Jeśli myślisz, że rynki metali szlachetnych ostatnio oszalały, to nie jesteś sam. W poniedziałek złoto poszybowało na nowy rekordowy szczyt, przekraczając 4 095 dolarów za uncję, podczas gdy srebro znalazło się niebezpiecznie blisko swojego historycznego maksimum sprzed ponad czterech dekad. I nie, to nie pomyłka w liczbach – te ceny naprawdę tak wyglądają. Mamy rekord za rekordem, chwilę temu złoto przebijało 3800 dolarów.
Co się właściwie dzieje?
Sytuacja na rynku srebra jest szczególnie ciekawa. W Londynie trwa coś, co traderzy nazywają „short squeeze” – zjawisko, które ostatnio widzieliśmy głównie w memowych akcjach, a nie na poważnym rynku metali. Problem polega na tym, że inwestorzy desperacko szukają fizycznego srebra, którego zwyczajnie brakuje. Popyt przewyższa podaż na tyle drastycznie, że ceny spot wystrzeliły nawet do 52 dolarów za uncję. Stąd też srebrne monety bulionowe są praktycznie niedostępne.
Jak bardzo jest źle? Na tyle, że handlujący rezerwują miejsca na transatlantyckie loty cargo, aby przewieźć sztaby srebra. Tak, dobrze czytasz – przewożą srebro samolotem, co zwykle robi się tylko ze złotem ze względu na koszty. Różnica cenowa między Londynem a Nowym Jorkiem jest tak duża, że nawet te kosmiczne koszty transportu się opłacają.
Bezpieczna przystań w niepewnych czasach
Nie trzeba długo szukać powodów, dla których inwestorzy uciekają w metale szlachetne. Rząd USA pozostaje zamknięty, a spór między Demokratami a Republikanami nie pokazuje oznak zbliżającego się końca. Demokraci widzą w tym swoją pierwszą prawdziwą szansę na wywieranie presji i skupiają się na opiece zdrowotnej, licząc że to przemówi do wyborców przed przyszłorocznymi wyborami śródokresowymi. Na co oczywiście reaguje kurs złota.
Do tego dochodzą nowe napięcia w handlu między USA a Chinami. Pekin ogłosił w zeszłym tygodniu nowe kontrolę eksportu metali ziem rzadkich i innych kluczowych materiałów, rozpoczął dochodzenie antymonopolowe przeciwko Qualcomm i wprowadził dodatkowe opłaty portowe dla amerykańskich statków. Administracja Trumpa sygnalizuje wprawdzie otwartość na rozmowy, ale jednocześnie nazywa te działania „główną barierą” dla negocjacji.
To zainteresowanie fizycznymi metalami widać też na polskim rynku – sklepy takie jak Sklep Szlachetne Inwestycje notują ostatnio zwiększone zapytania od klientów, którzy wolą trzymać coś namacalnego niż kolejne papiery wartościowe w czasach niepewności.
Efekt domina na innych rynkach
Stres na rynku metali szlachetnych zaczyna się rozlewać. Platyna i pallad też mocno podskoczyły, co sugeruje że problemy z płynnością dotyczą szerszego spektrum metali. Tymczasem ropa naftowa poszła w przeciwnym kierunku – w piątek spadła o ponad 3 dolary za baryłkę do najniższego poziomu od 4,5 miesiąca, zbliżając się do 58 dolarów. Wprawdzie w weekend odbiła nieco w górę, ale wojna handlowa USA-Chiny może poważnie spowolnić światową gospodarkę i ograniczyć zapotrzebowanie na ropę.
Co dalej?
Z technicznego punktu widzenia byki na złocie mają teraz silną pozycję – następnym celem jest zamknięcie powyżej 4 200 dolarów. W przypadku srebra psychologiczna bariera 50 dolarów za uncję jest na wyciągnięcie ręki. Zmienność najprawdopodobniej pozostanie wysoka w najbliższym czasie, bo żaden z czynników napędzających te wzrosty nie znika z dnia na dzień.
Dla zwykłych inwestorów to przypomnienie, że w czasach politycznej i ekonomicznej niepewności metale szlachetne wciąż pełnią swoją tradycyjną rolę. Pytanie tylko, jak długo ta sytuacja może się utrzymać i czy londyński squeeze w srebra nie jest oznaką czegoś większego na horyzoncie.