Waszyngton, stolica Stanów Zjednoczonych Ameryki, zostanie politycznie wytrzebiony? Do tego doprowadzić może napad na osobowość znaną jako – i jakże na miejscu – „Big Balls”. Konsekwencje tego mogą ponieść lokalne władze – wliczając nawet tę perspektywę, że po prostu przestaną one istnieć.
Pamiętacie postać znaną w Internecie jako „Big Balls”? Zimą tego roku ów sieciowy komentator – jak się później okazało, 19-letni chłopak nazwiskiem Edward Coristine – rozpoczął pracę w Departamencie ds. Efektywności Rządowej (DOGE), wówczas tworzonym przez Elona Muska. I choć, jak wiadomo, drogi Muska z Trumpem w czerwcu tego roku dość boleśnie się rozeszły, to DOGE w dalszym ciągu działa. Ze znacznie mniejszą atencją medialną, ale, jak wynika z raportów, z nie mniejszą skutecznością.
Miarą tego ma być… skala wzrostu bezrobocia w stołecznym mieście Waszyngton, jego okręgu administracyjnym, tj. Dystrykcie Kolumbii (powszechnie zwanym DC) oraz pobliskich terenach stanów Wirginia i Maryland. Rzecz bowiem w tym, że w tym regionie cała aktywność „gospodarcza” związana była z przepastną federalną biurokracją oraz bytami od niej zależnymi (jak np. niezliczone pasożytnicze organizacje pozarządowe finansowane z pieniędzy podatników).
Mając to na względzie, w istocie nie dziwi, że o ile w całej Ameryce DOGE pozostaje niezwykle popularne, o tyle miasto Waszyngton [zaznaczenie dla odróżnienia od stanu Waszyngton w płn.-zach. USA) stanowiło raczej odmienny przypadek. I właśnie przykładem tej niepopularności może być historia, o której mowa – choć równie dobrze może to też być po prostu przykład od dawna pleniącej się w amerykańskiej stolicy przestępczości bandyckiej.
Kwestia prawdziwych „jaj”
Jej ofiarą padł właśnie wspomniany Edward Coristine, vel Big Balls. On oraz jego sympatia mieli zostać zaatakowani przez 8 (słownie: ośmiu) przedstawicieli „młodzieży”. Innymi słowy, miejscowej dresiarni, dla której napady bandyckie stanowią popularny rodzaj aktywności (a czemu sprzyja „postępowe” i „wrażliwe” podejście do „biednej, niezrozumianej młodzieży” przez waszyngtoński urząd miasta, tamtejszą prokuraturę oraz miejskie sądownictwo.
Napastnicy mieli, wedle doniesień, usiłować ukraść samochód. To, co wywiązało się następnie, miało, jak chcą niektórzy komentatorzy, udowodnić, że ksywa „Big Balls” nie była udawana. 19-letni Coristine miał bowiem śmiało ruszyć do walki z ośmioma bandytami. Amerykańskie media nie podały ich rasy, co niemal na pewno oznacza, że są oni czarni (gdy sprawca jest biały, fakt ten zawsze jest ujawniany…). Wracając do samej napaści – „Big Balls” został pobity niemal do nieprzytomności, ale napadowi zapobiegł.
Historia ta byłaby może głównie wydarzeniem medialnym (oraz być może argumentem na rzecz zwiększenia dostępu do narzędzi obrony osobistej), gdyby nie jej ciąg dalszy. Nie tylko przyniosła bowiem falę komentarzy, ale też powoli staje się przyczynkiem do formalnej zmiany na mapie USA. Donald Trump uzyskał bowiem polityczny impuls do realizacji od dawna zapowiadanego hasła – które jednak stał nieco w nieciu zaciekłych walk z Demokratami o cięcia budżetu czy biurokracji federalnej.
Waszyngton na widelcu
Chodzi o postulat, aby znieść autonomię (tzw. home rule) miasta stołecznego Waszyngton i wcielić je z powrotem pod bezpośrednią kontrolę federalną. Warto bowiem pamiętać, że zgodnie z ustaleniami założycieli USA, kraj ten świadomie nie posiadać miał wielkiej stolicy (aby uniknąć nadmiernych wpływów politycznych takiego miasta na niekorzyść peryferyjnych stanów). Sam Waszyngton zaś był w założeniu jedynie miastem „technicznym”. Niemal jak powiększony kampus urzędowy.
W ciągu XX uporczywie wałkowane hasła o nadaniu „demokratycznej reprezentacji” mieszkańcom Dystryktu Kolumbii, których liczba wzrosła ponad wszelkie założenia czy obawy autorów Deklaracji Niepodległości USA, doprowadziły do nadania jej właśnie wspomnianej autonomii. Autonomia ta, w sensie politycznym, ma charakter republiki jednopartyjnej – ponad 90% głosów otrzymują tam Demokraci. Nie dziwi wobec tego skrajny konflikt o dalsze losy DC.
Demokraci chcą bowiem uczynić z mikroskopijnego terytorialnie miasta formalny stan, ze wszystkimi tego przywilejami (m.in. dwoma senatorami w Senacie USA). Republikanie z oczywistych względów nie chcą o tym słyszeć, i postulują powrót do pierwotnej formy stolicy, w myśl której Waszyngton to po prostu kamus urzędowy, a nie autonomiczny byt polityczny. Teraz Donald Trump, który od dawna krytykował władze miejskie, być może w końcu spełni swoje zapowiedzi.
Tereny, na których leży Waszyngton, pochodzą z darowizny stanów Maryland i Wirginia. Republikanie chcieliby je po prostu zwrócić – i rozwiązać samorząd DC. Wymagana jest do tego, co prawda, większość kongresowa – tą jednak rzeczeni akurat dysponują. Bardzo zatem możliwe, że głośny napad na „Big Balls” doprowadzi do politycznego wykastrowania miasta Waszyngton.