Pracownie i sklepy jubilerskie nie przyjmują nowych zamówień – a niekiedy w ogóle wstrzymują bieżącą sprzedaż. Takie informacje czekają na klientów pragnących zaopatrzyć się w precjoza wykonane ze złota w niektórych z najsłynniejszych ośrodków handlu biżuterią i kruszcami. Powodem tego ma być brak złota na rynku – niekiedy wynikający z zaporowych cen, choć czasami w ogóle fizyczny, i uniemożliwiający wytwórcom zaopatrzenie się w cenne metale niezbędne do pracy.
Taka sytuacja zaistniała ostatnio m.in. na stambulskim rynku biżuterii zorientowanym wokół słynnego, historycznego Wielkiego Bazaru, będącego miejscem pracy licznego grona jubilerów. Prócz samych wygórowanych cen dodatkowym problemem na rynku tureckim jest pogłębiający się spread pomiędzy cenami zakupu i sprzedaży złota, sięgający około 10% wartości – co z kolei wynika zarówno z dysproporcji pomiędzy liczbą chętnych nabywców i sprzedawców, jak i utrudnień czynionych tym pierwszym.
Podobny problem, choć na nieco łagodniejszą skalę, spotkał równie słynny Bazar Zaveri w Bombaju (oficjalnie Mumbaj), będący z kolei hubem handlu biżuterią na gigantycznym rynku indyjskim. Tam problemem jest także ograniczona dostępność srebra, w stronę którego swoje zainteresowanie skierowali liczni nabywcy w wyniku utrzymujących się całe miesiące zawyżonych cen wyrobów wykonanych ze złota. Przez to z kolei ostro wzrosły także ceny srebrnego kruszcu, wysysając zeń rynek.
„Edukować” klientów
Ponieważ zainteresowanie w Indiach nie słabnie (niedługo zaczyna się tam święto Diwali, połączone z sezonem wesel i innych uroczystości, pośród których biżuteria stanowi tradycyjny prezent), przedstawiciele indyjskiego sektora jubilerskiego przebąkują o nieuchronnej jakoby zmianie. Tą miałoby być przekierowania zainteresowania nabywców w ciągu najbliższych dwóch-trzech lat na wyroby ze złota – ale te 9-karatowe, zamiast 22- czy 18 karatowego.
Dodają jednak, że klienci wymagają „edukacji” ze strony branży (słowo „edukacja zakrawa w tym miejscu na spory tupet, biorąc pod uwagę, że chodzi o interesy samej branży) – tak, aby w powszechnej ocenie biżuteria 9-karatowa zyskała uznanie na równi z tą wykonaną z czystszego kruszcu. Oczywiście w sensie technicznym oznacza to psucie złota, jednak pozwoli jubilerom znacząco zwiększyć sprzedaż. Żeby tylko jeszcze klienci zaakceptowali gorsze wyroby w tej samej cenie…
Gdzie podziało się najwięcej złota
Wszystkie te perypetie to oczywiście pochodna sytuacji na światowym rynku kruszców. Ostatnia fala cenowych wzrostów złota i srebra głęboko przeorała nie tylko rynek inwestycyjny, ale też fizyczne aspekty obiegu tych metali. Mówiąc prościej, okoliczności rynkowe sprawiły, że ogromne wolumeny złota i srebra popłynęły tam, gdzie można było na nich najwięcej zarobić – względnie też tam, gdzie pchnęły je czynniki pozaekonomicznej.
W tym pierwszym przypadku chodzi zwłaszcza o rynek amerykański, a zwłaszcza giełdy aktywów w Nowym Jorku i Chicago. Tam właśnie, jak wiadomo, w ostatnich miesiącach ubiegłego roku i pierwszych miesiącach bieżącego odpłynęła gigantyczna fala fizycznego złota i srebra. Pochodziło ono przede wszystkim ze skarbców bankowych w Londynie oraz ośrodkach szwajcarskich, zaś wysłali je do Ameryki traderzy pragnący zarobić na wyższych cenach kontraktów na te kruszce, zawyżanych przez oczekiwania dot. polityki celnej Waszyngtonu.
Jeśli chodzi o te drugie natomiast, to wspomnieć tu trzeba o polityce niektórych państw (zwłaszcza Chin, sumarycznie największego krajowego rynku złota świata), które za pomocą narzędzi prawnych i administracyjnych dążą do ograniczenia odpływu kruszców za granicę. I choć kruszce zanotowały delikatną korektę kursów i lekkie odbicie cen od rekordowych wartości, to na rynku detalicznym fizycznego metalu – 'ściągniętego’ przez popyt giełd i inwestorów – nadal brakuje.