Cóż za przypadek: podejrzana śmierć whistleblowera z OpenAI

Były pracownik firmy OpenAI, który zasłynął ujawnieniem brudnych informacji wewnątrzfirmowych, niespodziewanie zmarł. Policja określiła jego zgon jako „najwyraźniej samobójstwo” – dodając, że „nie znalazła dowodów” na udział osób trzecich. Słowem: nie ma co się martwić, proszę się rozejść.

Oskarżanie kogokolwiek o cokolwiek, w tym również firm takich jak OpenAI, bez należytych ku temu dowodów, nigdy nie stanowi słusznego podejścia. Nie sposób jednak przy tej okazji nie zadać paru niewygodnych pytań. I to nawet, jeśli śmierć whistleblowera faktycznie jest zupełnie i totalnie przypadkowa.

Whistleblower ów, nazwiskiem Suchir Balaji, mieszkał w San Francisco i miał raptem 26 lat. Nie wiadomo, by cierpiał na jakiekolwiek schorzenie czy przypadłość. To o tyle istotne, że w relacji policji oraz lekarza sądowego stwierdzono jedynie, że „znaleziono go martwego” w jego mieszkaniu. Nic na temat tego, w jaki sposób odszedł i dlaczego.

OpenAI od zamkniętego środka

Balaji z wykształcenia był informatykiem, którą to dziedzinę studiował na Uniwersytecie Kalifornijskim. w Berkeley. W OpenAI pracował jako researcher, zajmując się gromadzeniem materiałów, którymi firma, mówiąc obrazowo, karmiła swego sztandarowego bota ChatGPT-4. Praktyki, wedle których polecono mu pracować, wzbudziły jednak jego wątpliwości.

W największym bowiem skrócie, OpenAI używała do treningu swego bota wszystkiego, co tylko napotkała w sieci. To oczywiście już od dawna budziło coraz większe zastrzeżenia właścicieli praw autorskich do danych materiałów. Wiodący startup z zakresu AI doczekał się w związku z tym szeregu skarg, pozwów i innych nieprzyjemności prawnych.

Rzecz jednak w tym, że gdy Balaji odszedł z OpenAI, uruchomił własną stronę internetową. Dokumentował na niej rozwój modeli sztucznej inteligencji, jak również praktyki swojego byłego pracodawcy. Jego wnioski były jednoznaczne – OpenAI konsekwentnie i z premedytacją łamała zasady „dozwolonego użytku” („fair use„), poprzez pożyczanie cudzych treści do treningu swych modelu.

Przypadki chodzą po ludziach

Wiedza, którą zgromadził i dokumentował, przyciągnęła doń uwagę prawników stron. I tak, we wniosku skierowanym do amerykańskiego sądu federalnego, adwokaci The New York Timesa (jeden z tytułów, który pierwszy pozwał OpenA) wskazali Balaji’ego jako jednego z potencjalnych kluczowych świadków oraz ekspertów.

Miało to miejsce 18. listopada. A zaledwie tydzień później, 26. listopada, okazało się, że Suchir Balaji nic przed sądem nie powie – tajemniczo bowiem zmarł. Raz jeszcze – nie należy pochopnie wysuwać oskarżeń bez stosownych dowodów (a zwłaszcza oskarżeń takiej wagi, jakie podsuwają domysły).

Z drugiej jednak strony, starorzymska sentencja „is fecit, cui prodest” – „ten zawinił, kto zyskał” – nasuwa tutaj podejrzenia dość jednoznaczne. Trzeba bowiem trafu, by whistleblower zmarł akurat w tak „doskonałym” dla swego byłego pracodawcy momencie. Tak się po prostu składa, że korporacyjni whistleblowerzy zadziwiająco często „chorują” czy „popełniają samobójstwa” – także w przypadku innych firm. Profesja wysokiego ryzyka?

Komentarze (0)
Dodaj komentarz