Co tu się dzieje? Poszukiwany listem gończym polski biznesmen przekonuje, że padł ofiarą spisku. Jego życiu mają zagrażać najemnicy

W sprawie kantoru internetowego Cinkciarz.pl nastąpił dość nieoczekiwany zwrot. Poszukiwany listem gończym prezes spółki – Marcin P. – za pośrednictwem mediów społecznościowych opublikował oświadczenie. A właściwie oskarżenie wymierzone m.in. w prokuraturę, banki, przeróżne instytucje, ale też w Google. Z opublikowanej treści wynika dość jednoznacznie, że najbardziej poszkodowanym w całej sprawie jest właśnie Marcin P.

Prezes Cinkciarz.pl poszukiwany listem gończym

Z tekstów opublikowanych już w serwisie BitHub.pl mogliście się dowiedzieć, że w lipcu Sąd Rejonowy Poznań – Stare Miasto zastosował wobec Marcina P. tymczasowy areszt na okres 30 dni od chwili zatrzymania. Decyzję podjęto na wniosek Prokuratury Regionalnej w Poznaniu, która zarzuca prezesowi Cinkciarz.pl „popełnienie przestępstwa doprowadzenia szeregu osób do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie przekraczającej 112 milionów złotych”. Marcin P. miał m.in. przeznaczać środki klientów kantoru na finansowanie działalności spółek wchodzących w skład Grupy Kapitałowej Conotoxia Holding.

Prokuratura w swoim komunikacie informowała, że czyny zarzucane podejrzanemu zagrożone są karą do 25 lat pozbawienia wolności. I dodawała, że dotychczas nie wykonano czynności procesowych z udziałem Marcina P. z uwagi na fakt przebywania podejrzanego poza granicami kraju. Niedługo później pojawił się kolejny komunikat. Tym razem prokuratura informowała, że zarządzono poszukiwanie Marcina P. listem gończym.

Trudno stwierdzić, na jakim etapie są poszukiwania. Ale sam Marcin P. zapewnia za pośrednictwem serwisu LinkedIn, że się nie ukrywa. Po prostu mieszka w USA. W rzeczonym serwisie opublikował też oświadczenie, którym uderza w szereg firm i instytucji. Z treści wynika, że prezes kantoru internetowego… padł ofiarą spisku. Na potwierdzenie tej tezy opublikował też sporo „materiału dowodowego”. Co można znaleźć w treści wpisu?

Marcin P.: organy ścigania fałszują materiał dowodowy

Już na początku oświadczenia padają ostre oskarżenia:

W sprawie prowadzonej przeciwko mnie oraz spółkom z grupy Conotoxia Holding sp. z o.o., w tym m.in. Cinkciarz.pl sp. z o.o. i Conotoxia sp. z o.o., organy ścigania z pełną premedytacją i determinacją fałszowały materiał dowodowy, dopuszczały się czynów o znamionach przestępstwa, świadomie manipulowały faktami oraz systematycznie łamały procedury. Skala i charakter tych działań jednoznacznie dowodzą, że nie były one wynikiem błędu, przeoczenia czy niekompetencji administracyjnej, lecz zaplanowaną operacją wymierzoną w konkretny podmiot i jego właściciela. Stanowią świadomy i zorganizowany zamach na praworządność, podjęty przez instytucję, która z definicji powinna stać na straży prawa i sprawiedliwości.

Prezes Cinkciarz.pl na tym nie poprzestaje i przedstawia „pełen wachlarz fałszerstw i manipulacji przy tworzeniu tzw. listy osób 'poszkodowanych'”. Jego zdaniem celowo zrobiono to w sposób chaotyczny, by utrudnić weryfikację listy. Wpisywano też na nią te same osoby pod różnymi numerami, sztucznie zawyżano wartość transakcji, celowo zniekształcano dane, by utrudnić identyfikację. Prokuratura miała też fałszywie przypisywać status „poszkodowanego” osobom, których transakcje zostały w pełni zrealizowane. W ten sposób kreowano fikcyjne ofiary. A to tylko część owego wachlarza, po więcej przykładów odsyłam do przywołanego wpisu.

Marcin P. dowodzi też, że suma, na którą powołuje się prokuratura (112 mln zł) nie jest wiarygodna. Jego zdaniem, została ona poważnie zwiększona. Podaje przykłady dublowania transakcji oraz zawyżania kwot. Przekonuje przy tym, że nie ma mowy o pomyłkach, a o fałszowaniu materiału dowodowego. I dodaje, że nie ujawnia jeszcze pełnych wyliczeń, ale z czasem zamierza je przedstawić opinii publicznej.

Prezes Cinkciarz.pl ofiarą hejtu. Do gry wkraczają najemnicy

Prezes Cinkciarz.pl jest zdania, że komunikaty wydawane przez prokuraturę wprowadziły w błąd opinię publiczną, ale też wytworzyły wobec niego atmosferę wrogości. W efekcie ktoś miał wtargnąć do jego miejsca zamieszkania na terenie Stanów Zjednoczonych. Pod adresem Marcina P. i jego rodziny mają też padać groźby śmierci. Najciekawiej brzmi jednak ten fragment:

W ostatnim czasie zidentyfikowano także przypadek zlecenia zabójstwa mojej osoby przez Darka K. oraz przyjęcia tego zlecenia przez Roberta G., który publicznie deklaruje w mediach społecznościowych, że pracuje w formacji ORBS Patria Nostra i dodatkowo zamieszcza treści związane z Kodeksem Legii Cudzoziemskiej. Jego aktywność i prezentowany wizerunek wskazują na doświadczenie z różnych misji wojskowych, co pozwala traktować go jako osobę o charakterze najemniczym.

W praktyce oznacza to, że Polska państwo członkowskie Unii Europejskiej i sojusznik NATO toleruje sytuację, w której do zastraszania i prób fizycznej eliminacji rezydenta USA wykorzystywane są osoby związane ze środowiskami paramilitarnymi, w tym z Legią Cudzoziemską. Takie działania mają charakter przestępczy i stawiają polski reżim w jednym szeregu z systemami autorytarnymi, które posługują się terrorem wobec własnych obywateli. Co więcej, skierowanie przeciwko rezydentowi USA osób z tego rodzaju struktur może być odczytywane jako akt wrogi wobec Stanów Zjednoczonych – uważa Marcin P.

Aresztowanych uwolnić, postępowanie umorzyć, środki zwrócić

Koniec? Zdecydowanie nie. W dalszej części wpisu Marcin P. zarzuca naruszenie szeregu przepisów całemu 12-osobowemu zespołowi w Prokuraturze Regionalnej w Poznaniu. Podaje przy tym konkretne artykuły:

  • Art. 231 § 1 pkt 1 i 2 k.k. – nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego,
  • Art. 258 § 1 pkt 1 i 2 k.p.k. – nieuzasadnione stosowanie tymczasowego aresztowania,
  • Art. 279 § 1 k.p.k. – bezpodstawne wydanie listu gończego,
  • Art. 286 § 1 k.k. w zw. z art. 294 § 4 k.k. – manipulowanie wysokością szkody,
  • Art. 271 § 1 i 3 k.k. – poświadczenie nieprawdy w dokumentach,
  • Art. 234 k.k. – fałszywe oskarżenie,
  • Art. 235 k.k. – fałszowanie dowodów lub używanie dowodów podrobionych.

To tylko kilka przykładów, lista jest znacznie dłuższa. Finalnie mężczyzna stwierdza, że postanowienia dotyczące jego aresztowania, a także aresztowania Moniki J. (była główna księgowa Cinkciarz.pl) i Roberta G. (prezes spółki Conotoxia) zostały oparte na sfałszowanym materiale dowodowym. A skoro tak, to aresztowanych należy natychmiast uwolnić. Co więcej, „postępowanie winno zostać niezwłocznie umorzone, a wszystkie bezprawnie zajęte środki powinny zostać zwrócone na rachunki spółek wraz z należnymi ustawowymi odsetkami”.

Marcin P.: Cinkciarz.pl padł ofiarą zmowy bankowej

Zawinić mieli śledczy, ale też banki. Prezes Cinkciarz.pl pisze wprost o zmowie bankowej Pekao i mBanku. Ten drugi miał bezpodstawnie wypowiedzieć umowy rachunków bankowych kilku podmiotów gospodarczych:

  • X-MANIA sp. z o.o.,
  • Currency Lending sp. z o.o.,
  • CKPL Studios sp. z o.o.,
  • NEXTGEN GROWTH Fundacja Rodzinna.

Z kolei Pekao „bezprawnie nałożył blokadę na 9,9 biliona złotych”.

Blokady te, dokonane z pełną premedytacją, pozbawiły grupę kapitałową możliwości prowadzenia bieżącej działalności, a w konsekwencji doprowadziły również do zniszczenia Conotoxia Inc. amerykańskiego podmiotu prawa handlowego, działającego zgodnie z regulacjami USA. Nie były to działania odosobnione, lecz skoordynowana akcja urzędników państwowych (KNF, prokuratury) i wybranych banków, której celem było wyeliminowanie z rynku jednego z największych i najszybciej rozwijających się podmiotów sektora fintech w Europie – dowodzi prezes Cinkciarz.pl.

Obu bankom Marcin P. zarzucił też złamanie szeregu przepisów. Oczywiście wymienił je. Na liście można znaleźć poświadczenie nieprawdy w dokumencie bankowym czy uczestnictwo w porozumieniu ograniczającym konkurencję w postaci zmowy bankowej. Na tym jednak nie koniec. Prezes Cinkciarz.pl podkreśla, że aktualny prezes Pekao Cezary Stypułkowski przez kilkanaście lat pełnił funkcję prezesa mBanku.

Pokazuje to ciągłość personalną i powiązania na najwyższym szczeblu zarządzania, wskazujące na świadomą zmowę i celowe działania na szkodę moich przedsiębiorstw – zapewnia Marcin P.

W tej sprawie Cinckiarz.pl miał nawet zwrócić się do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która nie podjęła działań. Ma to dowodzić, że służby wolą chronić prezesa banku niż „rzetelnie zbadać sprawę i stanąć po stronie prawa”.

Prezes kantoru internetowego zapowiedział, że:

Grupa kapitałowa będzie dochodzić odszkodowania w pełnym zakresie za szkody powstałe w wyniku nielegalnych blokad i zamknięcia rachunków. Jednocześnie na terytorium Stanów Zjednoczonych zostaną podjęte kroki prawne zmierzające do zabezpieczenia roszczeń poprzez zajęcia środków na rachunkach typu Nostro banków zaangażowanych w proceder.

Zarząd spółki podkreśla, że informuje banki z wyprzedzeniem o możliwych konsekwencjach. Sądowe zajęcia zabezpieczające mogą bowiem doprowadzić do poważnych utrudnień w zakresie rozliczeń dolarowych, w tym nawet do czasowego sparaliżowania obsługi płatności w USD. W związku z tym banki powinny rozważyć zwiększenie środków na własnych kontach Nostro, aby ograniczyć ryzyko sytuacji, w której zajęcie sądowe spowoduje brak możliwości realizowania zleceń klientów.

W sprawie palce miało też maczać Google

We wpisie dostało się też firmie Google, która (wbrew własnym zasadom) miała skasować istotne dla kantoru internetowego dane. Przypadek? Zdaniem Marcina P. niekoniecznie:

Całość budzi tym większe kontrowersje, że osoba z najwyższego szczebla Google Cloud Polska Magdalena D. zasiada jednocześnie w radzie nadzorczej Banku Pekao oraz Banku BNP Paribas.

Bo kiedyś winnych urzędników karano śmiercią…

Dalej w oświadczeniu jest już jazda bez trzymanki. Marcin P. przywołuje np. „historyczną ustawę z dnia 30 stycznia 1920 roku, zgodnie z którą każdy urzędnik państwowy, który swoim działaniem wyrządzał szkodę Państwu Polskiemu, ponosił najwyższą odpowiedzialność – łącznie z karą śmierci”. A następnie powołuje się na słowa prezydenta Andrzeja Dudy, który mówił m.in. o wyrzucaniu ludzi ze stanu sędziowskiego, o wieszaniu zdrajców, o patologiach wynikających z braku dekomunizacji, ale też o mediach i bankach, które zostały stworzone przez ludzi dawnego aparatu. Wniosek? Marcin P. widzi to w następujący sposób:

Dziś jednak zdrada interesu publicznego nie dotyczy już komunistycznych służb, o których mówił Prezydent, ale współczesnych urzędników, którzy razem z prokuraturą, KNF, sądami i bankami tworzą zamknięty układ klikowy. Ten układ działa dokładnie tak, jak opisał Andrzej Duda: służby, banki i media chronią się nawzajem, a ofiarą jest obywatel i przedsiębiorca. To nie jest już tylko kwestia nadużycia władzy. To systemowa patologia, która niszczy fundamenty państwa prawa, odbiera ludziom prawo do obrony i własności – przekonuje Marcin P.

Marcin P. zamierza walczyć. Urzędnicy „nie odbiorą mu prawa do prawdy”

Co dalej? W najbliższym czasie mają być składane „zawiadomienia do właściwych organów”. A całość kończy się dość patetycznie:

Szanowni urzędnicy, możecie niszczyć mój majątek, odbierać licencje, zabierać wszystko, co zbudowałem.

Możecie mnie oskarżać, a nawet próbować wymazać z historii.

Nigdy nie odbierzecie mi prawa do prawdy a dziś ta prawda o waszych manipulacjach i fałszerstwach staje się częścią historii, która zapisze wasze nazwiska wśród tych, których pamięta się z powodu wyrządzonych krzywd.

Co na to prokuratura, banki czy urzędnicy, o których mowa w oświadczeniu? Na ich reakcję (o ile nastąpi) trzeba będzie poczekać. Już teraz na wpis reagują jednak inni użytkownicy mediów społecznościowych. Raczej nie podzielają oni zdania Marcina P., że jest ofiarą. Za to zachęcają go, by wrócił do kraju i wyjaśnił sprawę.