W pogoni za potrzebami dziurawego, wiecznie nienasyconego budżetu państwa, Rosja rozkrada majątki własnych oligarchów. Niektórzy mogą dopatrywać się tutaj aktu sprawiedliwości dziejowej, biorąc pod uwagę fakt, że dotąd to oligarchowie przez całe lata bogacili się nie wraz z rozwojem kraju, lecz jego kosztem. Już czwarty rok trwa jednak wojna, i agresywna polityka Kremla, nie znajdując zaspokojenia swego finansowego głodu w podboju Ukrainy, zwraca się do wewnątrz.
Nie będzie wielce zaskakującym, że Rosja traktuje prawa, dobrobyt i pomyślność swoich obywateli z równie wielkim szacunkiem, co suwerenność Ukrainy oraz innych krajów. Logika rosyjskiego państwa nie różni się tutaj wiele od historycznych ord koczowniczych (a potem i ruskich księstw), i zdaje się wychodzić z generalnego założenia, że sama siła jest wystarczającym usprawiedliwieniem, by zagrabić dowolne zasoby. W obrębie własnych granic lub poza nimi — bez różnicy.
Zarazem realia rosyjskiego systemu politycznego, w ramach którego kasta oligarchów stanowi państwowego reżimu (którego elity wywodzą się, co prawda, głównie ze środowisk d. KGB/FSB/resortów siłowych, jednak same nie są w stanie sprawować kontroli nad całością gospodarki), sprawiały, że dotąd logika ta obracała się na korzyść owych oligarchów. Skorumpowani, „zaprzyjaźnieni” z władzą pseudo-biznesmeni zgarniali ogromne zyski kosztem kraju jako całości oraz miadżącej większości obywateli.
Jednym z tych był dotąd niejaki Konstantin Strukow. Określany jako „sympatyk Putina”, kontrolował biznesowe imperium obejmujące m.in. jeden z największych rosyjskich podmiotów górniczych w obszarze wydobycia złota. Chodzi firmę o Uzhuralzoloto Group Company PJSC. Firma ta, jak bez mała wszystkie większe podmioty gospodarcze, jakie działają w dzisiejszej Rosji, rozkręciła swoją działalność nie bez rozmaitych powiązań z władzą, pomocą i przyzwoleniem z jej strony.
Rosja pożera się sama
Tyle, że rozpętana przez Kreml „3 dniowa” (ktoś to jeszcze pamięta…?) inwazja na Ukrainę toczy się już czwarty rok. Rosja w coraz większym stopniu przeżera swoje zasoby, zarówno te finansowe, jak i materialne oraz wszelkie inne. I choć są one znacznie większe niż te ukraińskie, to skala wsparcia i kroplówki finansowej, jakie otrzymywała przez ten czas Ukraina, jest nieporównywalna do warunków, których musi działać rosyjskie państwo.
Krótko — zasobów jest mniej. To oznacza jednak nie tylko dziurę w kasie państwa, konieczność cieć budżetowych etc., ale także zmniejszenie puli, z której swe zyski czerpali skorumpowani oligarchowie. Oczywiście nikt ze swych profitów rezygnować nie zamierza. Sprawiło to, że w Rosji nasila się zjawisko, które obrazowo określić można walką buldogów pod dywanem, a które sprowadza się do zaciekłej rywalizacji oligarchów oraz ich stronnictw o łaskę Kremla i płynące zeń fundusze.
I walka ta przyniosła właśnie kolejną ofiarę. Oto bowiem majątek wspomnianego Konstantina Strukowa zostanie zagrabiony przez władzę (bardzo możliwe, że, pośrednio, także przez innych oligarchów). Kreml bowiem pozwolił swojego „sympatyka” zniszczyć. Oficjalnie chodzi, rzecz jasna, o zupełnie co innego. Rosyjska prokuratura generalna miała bowiem jakoby stwierdzić, że Strukow łamał prawo (któż by się spodziewał…) i domaga się nacjonalizacji jego aktywów. W tym Uzhuralzolota…
Kłębowisko węży w wydaniu wschodnim
Oczywiście w warunkach politycznych, w jakich funkcjonuje Rosja, pretekst oficjalny jest w istocie pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia. Zarzuty stawiane Strukowowi — bezprawne łączenie sprawowania urzędu publicznego z działalnością biznesowa — brzmi humorystycznie, biorąc pod uwagę, że wszyscy wiedzieli o tym od dawna. Sam zaś Strukow nie jest przecież jedyną z takich osób. Tyle, że dopóki nie przegrają one zakulisowej walki o wpływy, nikt w prokuraturze „nie zauważa”, że ignorują prawo.
Wracając do spółki: siedziba firmy Uzhuralzoloto PJSC w Czelabińsku (tym rozsławionym serią nie zawsze poważnych dowcipów) została zajechana — a najprawdopodobniej także zawczasu splądrowana, szczególnie ze wszystkich wrażliwych dokumentów czy ciekawych materiałów — przez rosyjskie organy ścigania. Na wieść o rajdzie notowania spółki na moskiewskiej giełdzie straciły ok. 10% wartości.
Co ciekawe, brak informacji, by aresztowano samego Strukowa, co wskazuje, że mógł zawczasu oddalić się poza zasięg owych organów. Ostrożność w żadnej mierze nie nadaremna, biorąc pod uwagę, ilu prezesów rosyjskich spółek w ciągu ostatnich dwóch-trzech lat „wypadło” już przez okno bądź „zatruło” się herbatą. Względnie czymkolwiek innym.