W poprzedniej części omawialiśmy charakterystykę tokenów personalnych oraz drogę ewolucji jaką przeszedł świat kryptowalut, aby dojrzeć do tokenizowania ludzi. Głównym problemem przed jakim stoją tokeny personalne jest mocno ograniczone zaufanie, które potencjalni inwestorzy muszą posiadać względem emitenta tokenów. Wydaje się również, że inwestycja w token personalny jest dużo ryzykowniejsza niż inwestycja poprzez ICO w start-up kryptowalutowy. Tokeny personalne jednak nie są takie złe, a inwestycja w nie może przynieść niezły zarobek. Sprawdźmy więc jak nabierają one sensu i czy można pomnożyć swój kapitał poprzez ich zakup.
Ufaj tylko sobie
Temat zaufania w Internecie jest niezwykle newralgicznym apsektem. Nigdy nie możemy być pewni kto znajduje się po drugiej stronie łącza internetowego. Tak naprawdę każdy może być kim chce w wirtualnej rzeczywistości i tylko od nas zależy w jaki sposób kreujemy swoją osobę w tym świecie. Wielu z nas przedstawia siebie w samych najlepszych aspektach i pomija swoje wady. Internet staje się więc miejscem, gdzie chcemy sprzedać samych siebie bądź coś co kreujemy w jak najlepszy sposób. Bywa czasem, że ociera się to o kłamstwo i przeinaczenie. Jesteśmy również świadomi (mam taką nadzieję), że jeżeli my wyciskamy z siebie tylko to co najlepsze i pakujemy to do sieci, to inni robią to z takim samym zapałem albo nawet i większym. Z tego powodu niezwykle ciężko nam zaufać innym. Jeżeli ja koloryzuję swoje umiejętności czy kwalifikacje to, dlaczego ktoś inny miałby tego nie robić? Niezwykle ciężko jest przecież zweryfikować to co inni piszą o sobie.
W przypadku tokenów personalnych problem zaufania wydaje się być większy niż w przypadku klasycznych start-upów ze świata kryptowalut, których tokeny możemy nabyć poprzez ICO albo na giełdzie kryptowalut. Dlaczego?
Większość takowych start-upów to po prostu zwykłe firmy, które posiadają szefa bądź radę nadzorczą, prawników, deweloperów, księgowych, ludzi odpowiedzialnych za marketing czy aspekty prawne. I tak jak w przypadku klasycznych firm, tak i te w świecie kryptowalut są dużo pewniejsze w swojej działalności niż pojedynczy twórca. Znaczna większość projektów w świecie kryptowalut, które przeprowadzają ICO, aby zebrać fundusze na rozwój swojego pomysłu to firmy, które skupiają się na stworzeniu i rozwijaniu kodu danego programu. Są to po prostu deweloperzy i programiści, którzy piszą linijkę za linijką i starają się dopasować je do siebie, aby otrzymać działający produkt, czyli program lub platformę. Nawet gdy jeden z nich nie będzie mógł pracować (czy to z powodów zdrowotnych, personalnych czy ze zwykłego lenistwa) to i tak cała reszta może dalej pracować nad rozwojem projektu. Firmy są więc dużo bardziej odporne na potencjalne niedysponowanie pojedynczych jednostek. Spójrzmy chociażby na zespoły deweloperów Cardano czy ICON, które liczą od kilkunastu do kilkudziesięciu osób zajmujących się samym pisaniem i tworzeniem kodu. Nie wspominając o prawnikach, marketingowcach, PR-owcach, naukowcach i managerach.
W przypadku twórcy tokenu personalnego, nie mamy pewności czy nie przejedzie go samochód, nie spadnie ze schodów lub po prostu powie, że mu się już więcej nie chce. Nikt go wtedy nie jest wstanie zastąpić i pociągnąć dalej jego aktywności, na której przecież zbudowana jest wartość takiego tokenu. Nie oszukujmy się, że większość z nas kupiłaby token personalny raczej z pobudek finansowych niż personalnych.
Mówiąc o finansach, to jednak token personalny nie jest aż tak złą inwestycją jakby mogło się wydawać. Przynajmniej niektóre.
Pierwszy polski tokenista w historii
Dziwnym trafem zdarzyło się, że to nie na Dalekim Wschodzie, gdzie żyją miliony genialnych programistów, ani na słonecznej Malcie, która jest bezsprzecznie jednym z najprzyjaźniejszych miejsc na świecie dla kryptowalut, ani nie w USA, które słynnie z Doliny Krzemowej jako najbardziej innowacyjnego miejsca na świecie, a w Polsce, gdzie ani prawo, ani rządzący nie są zbyt przychylni kryptowalutom, trafił się człowiek, który wydaje się być protoplastom i mocnym orędownikiem tokenów personalnych. Myślę, że śmiało możemy go nazwać pierwszym polskim tokenistą w historii. Człowiek, który ma wizję tokenizacji wszechrzeczy i ostatnimi czasy namawia coraz więcej osób do przeprowadzenia swojego ICO. Każdy kto wie co nieco o kryptowalutach słyszał o nim. Pisząc rozważania na temat tokenów personalnych grzechem byłoby nie wspomnieć o jego dziele i o nim samym.
Mowa oczywiście o Szczepanie Bentynie, twórcy tokenu personalnego BentynCoin (BEN). Z tego co mi wiadomo jest to pierwszy polski token personalny, który powstał nieco ponad rok temu. Jest ich 21 milionów sztuk i są podzielne do 4 miejsc po przecinku. BentynCoin jest tokenem ERC-20 zbudowanym na Ethereum. Powstał on w ramach eksperymentu, który Szczepan zapoczątkował ponad rok temu. Głównym założeniem jest próba nadania wartości poprzez działalność jaką prowadzi Szczepan. W przypadku BentynCoina chodzi tu głównie o prowadzenie cotygodniowych liveów na Facebooku, gdzie Szczepan omawia aktualną sytuację w świecie kryptowalut oraz wydarzenia, które miały miejsce. Od niedawna można zakupić u niego reklamę, która będzie wyświetlać się u dołu ekranu podczas jego wystąpienia live. Płatność oczywiście odbywa się w BentynCoinach. Za niewielką kwotę można również wstąpić do jego grupy na Facebooku, która skupia posiadaczy tokena BEN. Płatność również tylko w BentynCoinach.
Eksperyment Szczepana trwa już ponad rok i patrząc na wyniki finansowe nie można mieć chyba nic do zarzucenia. Jeżeli mnie pamięć nie myli to podczas ICO cena 1 BEN wyniosła 1 grosz (jeżeli cena była inna to proszę o sprostowanie). W momencie tworzenia tego artkułu cena 1 BEN to 0.00005474 BTC, czyli jakieś 1.47 PLN. Można by dyskutować, nad wolumen transakcyjnym na giełdzie, na której jest notowany BEN (w momencie pisania artykułu wynosi on zaledwie 627 BEN, czyli 921 PLN), aczkolwiek ktoś kupił przynajmniej jeden token za 1.47 PLN i jest to więc oficjalna cena rynkowa.
Jak widać zwrot z inwestycji w BentynCoina jest dość spory, aczkolwiek dalej wiele osób w środowisku kryptowalut zastanawia się czy emisja tokenów personalnych ma sens. Również sam twórca stawia sobie pytania i szuka na nie odpowiedzi. Tak przynajmniej wynika z jego wpisów.
Źródło: Facebook
Jak widzimy nawet sam twórca tokenu personalnego nie zawsze jest pewien w jaką stronę będzie podążać jego projekt. Aczkolwiek Szczepan porusza dość ciekawy temat jakim jest potencjalna utrata wartości jego tokenu w momencie, gdy zdecyduje się na emeryturę. Dobrze wiemy, że aktualnie płaci za to społeczeństwo w postaci osób pracujących i płacących składkę emerytalną. Wiemy również, że aktualny system emerytalny nie ma szans na przetrwanie. Prosta matematyka pokazuje, że im więcej wyjmujących i mniej wkładających do tego systemu, to po prostu musi upaść.
W przypadku decyzji o zaprzestaniu aktywności zawodowej przez twórcę tokenu personalnego jego wartość może zachować się na dwa sposoby. Pierwszy to oczywisty spadek. Jeżeli twórca nie tworzy już żadnych nowych treści to jego wartość po prostu zamiera. Z drugiej strony wartość tokenu personalnego może dalej utrzymywać się na poziomie z przed decyzji o zaprzestaniu aktywności zawodowej i z biegiem czasu nawet rosnąć. Token może nabyć wartość kolekcjonerską. Dobrze znamy przykłady dzieł sztuki, butelek wina czy rękopisów pisarzy, które osiągają astronomiczne wartości tylko dlatego, że ich podaż jest ograniczona i mają one niezwykłą wartość sentymentalną związaną z brakiem aktywności zawodowej twórcy bądź po prostu jego śmierci.
Zjawisko opuszczenia rynku pracy to nie jedyny ciekawy aspekt, w który można wpleść token personalny. Jest ich wiele więcej. Porozmawiamy o nich za tydzień.
Do zobaczenia
Maciej Kmita