Rolnik znalazł złoto. Górę złota. Skarb rodem z Hobbita. Najpierw żyły tym tematem media francuskie. Potem także te w innych krajach europejskich. Wreszcie historia zyskała globalny zasięg. I krąży nadal w cyberprzestrzeni. Problem polega na tym, że została zmyślona. Nie ma rolnika, jego pola ze złotem, złych sąsiadów i jeszcze gorszych ekologów…
150 ton złota na francuskim polu. Rękę po skarb wyciąga państwo
W kwietniu media zelektryzowały doniesienia o francuskim rolniku, który znalazł na swoim polu skarb. Opowieść była bardzo filmowa: mężczyzna zauważył coś błyszczącego w błocie. Okazało się, że to samorodki wielkości orzechów. Odkrywca powiadomił władze, te zleciły badania i wyszło na to, że rolnik natrafił na wielkie złoża cennego metalu. Pojawiła się informacja o 150 tonach kruszcu. Szok, bo złoto w takich ilościach wydobywa się w Azji, Afryce czy Amerykach. Ale nie we Francji.
Zapewne doniesienia te skłoniły farmerów, nie tylko we Francji, do przechadzki po swoich polach – a nuż będą mieli tyle szczęścia, co niejaki Michel Dupont, bo to o nim jest historia. Być może jednak szybko dali sobie spokój z poszukiwaniami. Wszak okazało się, że Francuz szczęściarzem nie jest. Łapę na jego znalezisku położyło państwo…
To nie złoto. To mistyfikacja
Historia ta przez jakiś czas wywoływała przeróżne emocje, ale ostateczne wyszło na jaw, że mamy do czynienia z mistyfikacją. To po prostu fake news. Nie istnieją złoto, pole, rolnik. Rzekomo zachłanne państwo jest prawdziwe. O sprawie donosi m.in. niemiecki Focus. Serwis zwraca uwagę, że z francuskich mediów historia znaleziska znika w trybie ekspresowym. Sprawdziłem – rzeczywiście często trafia się na strony, z których tekst wyparował.
Sprawa bardzo ciekawa, bo pokazuje, jak można sprzedać globalnie historię o wielkim znalezisku. Przecież takie doniesienia mogą wpłynąć na kurs kruszcu na giełdach. Bo nie chodzi tylko o jedno odkrycie, ale o ponowne zadanie pytania o wielkość zasobów, które może skrywać ziemia w Europie.
Historii nie sprawdzano. Przekazywano ją dalej
Doniesień o francuskim odkryciu długo nie sprawdzano. A przynajmniej nie na tyle aktywnie, by zdusić fake newsa w zarodku. To o tyle zaskakujące, że wiadomość pochodziła z szemranego źródła. W Polsce może ono niewiele mówić (też pisaliśmy o rzekomym znalezisku). Ale we Francji? Inna sprawa, że doniesienia nie trzymały się kupy. Podawano np. wartość znaleziska, która ma niewiele wspólnego z dzisiejszymi cenami złota. Ciekawe, czy autor fake newsa kiepsko go przygotował? A może chciał sprawdzić, czy ktoś zada sobie trud, by to policzyć?
Mnie najbardziej bawią w tej historii wątki poboczne. Rzekomi sąsiedzi, którzy zastanawiali się, jak będzie im się żyło w tej okolicy, gdy ruszy wydobycie. Albo motyw ekologów, którzy mieli blokować prace. Brakowało tylko doniesień o rolniku broniącym złoża z widłami w dłoniach. I opowieści o Polakach, którzy nocami próbują wydobywać złoto w biedaszybach.
Całość jest trochę zabawna, ale też straszna. Pokazuje, jak łatwo wkręcić media w wielu krajach. Bo to nie musi być żart, ale eksperyment służb jakiegoś mniej przyjaznego państwa. Eksperyment, który wciąż żyje swoim życiem: niektóre media powielają pierwotną historię. Nawet teraz, gdy stało się jasne, że to fake.