Bunt w celach, dziesiątki powieszonych. Walka o władzę sięgającą – zza krat – całego kraju

Dziesiątki więźniów zginęło w wyniku buntu i walk, do jakich doszło w zakładzie penitencjarnym w ekwadorskiej miejsowości Machala. To najnowsza odsłona głębokiego kryzysu wewnętrznego, jaki przezywa w ostatnich latach i miesiącach Ekwador – trzeba jednak przyznać, że ta jest spektakularna jak rzadko kiedy, nawet jak na lokalne realia – a także oczywiście tragiczna.

Większość ofiar została bowiem powieszona. Nie były to przy tym przypadki wykonania kary śmierci, ani też pozasądowe egzekucje organów policyjnych i wojskowych (skądinąd też się tam zdarzające), ale efekt wewnętrznych walk pomiędzy więziennymi gangami. Doszło do nich, jak tylko w zakładzie karnym wybuchł bunt, tymczasowo otwierając przestępcom „okno możliwości” wynikające z faktu tymczasowej nieobecności strażników i administracji więziennej.

Łącznie, jak poinformował w udzielonym przez siebie wywiadzie minister spraw wewnętrznych Ekwadoru, John Reimberg zginąć miało 27 powieszonych oraz 4, którzy zginęli w walkach. Rannych było 34 osadzonych. Możliwe, a nawet prawdopodobne, że ofiar będzie więcej, władze nie zrezygnowały bowiem ze swojego pierwotnego zamierzenia, które wywołało więzienny bunt. Ten nie był przy tym w żadnej mierze spontaniczny ani niezorganizowany.

Ekwador pod lawiną kokainy

O co chodzi? Więzienie w Machali, typowo dla Ekwadoru, jest przepełnione i osadzonych w nim jest około tysiąca więźniów. Przeludnienie, a także problemy typowe dla systemów sprawiedliwości i więziennictwa w krajach takich jak Ekwador sprawiają, że oficjalna administracja więzienna daleko nie zawsze sprawuje faktyczną kontrolę nad codziennym życiem więźniów. Ta często sprawowana jest przez więzienne gangi, zaś więzienia są podzielone na strefy wpływów konkretnych grup.

Co istotne, gangi więzienne nie działają w oderwaniu od reszty ekwadorskiego świata przestępczego, a wprost przeciwnie – są z nim bardzo mocno powiązane. Dość powiedzieć, że znaczna część liderów karteli i syndykatów przestępczych „odbywa karę więzienia”, jednocześnie w praktyce kierując zza krat działalnością swoich organizacji. W dziedzinie samej zaś przestępczości Ekwador odnotował w ostatnich latach wręcz nieprawdopodobny wzrost.

W szczególności, ekwadorskie porty stały się jednym z głównych w regionie punktów przerzutowych kokainy, nielegalnie pozyskiwanych kopalin oraz innych szmuglowanych dóbr. W ślad za tym przyszło ogromne zintensyfikowanie przemocy związanej z działalnością karteli, zarówno tej mającej miejsce pomiędzy poszczególnymi gangami, jak i tej skierowanej przeciwko prostym mieszkańcom oraz funkcjonariuszom organów państwowych.

Przestępcy „na swoim”

Rząd prezydenta Daniela Noboi stara się z tym problemem walczyć jak najostrzejszymi środkami. Udaje mu się, jak dotąd, zapobiegać efektywnemu przejęciu władzy na prowincji czy w niektórych dzielnicach miast przez kartele, czy tez korupcyjnego przeżarcia przez nie struktur państwa (co miało i ma miejsce w niektórych innych krajach latynoamerykańskich). To natomiast, czego zdecydowanie mu się nie udało, to całkowite pokonanie przestępczości zorganizowanej.

Najnowszym pomysłem, jaki rząd usiłuje w związku z tym wdrożyć, jest ukrócenie zjawiska efektywnego kierowania kartelami przez ich liderów przebywających w więzieniach – i przez to będących „nie do ruszenia”, a których wpływy oplatają w ten sposób cały Ekwador. Władze postanowiły w związku z tym przenieść wszystkich takich liderów, ze wszystkich więzień w kraju, do nowo wybudowanego, super-silnie strzeżonego więzienia pod Guayaquil.

I właśnie próba wyegzekwowania decyzji o przenosinach miała doprowadzić do buntu w Machali. Oczywiście kiedy już do niej doszło, gangsterzy postanowili nie „marnować” okazji i rozwiązać problemy związane z rywalizującymi grupami. Nie tylko zresztą w tym przypadku – od początku dekady w ekwadorskich więzieniach w wewnętrznych walkach zginąć już miało ponad 500 więźniów.