Za górami, za morzami, całkiem niedawno temu, był sobie człowiek przedsiębiorczy – czyli o kreatywnym sprzedawcy srebra baśń tyleż piękna, co smutna

Pozwólcie, drodzy czytelnicy, że tekst ten będzie napisany odrobinę w duchu luźnej opowieści do poduszki, choć – jeśli kto by pytał – nie bez waloru filozoficzno-refleksyjnego. A zaczęło się od tego, że za wielką kałużą, w dalekiej Hameryce, pewien człowiek miał wizję…

Jeśli na podobieństwo „kreatywnej księgowości” można ukuć termin „kreatywnego powiernictwa”, to nigdy nie pasowałby on bardziej niż do pomysłu na biznes, na który wpadł sobie niejaki Robert Higgins.

Dżentelmen ów obrotny działał w branży cennych kruszców, oficjalnie jako dealer srebra. Jako taki, sprzedawał swoim klientom srebrzyste sztaby i monety – ot, nic szczególnego, nic nowego ani porywającego, dzień za dniem biegnący tym samym rytmem… któż by się nie znużył, prawda?

.

Rozdział I
w którym nasz dzielny bohater rozpoczyna swą przygodę

.

Któż by się nie znużył? Z pewnością nie pan Higgins. Ponieważ zwykły handel musiał mu się wydać zbyt mało inspirujący, zaś srebrzysta barwa towaru jawiła się w jego oczach szarością rutyny, postanowił on podziałać nieco dynamiczniej. I kreatywniej.

Imć Higgins, za pośrednictwem swojej firmy, Argent Asset Group, proponował swoim klientom możliwość składania zaocznych zleceń na nabycie srebrnych monet (specjalizował się w tej kwestii w popularnych, jednouncjowych Amerykańskich Orłach), które oficjalnie składano do skarbca prowadzonego przez inną powiązaną z nim firmę, First State Depository, w stanie Delaware.

Następnie począł oferować owym klientom uczestnictwo w „Programie Maximus”, w ramach którego leasingował od nabywców zamówione przez nich monety, nęcąc rzeczonych opłatami w wysokości do 20 procent wartości, w zamian za możliwość „krótkoterminowego” obrotu nimi. Oczywiście Jegomość dorzucał do tego gwarancję zwrotu bądź zastąpienia monet nowymi w razie zaistnienia szeroko pojętego czegoś.

I to działało. Przed Higginsem bieżył baranek, a nad nim latał motylek, zaś firma rozwijała się i nabierała rozpędu.

.

Rozdział II
w którym zza horyzontu nadciągają czarne chmury

.

Wszystko śmigało, działając w duchu wzajemnego zrozumienia, współpracy i harmonii, do czasu, gdy niektórzy z klientów zapragnęli podjąć posiadane przez siebie monety ze skarbca. Miało ich się tam do tego czasu nagromadzić 500 tys. sztuk srebrnych oraz 9 tys. złotych. No i tutaj idylla, okraszona iskrzącym się niebem i hasaniem jednorożców po łączce, okazała się być przerwana przeciągłym zgrzytem – pan Higgins bowiem a to okazywał się być niedostępnym, a to obiecywał, że „już wkrótce”, a tak ogółem to miał dużo na głowie. Tak dużo, że aż nie udawało mu się wysłać monet.

Nie będzie wielkim zaskoczeniem – powiedzmy więcej, nie będzie nawet żadnym zaskoczeniem – że gdy ponuraki z Komisji Obrotu Kontraktami Terminowymi (CFTC), w wyniku skarg nie mogących się doczekać swojego srebra klientów, uzyskały sądową decyzję o ustanowieniu w firmie zewnętrznego kuratora, czar prysł jak sen złoty. Wyznaczeni śledczy, którzy zapuścili żurawia do skarbca, znaleźli tam w pierwszym rzędzie wielkie, kosmate nic.

Czy też ściślej: wielkie kosmate nic wyczerpywało listę rzeczy wartościowych, bowiem bezwartościowych skryptów dłużnych bez pokrycia było tam pod dostatkiem, skrupulatnie posortowanych w pudełkach przyporządkowanych do konkretnych klientów. Pokrycie o którym mowa, warte drobne 113 milionów dolarów w kruszcu, musiało tymczasem najpewniej zawieruszyć się w szafie wiodącej do Narnii.

A tam z pewnością ukradły je karły albo telmarscy baronowie.

.

Rozdział III
w którym finansowa inkwizycja podpala pochodnie

.

Jak to proza życia czasem sprawi, różni zawistnicy jęli uprzykrzać życie panu Higginsowi. Do skóry, prócz małodusznych nabywców, dobrała mu się wspomniana CFTC, która wytoczyła mu proces w sądzie federalnym w Delaware. Zainteresowany tłumaczył się, że miał drobne problemy finansowe, a tak w ogóle to oj-tam, oj-tam, jednak kamiennego serca sędziego-sztywniaka najwyraźniej to nie wzruszyło.

Zgodnie z bowiem z sentencją opublikowanego właśnie wyroku, obydwie firmy, Argent Asset Group, LLC, oraz First State Depository Company, także LLC – mają na skutek judzenia CFTC zamknąć swoje gościnne, choć nieco pustawe podwoje. Pan Higgins osobiście otrzymał dożywotni zakaz pracy w sektorze obrotu towarowego. Przede wszystkim zaś, będzie musiał wysupłać trywialne 146 milionów dolarów (skąd, ze świnki-skarbonki…?) tytułem grzywien oraz odszkodowań dla żądnych odzyskania swojej prawowitej własności nabywców.

To jednak nie koniec czynionych wizjonerowi wstrętów. Powyższy wyrok zapadł w sprawie cywilnej. Tymczasem kilka szczerych pytań od serca ma też do niego miejscowa prokuratura, która chciałaby z nim niezobowiązująco i po przyjacielsku omówić takie tematy jak wyłudzenia, poświadczenie nieprawdy oraz szwindelki podatkowe.

Ciężki, oj ciężki los przedsiębiorczego, któremu zawsze wiatr i piasek w oczy…

.

Zakończenie
Koniec bajki, i bomba kto nie słuchał!

.

Tak to, drogie dzieci, kończy się bajka o pomysłowym dealerze kruszcu, którego zapał w sercu rozbudzany był przez blask srebrnych monet.

Czy też może pierwsza odsłona bajki – bowiem jej sequel, roboczo zatytułowany „Kreatywny sprzedawca srebra II: Poszkodowani inwestorzy kontratakują!”, spodziewany jest, jak tylko ława przysięgłych w procesie karnym przed sądem federalnym w Delaware uzgodni swoją wersję wypadków.

Pytanie zaś, które warto zadać na koniec tej pouczającej powiastki, brzmi – czym konkretnie, w swej istocie, różniła się działalność pana Higginsa od tej w wykonaniu rządów i banków? Hmmm…?

Dobranoc, słodkich snów!

.

Może Cię zainteresować:

buliondefraudacjaeaglekradzieżmonety bulionowePrawoprzestępczośćScamSrebrosrebro fizycznesrebro inwestycyjneUSAzłoto srebro bulion
Komentarze (0)
Dodaj komentarz