobec nowego prezydenta. Reprezentujący ONZ Volker Tuerk stwierdził, że usuwanie mowy nienawiści z sieci nie jest cenzurą. Z kolei demagog.org.pl z szeroką grupą innych organizacji wystosował do Zuckerberga list otwarty, w którym mowa jest o szkodliwości jego decyzji.

Walka z oszustami? Po co, skoro można na nich zarobić

Czy założyciel platformy Facebook doznał oświecenia i rzeczywiście chce teraz walczyć z cenzurą? Mało prawdopodobne. Czy praca fact-checkerów faktycznie sprawiła, że serwisy były lepszym miejscem? Trudno stwierdzić. Meta miała np. problem z usuwaniem postów zamieszczanych przez oszustów, którzy za pośrednictwem social mediów łowili ofiary w sieci. Albo inaczej: Meta mogła te treści usuwać, ale robiła (i nadal robi) to dość opornie. Powód? Pieniądze. Platforma po prostu trzepie kasę na ludzkim nieszczęściu.

Tu dochodzimy do ważnego wątku: pozbycie się fact-checkerów jest nie tylko zyskiem politycznym, ale też ekonomicznym. Przecież do tej pory za moderowanie treści firma musiała płacić (i nadal to robi). Kilka lat temu serwis chwalił się, że wydał ponad 100 mln dolarów na programy wspierające weryfikowanie treści. Jakie były rzeczywiste koszty tych działań w ciągu ostatniej dekady? Trudno stwierdzić.

Facebook zwalnia, Zuckerberg liczy kasę

Ale łatwo sobie wyobrazić, że akcjonariuszy ucieszy fakt, iż Facebook nie wydaje już pieniędzy na weryfikowanie faktów. Zwłaszcza, że to mogłoby pochłaniać coraz więcej środków. Nowe technologie pozwalają zalewać social media postami, których prawdziwość coraz trudniej szybko sprawdzić. Korporacja musiałaby zatem inwestować w nowoczesne rozwiązania. I ludzi. A to kosztuje. Niech zatem męczą się pasjonaci. Za darmo.

W tym kontekście warto wspomnieć, że Facebook zamierza szerzej szukać oszczędności. Firma szykuje się do kolejnej fali masowych zwolnień. Tym razem pracę ma stracić 5 proc. załogi. Ci „najmniej wydajni”. To oznacza, że amerykańska korporacja pożegna ponad 3,5 tys. osób. Ponoć mogą oni liczyć na dobre odprawy. Czy ich miejsca pracy zostaną obsadzone nowymi ludźmi? Część pewnie tak. Ale nie można wykluczać, że ten ruch zwiększy zastosowanie cyfrowych rozwiązań.

Zaoszczędzone pieniądze Zuckerberg będzie mógł wydać np. na zegarek. Ponoć gdy obwieszczał światu, że Facebook rezygnuje z fact-checkingu, szef platformy miał na ręce czasomierza za około 900 tys. dolarów.

Komentarze (0)
Dodaj komentarz