W podwarszawskiej gminie Nadarzyn miejscowe władze zrobiły prezent właścicielom aut elektrycznych. Udostępniły ładowarkę, z której każdy może skorzystać za darmo. No, „za darmo” – podatnicy finansujący ów prezent dla kierowców EV mogliby mieć na ten temat trochę inną opinię – co zresztą władze gminy same przyznały (niestety warunki unijnego dofinansowania wiązały im tu ręce). Rzecz jednak w tym, co z tą ładowarką się stało. Otóż już nie działa – została bowiem wyłączona, a gdy z powrotem zacznie działać, ma być już płatna.
Co więcej, decyzja ta, jak rzadko kiedy w podobnych okolicznościach, nie tylko nie wzbudziła licznych protestów, ale nawet wprost przeciwnie, towarzyszyły jej wcale liczne głosy zadowolenia. I to nie ze strony przeciętnych mieszkańców, a samych właścicieli aut elektrycznych, którzy powinni być jej obecnością zachwyceni. Powinni – ale nie byli. Jak się bowiem okazało, ładowarkę iure caducco (czyli na tak zwanego bezczela) przejął pod swoją kontrolę samozwańczy komitet kolejkowy.
Słowo „komitet” może być tu zresztą pewnym nadużyciem, wiele wskazuje bowiem, że ów komitet tworzy jedna osoba. To użytkownik aplikacji PlugShare o pseudonimie „Jacek EV”. Rzeczony uznał się za władnego, by 'uregulować’ sposób korzystania z ładowarki przez współobywateli. Działając jak jej administrator, stworzył bowiem listę zapisów na ładowanie – i od wpisania się na nią uzależnia możliwość skorzystania z ładowarki. Twierdzi bowiem, że w „jego” gminie nie będzie „Dzikiego Zachodu”.
Co więcej, jak wynika z opinii pojawiających się w sieci, samozwańczy szeryf, jak bywa określany przez krytyków, ma godzinami przebywać w pobliżu ładowarki i pilnować, by kierowcy stosowali się do ustalonych przez niego prywatnie „reguł”. W publikowanym przez siebie harmonogramie uwzględnia też siebie, i to hojnie – rezerwował dla siebie 7 h w obleganej, porannej części dnia. Wszystko to – bez jakiejkolwiek podstawy prawnej, ani nawet uzgodnienia z kimkolwiek. Zupełnie jak pan na (publicznych) włościach.
Już pojawiły się zresztą złośliwe sugestie, które z przymrużeniem oka rysują potencjał biznesowy jego działalności. I dać tak coś ludziom za „darmo”, a od razu znajdzie się jakiś wodzu, który wbije flagę i ogłosi „moje!”…
„Jacek EV” z odciętym zasilaniem
Relacje – i reakcje – kierowców, którzy mieli próbować skorzystać z ładowarki, wskazują, że choć „komitet kolejkowy” i jego samozwańcza lista społeczna mienią się publicznie dostępnymi, to w praktyce grupa zeń korzystających jest ograniczona i sprowadza się do znajomych oraz zwolenników „polityki”, którą usiłuje narzucić wszystkim „Jacek EV”. Z tego też względu niektórzy mieli ignorować publikowany przez niego harmonogram. Ci, a także internetowi krytycy jego poczytań, są z kolei określani przez zwolenników jako „hejterzy” i „frustraci”.
Poczynania „Jacka EV” nabrały na tyle sporego rozgłosu, że do sprawy odniosły się władze gminy Nadarzyn – które potwierdziły oczywisty fakt, że zabór mienia publicznego przez prywatną grupkę lub jednostkę jest nielegalny. Skądinąd rzekomy społecznik zdołał lokalnych włodarzy mocno zirytować – rzadko kiedy w oficjalnych komunikatach organów samorządowych w Polsce można napotkać na nieskrywany sarkazm, złośliwość i odwołania do Chytrej Baby z Radomia.
Zgodnie z informacjami podanymi przy tej okazji przez wójta, ładowarka będzie działała tylko do końca roku – do tego momentu bowiem gmina była, zgodnie z warunkami unijnego dofinansowania, zmuszona utrzymywać ją z publicznych środków. Od nowego roku, jeśli w ogóle będzie dalej działać, to odpłatnie. I pod zarządem firmy, która ją wydzierżawi. Ciekawe czy i wówczas w szkodę wejdzie jej „Jacek EV”, ogłaszając konkurencyjny regulamin, cennik i numer konta…?
Darmowej ładowarki EV zatem nie będzie – choć i samo to, że się pojawiła, stanowiło wyraźne i (biorąc pod uwagę zasadę równości wobec prawa) niesprawiedliwe faworyzowanie jednej kategorii, kierowców aut elektrycznych, kosztem innej, posiadaczy tradycyjnych spalinowych. Smutnym postscriptum jest fakt, że w całej tej sprawie ci ostatni w zasadzie w ogóle się nie pojawili. Nie przeszkodziło to niektórym fanom EV, żeby i tak ich zaatakować. Zupełnie jakby obsesjonatom elektromobilności przeszkadzało samo istnienie tych niepodzielających ich gustów.