Według analizy portali Politico, podejście Unii Europejskiej i Donalda Trumpa do migracji wykazuje więcej podobieństw, niż można by się spodziewać.
UE, choć z reguły postrzegana jako bardziej liberalna w kwestiach migracyjnych, przesuwa się w stronę twardszej polityki. Przykładem tego jest przyjęty Pakt Migracyjny, który zaostrza przepisy, w tym proponuje detencję nieletnich uchodźców i wydłużone przetrzymywanie migrantów w ośrodkach zatrzymań – rozwiązania krytykowane przez organizacje praw człowieka jako zbliżające UE do polityki forsowanej przez populistów i skrajną prawicę.
Donald Trump przyjmuje retorykę UE
Podobnie jak Trump, UE stara się wprowadzać mechanizmy, które mają odstraszać potencjalnych migrantów, choć ich efektywność jest wątpliwa. Mimo krytyki ze strony lewicowych polityków i organizacji europejscy przywódcy, jak Ursula von der Leyen, popierają szybkie deportacje i restrykcje dla migrantów z regionów takich jak Afryka i Bliski Wschód, co przypomina retorykę Trumpa z czasów jego prezydentury.
Migracja jest jednym z najważniejszych tematów unijnej agendy od 2015 r., kiedy to ponad milion migrantów dotarło do UE. „W ciągu następnej dekady UE zmieniła stanowisko z +damy radę+ byłej kanclerz Niemiec Angeli Merkel na próby całkowitego odstraszenia nowych przybyszów od granic UE. W 2023 r. na kontynent dotarło mniej niż 300 tys. osób; w tym roku agencja graniczna UE, Frontex, szacuje, że do Europy dotarło około 160 tys. migrantów” – czytamy w portali Politico.
W ostatnich miesiącach obserwujemy nasilenie restrykcji migracyjnych w Europie. Prawie tuzin państw wprowadziło ograniczenia mające na celu powstrzymanie napływu migrantów, uchodźców i osób ubiegających się o azyl. Przykładowo, Polska zawiesiła rozpatrywanie wniosków azylowych od migrantów z Białorusi, a Niemcy, Włochy, Francja i Austria przywróciły kontrole graniczne. W liście do liderów w ubiegłym tygodniu szefowa KE Ursula von der Leyen poparła pomysł tego, co nazwała „centrami powrotowymi”, czyli miejscami zatrzymywania migrantów w krajach spoza UE.
Jak zauważa 'Politico’, proponowane zmiany w unijnej polityce migracyjnej wykazują zaskakujące podobieństwo do planów Donalda Trumpa. Obie inicjatywy mają na celu znaczące ograniczenie napływu migrantów oraz przyspieszenie procedur deportacyjnych, nawet w przypadku osób pochodzących z regionów objętych konfliktami zbrojnymi. Choć cele są zbieżne, styl komunikacji różni się diametralnie. Europejscy politycy, dyplomaci i urzędnicy zazwyczaj starają się unikać bezpośrednich odniesień do deportacji, preferując bardziej eufemistyczne sformułowania. Tymczasem Trump, znany ze swojej bezpośredniej retoryki, otwarcie deklarował zamiar deportacji milionów osób nielegalnie przebywających na terytorium USA. Dla niego, używanie słowa 'deportacja’ jest nie tylko środkiem komunikacji, ale także elementem jego politycznej tożsamości, symbolem twardej linii wobec imigrantów.
Kwestia terminologii
Dla europejskich przywódców i urzędników słowo „deportacja” niesie ze sobą wyjątkowo silne konotacje historyczne, szczególnie związane z nazistowskimi deportacjami do obozów zagłady w czasie II wojny światowej. W związku z tym termin ten jest unikaną frazą w dyskursie politycznym UE, stając się swoistym tabu. Zamiast tego, stosuje się bardziej neutralne określenia, takie jak „powroty” lub „centra powrotowe”, które odnoszą się do zamkniętych ośrodków przeznaczonych dla migrantów, często zlokalizowanych poza granicami Unii Europejskiej. Te zabiegi językowe mają na celu złagodzenie wymowy trudnych decyzji dotyczących migracji, które są kontrowersyjne zarówno wewnątrz państw członkowskich, jak i na arenie międzynarodowej.