Złoto rozpoczęło końcówkę lata z hukiem, bijąc kolejne rekordy i flirtując z poziomem 3,7 tys. dol. za uncję. Dzisiaj w środę po świeżej fali wzrostów kurs spot osiągnął okolice 3 700 dol., po czym delikatnie cofnął się w rejon 3 660–3 690 dol. To wciąż blisko szczytów, a wynik od początku roku pozostaje imponujący – około 40–44% na plusie. Pojawiają się jednak sygnały przegrzania, a sam wykres ceny „królewskiego metalu” pokazał dzisiaj coś, czego nie widziano od dłuższego czasu.
Niecodzienna świeca na wykresie złota
Największą zmienność cena złota zanotowała ok. dwie godziny temu: bank centralny USA (Fed) obniżył bowiem koszt pieniądza, czyli stopę bazową o 25 pb, po raz pierwszy od wielu miesięcy. Dla złota to klasycznie korzystny miks – niższy koszt alternatywny trzymania kruszcu, słabszy dolar i wzmocnienie roli „bezpiecznej przystani” w obliczu chwiejącego się wzrostu i geopolitycznych napięć.
Tymczasem kurs „szlachetnego kruszcu” zamiast wystrzelić gwałtownie ruszał w górę i w dół. Dlaczego?Prawdopodobnie ma to związek z mieszanymi sygnałami i pojawieniem się na wykresie jakiś czas temu pierwszych sygnałów przegrzania. ETF SPDR Gold Trust (GLD), największy fundusz oparty na złocie, ma wskaźnik tzw. siły względnej (RSI) na poziomach typowych dla strefy wykupienia – w takim otoczeniu krótkoterminowe realizacje zysków przestają być zaskoczeniem. Analitycy techniczni zwracają uwagę, że odczyty powyżej 70 często poprzedzają korekty, choć definitywnie nie przesądzają o końcu dotychczasowego trendu.
Złoto nadal „złotym standardem” bezpieczeństwa na światowych parkietach
Fundamenty złota cały czas pozostają bycze. Kluczowym filarem popytu są banki centralne, które od kilku lat prowadzą intensywne zakupy i – według badań World Gold Council – jeszcze aktywniej zarządzają obecnie rezerwami, stawiając przede wszystkim na długoterminowe bezpieczeństwo i dywersyfikację. To motyw przewodni tegorocznej hossy obok obaw o dolara, napięć geopolitycznych i wahliwej koniunktury na rynkach długu.
Optyka Wall Street wobec złota również się przesuwa. W dniu ustanowienia rekordów Deutsche Bank podniósł prognozę na 2026 r. do 4 000 dol. za uncję, wskazując właśnie na siłę popytu oficjalnego sektora i łagodniejszy kurs polityki pieniężnej. To wpisuje się w szerszą narrację, w ramach której złoto korzysta na cyklu obniżek stóp i na ucieczce części inwestorów od ryzykownych aktywów dłużnych.
Najgłośniejszy scenariusz kreśli jednak gigantyczny bank inwestycyjny Goldman Sachs: w bazowej ścieżce bank widzi przestrzeń do podbicia kursu w rejony 3 700 dol. na koniec 2025 r. i 4 000 dol. do połowy 2026 r., ale w wariancie „ucieczki z Treasuries” – gdyby choć 1% prywatnie posiadanych amerykańskich obligacji skarbowych przesunął się do złota – ceny mogłyby zbliżyć się nawet do 5 000 dol.
Na horyzoncie
Co dalej? Technika sugeruje, że po tak dynamicznym rajdzie korekta rzędu kilku–kilkunastu procent byłaby zdrowa, zwłaszcza jeśli krótkoterminowi gracze zaczną zamykać zyski. Jednocześnie środowisko spadających stóp, wciąż wysoki popyt banków centralnych i niepewność gospodarczo-polityczna budują „poduszkę” pod notowaniami. Innymi słowy: ewentualne zejścia cenowe mogą stać się okazją dla inwestorów długoterminowych, o ile nie zostaną przerwane gwałtowną zmianą narracji makro (np. niespodziewanym umocnieniem dolara lub skokiem realnych rentowności).
W krótkim horyzoncie warto śledzić trzy wektory: tempo i komunikację kolejnych cięć stóp przez Fed, dane o zakupach złota przez banki centralne oraz zachowanie RSI/impulsu na GLD – bo to one podpowiedzą, czy złoto po rekordach potrzebuje oddechu, czy jeszcze znajdzie siłę, by testować wyższe pułapy. Dziś przewaga argumentów strategicznych pozostaje po stronie byków, ale taktycznie – po takiej wspinaczce – pas bezpieczeństwa w postaci stop-lossów i dyscypliny w zarządzaniu pozycją nie zaszkodzi.