To, co dzieje się w skandynawskiej przestrzeni powietrznej, wygląda coraz bardziej jak próba testowania cierpliwości i reakcji Zachodu. W czwartek wieczorem duńska policja zamknęła lotnisko w Aalborgu po tym, jak nad obiektem pojawiły się drony. To samo lotnisko pełni również funkcję bazy wojskowej, więc sprawa ma nie tylko cywilny, ale i militarny wymiar.
Seria incydentów w Skandynawii. Drony w roli głównej
Zaledwie dwa dni wcześniej sparaliżowane zostało lotnisko w Kopenhadze, gdzie przez cztery godziny nie wystartował żaden samolot. Równolegle podobny incydent miał miejsce w Oslo. Tam norweskie służby musiały zamknąć przestrzeń powietrzną na trzy godziny. Wszystko to w odstępie zaledwie kilkudziesięciu godzin.
Tym razem policja z Jutlandii Północnej potwierdziła, że nad Aalborgiem widziano „więcej niż jednego drona” i że poruszały się one z włączonymi światłami. Pierwsze zgłoszenia pojawiły się o 21:44 czasu lokalnego, a jeszcze po północy maszyny miały być obecne w pobliżu lotniska. Władze nie potrafiły określić, jakiego typu były to urządzenia ani czy to te same, które widziano nad Kopenhagą.
Rosyjskie tropy?
Duńskie władze już wcześniej uznały incydent w Kopenhadze za „najpoważniejszy atak na infrastrukturę krytyczną” w ostatnich latach. Wprost sugerowano możliwy rosyjski ślad, w kontekście serii prowokacji i zakłóceń w całej Europie. Trudno uwierzyć, że tak skoordynowane działania w trzech krajach w ciągu kilku dni to przypadek.
Norweski minister spraw zagranicznych stwierdził jednak, że śledztwa wciąż trwają. Jego zdaniem na razie nie ma oficjalnego dowodu na powiązania z jakimkolwiek krajem. Ale jeśli dodać do tego wojenne napięcia w Europie i niedawne groźby padające ze strony Kremla, obraz staje się niepokojąco spójny.
Eurocontrol ogłosiło, że od momentu zamknięcia lotniska w Aalborgu „wszystkie przyloty i odloty mają zerową przepustowość”. Trzy loty zostały przekierowane, a pasażerowie utknęli w oczekiwaniu na rozwój sytuacji. Policja podkreśla, że zagrożenia dla mieszkańców ani pasażerów nie ma, ale sama obecność dronów w tak strategicznych punktach to sygnał alarmowy, którego nie wolno zlekceważyć.