„Będzie porządek, a nie dziki zachód”. Publiczna ładowarka wyłączona po 'przejęciu’ przez samozwańczy komitet

W podwarszawskiej gminie Nadarzyn miejscowe władze zrobiły prezent właścicielom aut elektrycznych. Udostępniły ładowarkę, z której każdy może skorzystać za darmo. No, „za darmo” – podatnicy finansujący ów prezent dla kierowców EV mogliby mieć na ten temat trochę inną opinię – co zresztą władze gminy same przyznały (niestety warunki unijnego dofinansowania wiązały im tu ręce). Rzecz jednak w tym, co z tą ładowarką się stało. Otóż już nie działa – została bowiem wyłączona, a gdy z powrotem zacznie działać, ma być już płatna.

Co więcej, decyzja ta, jak rzadko kiedy w podobnych okolicznościach, nie tylko nie wzbudziła licznych protestów, ale nawet wprost przeciwnie, towarzyszyły jej wcale liczne głosy zadowolenia. I to nie ze strony przeciętnych mieszkańców, a samych właścicieli aut elektrycznych, którzy powinni być jej obecnością zachwyceni. Powinni – ale nie byli. Jak się bowiem okazało, ładowarkę iure caducco (czyli na tak zwanego bezczela) przejął pod swoją kontrolę samozwańczy komitet kolejkowy.

https://twitter.com/marek_2k22/status/1983048470299607448

Słowo „komitet” może być tu zresztą pewnym nadużyciem, wiele wskazuje bowiem, że ów komitet tworzy jedna osoba. To użytkownik aplikacji PlugShare o pseudonimie „Jacek EV”. Rzeczony uznał się za władnego, by 'uregulować’ sposób korzystania z ładowarki przez współobywateli. Działając jak jej administrator, stworzył bowiem listę zapisów na ładowanie – i od wpisania się na nią uzależnia możliwość skorzystania z ładowarki. Twierdzi bowiem, że w „jego” gminie nie będzie „Dzikiego Zachodu”.

Co więcej, jak wynika z opinii pojawiających się w sieci, samozwańczy szeryf, jak bywa określany przez krytyków, ma godzinami przebywać w pobliżu ładowarki i pilnować, by kierowcy stosowali się do ustalonych przez niego prywatnie „reguł”. W publikowanym przez siebie harmonogramie uwzględnia też siebie, i to hojnie – rezerwował dla siebie 7 h w obleganej, porannej części dnia. Wszystko to – bez jakiejkolwiek podstawy prawnej, ani nawet uzgodnienia z kimkolwiek. Zupełnie jak pan na (publicznych) włościach.

Już pojawiły się zresztą złośliwe sugestie, które z przymrużeniem oka rysują potencjał biznesowy jego działalności. I dać tak coś ludziom za „darmo”, a od razu znajdzie się jakiś wodzu, który wbije flagę i ogłosi „moje!”…

„Jacek EV” z odciętym zasilaniem

Relacje – i reakcje – kierowców, którzy mieli próbować skorzystać z ładowarki, wskazują, że choć „komitet kolejkowy” i jego samozwańcza lista społeczna mienią się publicznie dostępnymi, to w praktyce grupa zeń korzystających jest ograniczona i sprowadza się do znajomych oraz zwolenników „polityki”, którą usiłuje narzucić wszystkim „Jacek EV”. Z tego też względu niektórzy mieli ignorować publikowany przez niego harmonogram. Ci, a także internetowi krytycy jego poczytań, są z kolei określani przez zwolenników jako „hejterzy” i „frustraci”.

Poczynania „Jacka EV” nabrały na tyle sporego rozgłosu, że do sprawy odniosły się władze gminy Nadarzyn – które potwierdziły oczywisty fakt, że zabór mienia publicznego przez prywatną grupkę lub jednostkę jest nielegalny. Skądinąd rzekomy społecznik zdołał lokalnych włodarzy mocno zirytować – rzadko kiedy w oficjalnych komunikatach organów samorządowych w Polsce można napotkać na nieskrywany sarkazm, złośliwość i odwołania do Chytrej Baby z Radomia.

Zgodnie z informacjami podanymi przy tej okazji przez wójta, ładowarka będzie działała tylko do końca roku – do tego momentu bowiem gmina była, zgodnie z warunkami unijnego dofinansowania, zmuszona utrzymywać ją z publicznych środków. Od nowego roku, jeśli w ogóle będzie dalej działać, to odpłatnie. I pod zarządem firmy, która ją wydzierżawi. Ciekawe czy i wówczas w szkodę wejdzie jej „Jacek EV”, ogłaszając konkurencyjny regulamin, cennik i numer konta…?

Darmowej ładowarki EV zatem nie będzie – choć i samo to, że się pojawiła, stanowiło wyraźne i (biorąc pod uwagę zasadę równości wobec prawa) niesprawiedliwe faworyzowanie jednej kategorii, kierowców aut elektrycznych, kosztem innej, posiadaczy tradycyjnych spalinowych. Smutnym postscriptum jest fakt, że w całej tej sprawie ci ostatni w zasadzie w ogóle się nie pojawili. Nie przeszkodziło to niektórym fanom EV, żeby i tak ich zaatakować. Zupełnie jakby obsesjonatom elektromobilności przeszkadzało samo istnienie tych niepodzielających ich gustów.