Dyskusję na temat dronów na polskim niebie zdominował Dziki Trener. Przynajmniej na Facebooku. Reszta stawki została daleko w tyle. I pojawiło się oburzenie. Bo kontrowersyjny celebryta przyczynia się do szerzenia dezinformacji. A przecież przeważająca część rodzimej sceny politycznej przestrzega przed rosyjską narracją w sferze cyfrowej. Radzi trzymać się sprawdzonych źródeł. Problem polega na tym, że owe źródła szwankują. To może niepokoić bardziej niż owe drony spadające na łąki, pola i lasy.
Drony na polskim niebie? Rodakom sprawę wyjaśnił Dziki Trener
Europejski Kolektyw Analityczny Res Futura, czyli fundacja zajmująca się monitoringiem i analizą bezpieczeństwa informacyjnego, podsumowała to, co działo się na fb w ostatnich dniach w kontekście wtargnięcia do Polski dronów. Jak już wspomniałem, z badania wynika, że największym powodzeniem cieszył się na tej platformie społecznościowej komentarz użytkownika przedstawiającego się jako Dziki Trener. Jego post z 10 września wygenerował grubo ponad 100 tys. interakcji. Niektórych może to dziwić, ale warto podkreślić, że jego kanał subskrybuje 2 mln użytkowników. Facet ma wielkie zasięgi.
Dziki Trener to właściwie specjalista od wszystkiego. Niby ekspert od ćwiczeń na siłowni czy budowania sylwetki, ale w rzeczywistości np. ekspert w zakresie geopolityki. We wspomnianym filmowym komentarzu na fb insynuuje, że drony niekoniecznie były rosyjskie. Może to robota innego z naszych sąsiadów, który próbuje nas wciągnąć w wojnę z największym krajem świata? Fani trenera temat podłapali, w komentarzach sporo się dzieje. Pewnie duża w tym zasługa rosyjskich botów i osób opłacanych w celu siania zamętu. Ale swoje dokładają też nieświadomi Polacy, którzy niby „włączyli myślenie”, a w rzeczywistości dają sobą manipulować w prosty sposób.
Kto zawinił? Ukraina, rządzący… A może jednak Rosja?
W tym kontekście warto przytoczyć kolejny post Res Futura. Wynika z niego, że „atak rosyjskich dronów natychmiast uruchomił zorganizowaną kampanię dezinformacyjną w polskich mediach społecznościowych. Jej celem było rozbicie społecznej spójności, eskalacja emocji i podważenie zaufania do państwa oraz NATO”.
Efekt był taki, że dominującą narracją w temacie „drony na polskim niebie” była ta o ukraińskiej prowokacji. Odpowiedzialnością za ten atak polskie internety obarczają… Ukrainę. Rosja znalazła się na drugim miejscu, a na trzecim… polski rząd. Nie powinno zatem dziwić, że w mediach, tych tradycyjnych oraz cyfrowych, szybko podniosła się wrzawa. Bo Polska przegrywa z Rosją wojnę informacyjną, ulega jej propagandzie.
Cześć komentatorów łapie się za głowę, narzeka na zdolności umysłowe Polaków. Politycy, nie tylko z obozu rządzącego, apelują, by ludzie czerpali informacje z wiarygodnych źródeł i nie ulegali propagandzie. O dezinformacji głośno mówili m.in. premier Donald Tusk, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, a także minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski (trzej ostatni są też wicepremierami).
PAŻP odpowie jutro lub pojutrze. Wciąż czekam na maila
Posłuchałem tych rad i udałem się do polskich instytucji, by uzyskać sprawdzone informacje, które będę mógł przekazywać dalej. I tu pojawił się problem. Bo ten proces po prostu nie działa. Dominuje cisza albo spychologia. Przedstawię kilka przykładów.
Jednym z adresatów moich maili był Marcin Hadaj, rzecznik prasowy Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Chciałem się od niego dowiedzieć w ubiegłą środę m.in. gdzie podróżni powinni szukać sprawdzonych informacji na temat sytuacji na polskim niebie, działania lotnisk. Zapytałem też np. o to, jak długo może potrwać przywracanie ruchu do standardowego harmonogramu. Zdawałem sobie przy tym sprawę, że rzecznik PAŻP może być mocno zajęty, więc poprosiłem o określenie, kiedy można się spodziewać odpowiedzi. Kilka godzin później to samo pytanie zadałem w rozmowie telefonicznej. Usłyszałem, że może jutro, może pojutrze. Dotarliśmy do poniedziałku, skrzynka mailowa jest pusta. Znalazł się jednak czas na to, by poinformować na fb PAŻP, że Magdalena Jaworska-Maćkowiak, prezes PAŻP, wzięła udział w Kongresie Rynku Lotniczego w Warszawie.
Gdyby ktoś zastanawiał się, czy na X lub fb PAŻP informował o niedzielnym incydencie na lotnisku Kraków Airport, gdzie samolot z Turcji wypadł z pasa, spieszę poinformować, że nie. Ale potem ktoś powie, że Polacy szukają informacji w podejrzanych źródłach…
Drony? Proszę pytać prokuraturę, czyli przepis na teorię spiskową
Przypadek drugi. Piszę maila do Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, bo słyszę tu i ówdzie, że w zaistniałej sytuacji powinno to być pierwsze źródło informacji. Wiadomość kieruję do ppłk Jacka Goryszewskiego, szefa wydziału prasowego wspomnianego podmiotu. Pytam go m.in. o to jakie siły są zaangażowane w poszukiwanie dronów, ile maszyn wtargnęło do Polski, ile z nich znaleziono. Proszę też o potwierdzenie, że były to rosyjskie drony i poparcie tej informacji wiedzą, którą będę mógł wykorzystać w tekście, by hamować dezinformację.
Odpowiedź na maila przyszła kilka dni później. Dowiaduję się z niej m.in., że „szczegółowe informacje dotyczące działań wojskowych w trakcie naruszeń przestrzeni powietrznej w nocy z 9 na 10 września br. mają obecnie status informacji niejawnych i nie mogą być udostępnione opinii publicznej„. Przeczytałem też, że w sprawie są już prowadzone czynności prokuratorskie, więc to do prokuratury powinienem się zwracać z pytaniami. Próbowałem skontaktować się z rozmówcą telefonicznie, nawet kilkukrotnie, ale ta sztuka się nie udała – podpułkownik nie odbierał.
Gdybym był fanem teorii spiskowych, już bym zacierał ręce. Pytam o to, skąd wiadomo, że to rosyjskie dorny i najpierw mierzę się z ciszą, a ostatecznie jestem odsyłany do innej instytucji. Tymczasem doniesienia o tym, że maszyny jednak nie były rosyjskie, poparte „dowodami”, pukają do moich drzwi i pakują się przez okna. W tym samym czasie z facebookowego profilu Dowództwa dowiedziałem się sporo o obchodach święta wojsk lądowych…
RCB reaguje z opóźnieniem. I odsyła do ministerstw
Trzecia historia dotyczy instytucji, z którą pewnie każdy z nas miał już do czynienia. Chodzi o Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, którego ostrzeżenia trafiają na nasze telefony. Od RCB chciałem się dowiedzieć m.in. gdzie zgłaszać fakt, że znalazło się coś podejrzanego, co może być dronem. Prosiłem o wyjaśnienie, jakie zagrożenie dla ludzi mogą stwarzać te obiekty i jakie mogą być konsekwencje, gdy taki przedmiot zabierze się do domu.
Odpowiedź przyszła tego samego dnia? Nie przyszła. Nie udało się też skontaktować z Piotrem Błaszczykiem, czyli rzecznikiem prasowym RCB. W kolejnych dniach już odebrał telefon i poinformował, że jest poza granicami Polski. Dopiero po tej rozmowie otrzymałem maila zwrotnego, zaznaczę, że tym razem w trybie ekspresowym. Niestety, dowiedziałem się jedynie, że w przypadku znalezienia obiektu, należy skontaktować się z numerem 112. I bezwzględnie trzeba się trzymać od niego z daleka. W kwestii pozostałych pytań zostałem skierowany do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz Ministerstwa Obrony Narodowej…
Drodzy politycy, ogarnijcie temat informacji. Dla dobra wszystkich
Podobnych maili do różnych odbiorców wysłałem jeszcze kilka. Efekt był podobny. Albo brak reakcji, albo podawanie szczątkowych informacji i kierowanie do kolejnych instytucji. Czy w prokuraturze otrzymałbym odpowiedzi na interesujące mnie kwestie? Cóż, z dotychczasowego doświadczenia wiem, że różnie z tym bywa. Niejednokrotnie zadawałem prokuratorom pytania dot. np. głośnych polskich afer i odpowiedzi nie otrzymałem. Bo nie. W przypadku biur prasowych ministerstw też nie jest kolorowo (oczywiście zdarzają się wyjątki). Wzorcową spychologię zaliczyłem przy okazji śledzenia sprawy Sebastiana M. oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym zginęły trzy osoby.
Czy to oznacza, że Polacy powinni szukać informacji u Dzikiego Trenera? W żadnym wypadku. Ale coraz bardziej bawi i jednocześnie irytuje mnie, gdy słyszę lub czytam, że szerzy się dezinformacja, a politycy załamują nad tym ręce. Jeśli podległe im jednostki zmienią podejście, być może nie będziemy drżeć o to, że obce siły przejmują naszą przestrzeń informacyjną i robią w niej, co tylko chcą.