W pierwszych miesiącach obecnego roku ceny benzyny w Ameryce zasadniczo odnotowały spadki. Prócz bieżących notowań ropy, w dużej mierze przyczynił się do tego szereg działań obecnej administracji. W tym zwłaszcza – znoszenie regulacji wprowadzonych przez poprzednią ekipę w imię rzekomej „walki ze zmianami klimatu”, a wymierzonych w przemysł petrochemiczny i tradycyjne paliwo. Rojenia o Net Zero zdecydowanie nie są obecnie popularne w Białym Domu.
Na skutek tego ceny na amerykańskich stacjach benzynowych statystycznie wynosiły w 2025 r. 3,17 dolara za galon (czyli niecałe 3,8 litra). To skądinąd, jak na gusty przyzwyczajonych do taniego paliwa tamtejszych kierowców, i tak dużo. Można sobie jednak wyobrazić, jakie opinie formułują rzeczeni pod adresem niektórych stanów z zachodniego wybrzeża Ameryki. Gdzie paliwo kosztuje ponad 4,20 dolara za galon – a konsumenci walnie „zawdzięczają” to władzom stanowym.
Władze tych stanów – chodzi przede wszystkim o Kalifornię, ale też Oregon, Waszyngton czy Hawaje – owładnięte są motywowanym ideologicznie, zielonym amokiem. Słowo to wydawać się może nieco pejoratywne, jednak dość adekwatnie określa reakcję tychże władz na efekty własnych działań. Stanowi włodarze wydają się być bowiem zdumieni utrzymywaniem się absurdalnie wysokich cen benzyny. I z miejsca wiedzą, kto jest winny – to firmy petrochemiczne i ich chciwość.
Haracz w imię Net Zero
Chciwość – być może, tylko czy aby na pewno firm…? Zaledwie kilka dni temu poinformowano, że władze Hawajów pozwą wszystkie działające w tym stanie rafinerie. Wszystkie – z wyjątkiem jednej. Pozwy otrzymają zatem będące ich właścicielami koncerny Aloha Petroleum, BP, ConocoPhillips, Chevron, Equilon Enterprises, ExxonMobil, Phillips 66, Shell, Sunoco, Woodside Energy Hawaii, BHP Hawaii, a także American Petroleum Institute.
Oficjalnym powodem w żadnym wypadku nie jest dążenie lokalnych władz, by położyć rękę na ich pieniądzach. Co to, to nie. Chodzi jakoby o „klimat“, za który wg Hawajów wszystkie rafinerie winny personalnie odpowiadać. Wszystkie – z wyjątkiem wspomnianej jednej, Par Pacific. Która, tak się składa, prowadzi największą rafinerię w stanie, Par Hawai – ale której zarząd i menedżerowie przekazują ogromne dotacje na rzecz niepodzielnie rządzącej w stanie Partii Demokratycznej. Ot, magia ekologii.
Nie jest naturalnie powiedziane, że pozew ten doprowadzi do tego, czego życzyliby sobie stanowi politycy. Nie żadnych zmian, oczywiście, a transferu miliardów z kieszeni firmowych do kiesy stanowej. Procesy takie jednak bywają długotrwałe i kosztowne. Władz stanowych to nie rusza – ich koszty prawne płacą i tak podatnicy. Koszty prawne, które muszą ponieść operatorzy rafinerii, prędzej czy później zostają natomiast wliczone w paliwo.
Absurdalnie drogie paliwo? Doskonale, będzie „ekologicznie”!
Efekty tego bywają takie, jakie można było już obserwować w Kalifornii. Chodzi o masową ucieczkę firm naftowych i petrochemicznych z tego stanu. W 2024 roku nawet Standard Oil Company of California (!) przeniosła się do Teksasu. Nic dziwnego – władze tego stanu nawet nie kryły się z wrogością wobec tej branży. Reżim prawny Kalifornii godzi we wszystkie sfery ich działalności – limitując produkcję, ceny, osiągalne przychody, narzucając absurdalne opłaty ekologiczne, normy kontrolne, etc.
Stan ten nie ma nawet połączeń z resztą USA, które pozwalałyby sprzedać produkcję miejscowych rafinerii gdzie indziej. Efekt jest oczywisty – wielka ucieczka przemysłu. Owładnięci zieloną manią kalifornijscy politycy zrazu się nawet cieszyli – ot, droższe paliwo pozwoli łatwiej wymusić nadchodzący zakaz sprzedaży pojazdów benzynowych (planowany przez władze stanu, lecz wzięty na celownik przez administrację federalną).
Jednak w wyniku coraz głośniejszych pomruków wściekłości konsumentów, już i tak zmuszonych płacić najwyższe ceny za paliwo w USA, politycy stwierdzili, że faktycznie, problem jest. Spowodowała go jednak jakoby chciwość firm naftowych, nie chcących płacić „uczciwych” (tj. najwyższych w USA) kalifornijskich podatków. Zaledwie w zeszłym miesiącu gubernator Gawin Newsom, „obudził się” – i wezwał Kalifornijską Komisję Energii do współpracy z producentami, aby utrzymać podaż i ceny.
Teraz. Po latach drakońskiej, „ekologicznej” polityki fiskalnej. Kiedy większość z tych ostatnich już się wyniosła – lub zbankrutowała.