Jeszcze niedawno diamenty uchodziły za niekwestionowany symbol luksusu, wieczności i stabilności. Dziś ich blask – przynajmniej ten na wykresach cenowych – wyraźnie przygasa. Światowy rynek diamentów znalazł się w najpoważniejszym kryzysie od dekad. Ceny zarówno naturalnych, jak i syntetycznych kamieni osiągnęły historyczne minima, a na horyzoncie nie widać wyraźnego światełka w tunelu. Zatem co się dzieje?
Powolna katastrofa
Od szczytów cenowych w 2022 roku średnia wartość jednego karata naturalnego diamentu spadła o ponad 1 800 dolarów. To spadek o około 26%, jak podaje firma analityczna Tenoris. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja na rynku diamentów laboratoryjnych: od 2020 roku ich cena spadła o 74%. Dziś można je kupić nawet poniżej 900 dolarów za karat – mniej niż przeciętny smartfon.
Na pozór to świetna wiadomość dla konsumentów – diamenty stają się bardziej dostępne. Ale dla branży to katastrofa. Dla De Beers legendarnego gracza o niemal monopolistycznej pozycji w przeszłości, obecny moment jest jak trzęsienie ziemi. Firma weszła w 2024 rok z zapasami wartymi 2 miliardy dolarów – i z trudem znajduje chętnych do zakupu. Sprzedaż w pierwszej połowie ubiegłego roku spadła aż o 20%.
Pokolenie, które nie pyta o rękę
Co stoi za tym dramatycznym zwrotem? Po pierwsze: zmiana społecznych zwyczajów. W postcovidowym świecie liczba zaręczyn spada – a to one tradycyjnie napędzały popyt na pierścionki z diamentem. Według badania The Knot, już ponad połowa amerykańskich par decyduje się na diament syntetyczny – tańszy, ekologiczniejszy i chemicznie identyczny z naturalnym. Dla pokolenia Z emocjonalna wartość kamienia często ustępuje miejsca racjonalnym wyborom.
Po drugie: inflacja i niepewność gospodarcza. Wysokie stopy procentowe i globalna presja na koszty życia ograniczyły apetyt na dobra luksusowe… Zwłaszcza że 'łatwo podrabialne’ diamenty tracą status 'elitarności’. Szczególnie dotyczy to rynków kluczowych – jak Chiny i Stany Zjednoczone, które łącznie odpowiadają za większość światowego popytu na diamenty.
Po trzecie: wojna handlowa. Polityka ceł na importowane diamenty do USA – obecnie obowiązuje 10% stawka, z groźbą kolejnych podwyżek – zniechęca dystrybutorów. Produkty luksusowe tracą na konkurencyjności, a cały łańcuch dostaw – od kopalń w Botswanie po jubilerów w Nowym Jorku – zaczyna trzeszczeć.
De Beers: ikona pod presją
De Beers, niegdyś architekt mitu „diamentów na zawsze”, dziś balansuje na granicy desperacji. Firma – formalnie nadal należąca do Anglo American, choć wystawiona na sprzedaż – została zmuszona do działań wcześniej uznawanych za nie do pomyślenia. Jak ujawnił Bloomberg, od miesięcy sprzedaje surowe diamenty po cichu, z nawet 20% rabatem – ale tylko wybranym klientom. Oficjalnie ceny pozostają bez zmian, ale zaufanie rynku do tej narracji wyraźnie słabnie.
Tymczasem Lightbox – marka De Beers oferująca biżuterię z diamentami laboratoryjnymi – zostaje zamknięta. Choć jeszcze kilka lat temu uchodziła za przyszłość koncernu, dziś uznano ją za przeszkodę w „koncentracji na produktach premium”. To jednak decyzja bardziej strategiczna niż emocjonalna. Dla De Beers to ruch obronny, próba ratowania prestiżu naturalnych kamieni w czasie, gdy coraz trudniej odróżnić je od ich sztucznych odpowiedników.
Nowa era w branży
Choć sytuacja wygląda dramatycznie, niektórzy analitycy sugerują, że branża zbliża się do punktu stabilizacji. Ceny syntetycznych diamentów osiągnęły dno, a ich ogromna dostępność paradoksalnie może pomóc naturalnym kamieniom odzyskać status czegoś wyjątkowego. Warunkiem jest jednak zmiana narracji. Oraz dogłębne zrozumienie tego, co robi De Beers, bo jak wskazuje wielu – podaż diamentów jest wyłącznie sztucznie ograniczana.
Jednak sam diament to nie tylko węgiel pod wysokim ciśnieniem. To historia, emocje i symbol. Konsumenci muszą poczuć różnicę – nie tylko cenową, ale znaczeniową… Przynajmniej tak twierdzą entuzjaści. I właśnie na tym froncie toczyć się będzie kolejna batalia o przyszłość branży. Technologia już zdemokratyzowała dostęp do kamieni szlachetnych. Ale czy zdoła zachować ich magię? Czy „wieczność” może być sprzedawana z rabatem?
Obecny kryzys nie musi oznaczać końca diamentów, ale z pewnością oznacza koniec ich dotychczasowego statusu. Tradycyjny model oparty na niedoborze, prestiżu i centralnej kontroli podaży – zawodzi. Rynek staje się coraz bardziej przejrzysty, konkurencyjny i podatny na nastroje społeczne. W epoce, gdy klienci oczekują nie tylko błysku, ale także transparentności i wartości zgodnych z ich światopoglądem, diamenty muszą znaleźć nowe uzasadnienie dla swojej ceny – i swojego istnienia.